12. Osiedle terenowe

1.8K 60 15
                                    

It's My Birthday!

4/4 maraton!

Pod koniec notatka, przeczytajcie bo wylewam swoją miłość do was....

_______________

Pov. Veronica

Już jak wyjeżdżaliśmy spod domu ekscytacja buzowała w moich żyłach, bardziej niż krew. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale miałam nadzieję że nie będziemy mieszkać w jakiś namiotach. Nie przepadam za tym...

Za to taki barak, albo mini domek. Niby tata mi trochę o tym opowiadał, jednak to nie to samo co zobaczenie wszystkiego na żywo i przeżyciu tego na serio. Nadal nie wierzę że tam jadę i będę bronić sowich ludzi!

- Skarbie to jest naprawdę trudne. - mówi tata. - codziennie mogą przydzielić wam dwie misje, a jest to naprawdę męczące. Oczywiście postaram się by cię nie obciążali...

- Tato, nie chcę żadnych for, tylko dlatego że jestem twoją córką - przerywam mu jego gadaninę.

- Wiem córcia, ale martwię się. - wyznaje przejętym tonem.

- Tato nic mi nie będzie. W dodatku wysłałeś za mną dwóch ochroniarzy, którzy pewnie ze mnie oka nie spuczą i będę pewnie na szarym końcu, byleby mi się nic nie stało.

- Mówiłem ci już, że będziesz się szkolić na lidera. A lider nie stoi na szarym końcu. I faktycznie się o ciebie boję, bo możesz stracić życie - podaje kontrargumenty, które powoli mnie przekonują. Ojciec wzdycha ciężko, podpierają o dłonie czoło.

- Będę na siebie uważać - obiecuję mu, przez co zwraca na mnie swoją uwagę. - To opowiesz mi jak tam jest? Jak wyglądają akcje? Co będę na początku robić? Będę mieszkać sama czy z kimś? Dużo będę miała ludzi w mojej grupie? Jak wyglądają mieszkania?  Jaką będziemy mieli nazwę? - bombarduje staruszka masą pytań, nie mogąc się powstrzymać. Tyle rzeczy chcę wiedzieć.

Tato mruga powolnie parę razy, oszołomiony szybkością z jaką wypowiedziałam wszystkie słowo, prawie że na jednym wydechu. Muzyka w podstawówce na coś wreszcie się przydała z wredną panną Rooth. Okropne babsko....

Na lekcjach zazwyczaj ćwiczyliśmy długość z jaką możemy mówić na jednym wydechu, a jest na to bardzo ładna nazwa ćwiczenia przepony lub wdechu. Jak kto woli. Była też druga wersja naszych lekcji muzyki, czyli słuchanie żali starej Rooth na swoich mężów, chłopaków, przyjaciół czy kochanków. Cholera wie, dużo ich było. Mężów miała chyba z dziewięciu i nie wiem jak ich poślubiła, chyba pod groźbą śmierci. Kochanką też współczuję...

Mój ojciec wreszcie cicho chrząka i poprawia swój pozycję, na bardziej wyprostowaną, prężąc swoje mięśnie by wydawać się groźniejszy. Na mnie to już nie działa.

- Nie sądzę by wasi przełożeni dawali wam już na początku ekstremalne wyzwania, ale będziecie pomału wspinać się po drabinie trudności. - zaczyna. - Akcje są różne. Czasem są czysto służbowe czasem ratownicze, są też mieszane. Będziecie współpracować z inną grupą, jeśli będzie to grupsza sprawa, tak jak  odnaleźnienie porwanych dzieci, czy nakrycie tajnych działalności handlu ludźmi.  - tłumaczy mi cierpliwe.

- Co do mieszkania to raczej będziecie mieli jedno mieszkanie lub parę baraków. Będziecie też jeździli po innych zakątkach świata, ale zazwyczaj będziecie wracali do tego miejsca - porusza kolejną kwestię, poważnym wręcz grobowym tonem. - Nazwę ustalicie na swoim pierwszym zebraniu, które poprowadzi Charles, tak jak i całą resztę. Kiedy będzie akcja, kto, z kim i gdzie będzie spać, godziny treningów, partnerów i inne takie bzdety nie zależne ode mnie. Jasne? - zapytał pod koniec swojego długiego monologu, który nie był tak ciekawy jak na początku mi się wydawało.

Mafia princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz