Rozdział 12

2.8K 126 11
                                    

Czwartek, 13 czerwca 1996

Szyja mnie boli od tego ciągłego, uprzejmego kiwania głową.

Umbridge przyłapała mnie, jak skradałem się do kuchni, więc przekonałem ją, że właśnie byłem w drodze, by ją znaleźć i omówić niektóre z moich podejrzeń. Przede wszystkim podejrzenia co do niektórych Gryfonów.

Od tamtej pory prawi mi morały. Znowu kiwam głową, mrucząc na zgodę.

— Całkiem słuszne spostrzeżenie — mówię. — I założę się, że mój ojciec w pełni poprze ten dekret.

Zwraca ku mnie swoje małe oczka, które błyszczą maniakalnie, a stukot w głębi korytarza przyciąga naszą uwagę.

Filch, jak zawsze biegnąc i praktycznie unosząc kolana do piersi, przemyka obok nas.

— Poltergeist bawi się teleskopami szkolnymi. Rozmazuje atrament! — Oczy Filcha niemal wychodzą mu z orbit. — Już się tym zajmuję, pani dyrektor!

— Wielka Inkwizytorko — poprawia go i chichocze.

— Wielka Inkwizytorko! — Filch salutuje i odchodzi. Kiedy znika nam z pola widzenia za schodami prowadzącymi do Wieży Astronomicznej, ja odwracam się do niej.

— Tak jak mówiłem. — Odgarniam włosy, a ona odchrząkuje. — Mój ojciec jest pod wrażeniem całej pracy, którą wykonała pani tutaj w trakcie ostatnich miesięcy. A kiedy skończy się rok szkolny, mam nadzieję, że przybędzie pani do Dworu, żeby się z nim spotkać.

Oczy Umbridge błyszczą, jakbym właśnie zaproponował jej najlepszy kawałek mięsa.

— Umbridge! Eee, pani dyrektor! — Weasley zatrzymuje się przed nami w poślizgu.

— Wielka Inkwizytorko — mówi.

— Tak, Wielka Inkwizytorko, albo... tak...

Zerka na mnie, po czym wraca wzrokiem do dyrektorki... Wielkiej Inkwizytorki.

— Pan Weasley? — Jej prymitywny głos kłuje mnie w uszy.

— To Irytek! — On wskazuje. — W sali Transmutacji! Wszystko niszczy!

Umbridge się nie rusza.

— Irytek, powiadasz?

— Tak! Musimy ruszać! — Weasley zaczyna podążać w kierunku sali Transmutacji.

Mrużę na niego oczy. Spogląda na mnie.

— Panie Weasley. — Jej głos jest cienki. — Skąd wiesz, że Irytek jest w sali Transmutacji, skoro sam przybyłeś z przeciwnego kierunku?

Weasley mruga. Idiota.

— Cóż, plotki o psotach rozchodzą się tu tak szybko — próbuje.

Umbridge patrzy na niego groźnie.

Nagle do moich uszu dobiega odgłos co najmniej tuzina miauczących kotów. Podskakuję, podnosząc stopy wysoko, jakby unikając myszy. Tu nie ma żadnych kotów. Weasley robi to samo, ale Umbridge po prostu patrzy na swoją różdżkę, skąd dobiega ten dźwięk. Blednie. Patrzy na Weasleya.

— Expelliarmus!

Różdżka Weasleya wylatuje z jego kieszeni i trafia wprost w maleńką pięść Umbridge. Z czubka jej różdżki wystrzeliwują liny, które owijają się mu wokół pasa, a na jego piegowatej twarzy widać przerażenie.

Z uwagą przyglądam się, jak Umbridge zbliża się do niego.

— Panie Malfoy — mówi Umbridge, wręczając mi różdżkę Weasleya. — Proszę, przyprowadź resztę Brygady Inkwizycyjnej i spotkajmy się w moim biurze.

[T] Wszystkie niesłuszne wybory | All The Wrong Things | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz