13. Narada

1.7K 57 7
                                    

Pov. Charles

Powoli zjeżdżali się inni członkowie naszej grupy. Są to młodzi rekruci z Stanów i kilku z Włoch. Trenujemy też parę osób z Ameryki i USA, inaczej nie moglibyśmy mieć aż tak licznych grup terenowych, które składają się z minimum sześciu do dziewięciu członków. Nam padło na ośmiu, a cała piątka dojechała akurat następnego dnia. Idealny dzień by zrobić zebranie informacyjne dla żółtodziób i Aresa.

Gdy po śniadaniu ogłosiłem że chce widzieć wszystkich w naszej strefie mieszkalnej, od razu wszyscy tam poszli. Oczywiście, księżniczka Veronica przyszła ostatnia bo musiała się uszykować. Kobiety....

- Skoro już wszyscy są, to zaczynamy. - spojrzałem znacząco na Veronicę, dając jej znać by więcej się tak nie spóźniała.

Potem trudno mi było z powrotem odwrócić wzrok od jej twarzy i ciała, które odziane było w cienkie leginsy oraz czarną, długą bluzkę. Niby zwykły strój, ale na niej prezentował się niesamowicie, jakby urwała się z jebanego pokazu mody. Z trudem zmusiłem się by odwrócić wzrok od szatynki i spojrzeć na innych ludzi naszej grupy. Nie podobało mi się to, że wszyscy inni to faceci, a Veronica jest jedyną tu kobietą. Jak któryś krzywo spojrzy przywalę mu najwyżej w mordę i zwale na to że chciał jej coś zrobić. Zalety bycia ochroniarzem....

Charles, skup się!

- Jutro dojedziemy do Cagliari. Stąd do miasta jest jakieś trzy godziny drogi, więc na spokojnie będziemy mogli tu trenować okazjonalnie strzelanie, orientację w terenie i waszą zwinność. W naszym mieszkaniu obrad, gdzie będzie z tego co mi wiadomo siłownia, będziemy mogli ćwiczyć samoobronę, wytrzymałość i średnio dwa razy na miesiąc będziecie poddawani wstrząsną elektrycznym, by przyzwyczaić was do bólu, w razie waszego porwania.  - Tłumaczę spokojnie, obserwując jak staraj się ukryć swój lekki strach. Omijam jednak osobę Veronicy, by nie zapomnieć o tym co chciałem jeszcze im przekazać.

- Oczywiście postaram się do tego nie dopuścić, ale niczego nie jesteśmy pewni na sto procent. Sami tu przyszliście, raczej widzieliście na co piszecie. Że jest nas ósemka, będziemy spać po dwie osoby w pokoju. Zaoszczędzimy w ten sposób miejsca w mieszkaniu, które i tak jest nieco ograniczone oraz będzie tak bezpiecznie. Ustawiać będę was wiekiem, więc Jim i Eric, Mike i Daniel, Axel i Ares, a Veronica z powodu naturalnych będzie spała sama, jednak na tyle blisko mojego pokoju i pokoju Axel'a i Aresa, by w każdej chwili ci pomóc. - oznajmiam władczym tonem, by żaden z chłopaków nie odważył się podważać mojego słowo. Niestety, Eric chyba nie przyjął przekazu.

- Czemu to ona ma spać sama? - zapytał z pretensją, gdy ledwo zakończyłem ostanie zdanie.

- Bo jest dziewczyną. - odrzekłem, przenosząc wzrok na jego poważną twarz. Jest tylko dwa lata ode mnie młodszy, a i tak zadziwia mnie jakie ma jaja, że odważył się mówić o Veronicę w taki sposób i to znając jej nazwisko. Przecież to jak wejść do klatki z głodnymi lwami, obwieszony mięsem. Śmierć na miejscu.

- To żadne wytłumaczenie. Tak samo jak jej nazwisko. - prycha, wzruszając ramionami. - Chcę sprawiedliwości.

- Ty chyba nie chciałbyś być napastowany spojrzeniem siedmiu innych mężczyzn, gdybyś był na jej miejscu... - mówię spokojnie gdy przerywa mi głos dziewczyny.

- On na pewno by nie chciał. - dopowiada kpiąco. Nie pogaraszaj swojej sytuacji, dziewczyno!

- A to niby dlaczego? - rzuca z drwiącą nutą. - Życie jak w niebie, gdy my tu harujemy. Drogie ciuszki, kosmetyki, perfumy od najlepszych producentów, ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobre siedem dni na tydzień. Żyć nie umierać.

- Ach, tak? - pyta unosząc do góry brew. A jeśli kobieta podnosi do góry jedną brew, znaczy że macie przejebane. - Chętnie się zamienię. Zobaczymy co to byś zrobił gdybyś nie miał życia towarzyskiego, nie mógł mieć przyjaciół ze względu na nazwisko, gdybyś musiał chodzić z dziesiątką ochroniarzy by jakiś psychol cię przypadkiem nie zabił i gdyby twój ojciec nie pozwał ci umawiać się z nikim do pierdolonej czterdziestki. Byś sobie wtedy nie poruchał... - wymienia, a na jej ustach formuje się typowo kpiarski i złośliwy uśmiech, który może nie jest za wielki ale pasuje do niej jak cholera. - Moje nazwisko to nie tylko plusy, drogi... Evanie

- Eric. - mówi niewyraźnie

- ...Eriku -  poprawia się niechętnie. - I zapamiętaj sobie, że z kobietami lepiej się nie dyskutuje. Odpala nam się wtedy guzik, który służy do retrospekcji. Umiemy wtedy wypomnieć ci co robiłeś w piątek dwa lata temu, dnia dwudziestego października o godzinie osiemnastej. - poucza go, na co na jego twarzy pojawia się lekki wyraz zawstydzenia.

Wow...

- Masz jeszcze jakieś sprawy do omówienia, Charles? - pyta zwracając się do mnie po imieniu. Wyrywam się z dziwnego szoku, tak jak pozostali w pomieszczeniu, którzy z uwagą słuchali ich wymiany zdań.

- Tak. Chciałem dodać że jutro już wyjeżdżamy do Cagliari od razu po śniadaniu, a pojutrze zaczynamy treningi. Rozpiski co do treningów czy zasad panujących w domu będziecie mieli na bieżąco przypinaną do lodówki. - informuje,  a mój głos zabarwiony nadal nutą zdziwienia i jakiegoś dziwnego podziwu, nie brzmi jakby był mój. - I jeszcze nazwa. Macie może jakieś pomysły? Do poniedziałku muszę już zgłosić nas, by zapisali w bazie danych.

- Villains of the night? - Podaje Daniel, który do tej pory jak reszta nie miał odwagi się odezwać. Też bym nie mógł, gdybym nie był wyżej postawiony.

- Nie, to słabe. - zaprotestował Axel. - Może... Black fire? - podaje, Po chwili namysłu.

Czuję się teraz trochę jak na samym początku mojej przygody tutaj. Podobnie robiliśmy burze mózgów, wyzywając się z słabych nazw naszej grupy, lub śmiejąc się z tych najbardziej pokręconych. Spędziliśmy tak chyba całą noc z piwem w ręku, o dziwo nasz przełożony też do nas dołączył i sam starał się wymyśleć jakąś kreatywną nazwę. Padło na koniec na  Notably Mysterious. Niektórych rzeczy się nie zapomina, właśnie jak tego.

- Weźcie... - jęczy pierwszy raz odkąd się tu zebraliśmy Ares. On też siedział cicho i słuchał z uwagą naszej rozmowy. - Ja bym postawił na Undefeated Killers. Niech wiedzą kto jest najlepszy z tych cieniasów.

- No najlepsi nie jesteśmy, bo mamy ciebie. - prychneła Veronica.  - Może coś po Włosku? La nostra famiglia? - pyta. Zauważyła strach w ich oczach, gdy chcieli zaprotestować. - Przecież się nie naskaże gdy wyrazicie swoje zdanie. - westchnęła zirytowana.

- Może być po Włosku, ale nie to. - wtrąca Mike, jedyny mając na to odwagę. Nawet Eric się teraz speszył.

- Respinto? - proponuje Jim.

- Odrzuceni? Serio?

- To tylko propozycja. - broni się.

- Ostatnia nazwa. - ostrzegam zmęczony już nieco ich przekomarzeniem się.

- A może zamiast dwoić się i troić, weźmiemy skrót? Nasze pierwsze litery imion będą symbolizowały jakieś wartości? - pyta Veronica, również już zmęczona.

- Zgoda. - mówią chórem. - To będzie M. E. J. A. D. A. C. V. ?

- I gitara. - mówi Jim

- M – Mądrość, E – Enigmatyczny, J – Jebnięci, A – Agresywni, D – Dyskretni, A  –  Ambitni, C – cierpliwi, V – Vredni. - mówi po kolei  Axel.

- Wredni nie przez zwykłe W? - poprawia go Eric.

- U mnie jest przez V. To nie moja wina, że Veronica ma przez V.

Uśmiecham sam do siebie, zerkając na dziewczynę siedząca w fotelu w którym się wręcz zatapia. Na jej widok jeszcze bardziej unoszę kąciki ust.  Nie mogę być wobec taki oschły i obojętny, chociaż nawet jeszcze nie zacząłem.  Wiem że powinienem trzymać ją na dystans ale nawet Ares nie umie się powstrzymać, tak samo jak ja.

Nie żałuję żadnej decyzji, którą następnie podjąłem. Owszem, mogłem zrobić to lepiej ale dzięki temu wiem na czym stoję. To dziwne uczucie wypełnia mnie, nie umiem się go pozbyć. A ona jest moim przekleństwem i ratunkiem jednocześnie....

Mafia princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz