6. Toast

2.4K 73 19
                                    

Pov. Veronica

Gdy przyjechaliśmy do domu od razu rzuciłam się do drzwi. W nich stała uśmiechniętą rodzicielka a bardziej na werandzie zobaczyłam twarz mojej siostry, która od tyłu obejmuje Nathaniel i z boku stał jeszcze mój brat z chytrym uśmieszkiem połączonym z kpiącym uniesieniem jednej brwi. Typowa jak na niego mina.

Pobiegłam i od razu rzuciłam się w ich objęcia. Słyszałam różne pytania o test, wynik i o to jak mi poszło, ale przez oszołomienie nie zarejestrowałam ich. Po tym jak dołączyli do nas czterech mężczyzn Marco, tata, Charles i Ares weszliśmy do jadalni, gdzie pięknie unosił się zapach włoskich potraw. W pokoju zauważyłam też ciocię Beatrice.

Co do chłopaków, postanowiliśmy że zamiast wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na noclegi w hotelach, zamieszkają na okres czterech dni i trzech nocy u nas. Dzisiejszy dzień mieliśmy poświęcić na świętowanie, drugi na pakowanie, a trzeci zaś na żegnanie, w końcu nie będzie mnie po kilka tygodni, jak nie miesięcy w domu.

Zawiedliśmy do stołu, nakładając sobie po trochu z wszystkiego. Ares i Charles nałożyli sobie chyba najwięcej, widać że żywią się jak żołnierze z samych opakowań i nie mających smaku dań. Chłopacy szybko odnaleźli się w towarzystwie, szczególnie przy Alexandrze. W końcu dzięki ich dwa może trzy lata różnicy.

- To? Dostałaś się? - pyta w końcu ciocia Beatrice. Na jej twarzy malowało się zaciekawienie, które nawet nie starała się ukryć. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Tak - odpowiedziałam z dumą w głosie. - Inaczej na mojej twarzy nie byłoby uśmiechu, ciociu.

- Wolałam usłyszeć to na własne uszy - mówi, machając ręką. Nagle wzięła lapmkę z nalanym do niego czerwonym winem, które było chyba ulubionym mojej rodziny i wstała delikatnie skrzypiąc krzesłem. - Mamy za co świętować, kochani. Za sukces naszej Veronicy i jej dalszy rozwój! - zawołała, wznosząc tym samym toast.

- I o to by przy pierwszej akcji się nie zabiła... - dodał z kpiącym uśmiechem Alex. Po kryjomu podkradł wino i nalał naszej trójce.

- Też cię kocham, bracie - sakrnełam.

- Ejej... - mruknął ojciec zabierając z mojej dłoni i Mery szkła, a Marco dając po łapię Alex' owi również zabrał mu wino. - ...To nie ten wiek na alkohol

- Ale tato, mamy dziewiętnaście lat! - jęknęliśmy w trójkę jednym chórem, robiąc maślane oczka do taty i Marco.

- A alkohol jest dozwolony od dwudziestu jeden. - odpyskował, wystawiając nam język.

Tak u nas to zachowanie przechodzi chyba z genów do genów. Nic dziwnego że z mieszanki naszego ojca i naszej matki, wybraliśmy te najgorsze i chyba najczęstsze ich zachowania.

- A wiesz co robią nastolatkowie na imprezach?! Niby ile oni tam mają lat?! - bronił się Alex. Widać że tym argumentem zgiął naszego ojczulka.

- W dodatku ile to ma procent? - dodała Mery. Nie posądziłabym że ona tak uwzięcie będzie walczyć o procenty. - pięć?

- Akurat moja droga jest to Malbec i ma czternaście procent. - odpowiada jej poczająco tato. - Ignorantka - wzdycha teatralnie i jak na sesji zdjęciowej zarzuca niewidzialne włosy do tyłu, niczym najlepsza modelka.

- No przepraszam bardzo, że wielce książę nie dał nam nawet wejść do winnicy! - podaje kolejny kontrargument w stronę tatka.

- Dosyć! - krzyczy mama, przerywając im tą dyskusje. Wolałam się nie wtrącać, o wiele lepiej się tego słuchało niż dyskutowało. W dodatku Mery wyostrzył się przy Nathaniel' u charakterek. - Daj im się napić, niech mają coś od życia. Wiecznie im czegoś zabraniarz, więc niech się cieszą przez chwilę. Ty chyba naprawdę zapomniałeś jak to być nastolatkiem - zwraca się do ojca z surową miną, ale chyba każdy widział jej unoszące się do góry kąciki ust.

- Ja zapomniałem, jak to być młody? - prycha urażony, kładąc sobie otwarta rękę na klatce piersiowej.

- Tak, ty. - burzy się jeszcze bardziej mama. Tata oddaje nam lampki z winem, szybko odbieram swoją własność. To samo robi Marco oddając trunek w ręce brata.

- Ja ci wieczorem pokażę nastolatka. - woła do mamy.

- Proszę nie! - tym razem się wtrącam. - Do dziś mam w uszach wasze jęki i koszmary! - krzyknęłam, robiąc obrzydzoną minę.

- Poczekajcie jak będziecie sami. - dodaje po cichu Alex. Jak jeden mąż z moim rodzeństwem w tym samym czasie przechylamy naczynie i upijamy niewielki łyk alkoholu. Czuć wyraźnie posmak delikatnej czereśni z musującymi bąbelkami.

Temat schodzi na naszych dzisiejszych gości. Mama i ciocia wręcz zasypują ich lawiną pytań odnośnie jak wyglądają takie akcje, czy są bardzo niebezpieczne i jak ich zdaniem sobie poradziłam na testach. Zauważyłam że w większości odpowiada Ares, gdy chciał coś wtrącić Charles on mu nie dawał lub przerywał. Po kilku próbach chłopak zrezygnował i jadł w ciszy, jednak uważnie słuchał.

Moje sumienie się wtedy odezwało i nie wiedząc czemu zrobiło mi się go żal. Może i Ares jest bardziej otwarty, głośny oraz rozmowny, ale to nie pretekst do tego by się w ogóle nie odzywać. Nie robię jednak z tym faktem nic.

- A ty Charles? Kim byłeś zanim przydzielono cię do grupy Veronicy? - pyta mama, również zauważając milczącego blondyna.

Akurat moja mama nie lubiła gdy wykluczało się pozostałych. Sama przez to przechodziła i wie jakie to uczucie, dlatego stara się z każdym rozmawiać na różne ciekawe tematy. Też to czasem robię, chociaż gdy inni nie wykazują chęci do pogaduch czuję się niezręcznie.

- Byłem liderem. - odpowiada zdawkowo.

- Och, jak ciekawie - zachwyca się moja rodzicielka odkładając sztućce na talerz. - Jest to bardzo ważna rola, opowiesz coś więcej? - zachęca go, posyłając spojrzenie.

- Tak, jest to ważna rola, ale odnalazłem się w niej bez problemu. Dużo robiłem i przeprowadziłem wiele udanych akcji. - wyjaśnia omijająco.

- Dlatego pod twoim czujnym okiem Veronica będzie mogła się krztałtować na przyszłego lidera. - przerywa mu na chwilę tata. Zaskakuje mnie tym zdaniem. - Pod twoją opieką czuję, że nic jej nie grozi Charles.

- Oczywiście, panie Russo. Postaram się z wszystkich sił, by włos z głowy Veronicy nie spadł.

- Cieszy mnie taka postawa. - kończy tata.

- Jest już późno, a jutro nowy dzień. - przerywa wszystkie rozmowy delikatny głos cioci Beatrice. - Chyba pora do łóżek.

- Aż tak nie możesz się doczekać się jak zostaniemy sam na sam? - pyta sugestywnie wujek Marco.

- Żebyś ty jeszcze był taki jak za młodu. - dogryza mu śpiewnie jego żona. - Dobranoc, kochani. - żegna się, po czym zabierając za rękę swojego ukochanego udaje się do im przeznaczonego na te noce pokoju.

- Przygotuje wam pokoje, chłopcy - zwraca się moja mama do Charles'a i Aresa. Gdy kiwają na zgodę głowami moja rodzicielka znika na schodach.

- Posprzątacie tu dzieciaki? - woła z daleka już tata. - Jestem padnięty.

- Jak zawsze - przewracam oczami. Zaczynam z rodzeństwem i o dziwo Charles' em zbierać brudne naczynia z stołu, chowając je do zmywarki, a gdy jest zapełniona jedyna która umie się posługiwać tym narzędziem tortur, włącza ją.

- My już idziemy - mówi podekscytowana Mery, ciągnąc za sobą uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka.

Ach, ta dzisiejsza młodzież...

- Gdy Vera będzie się jutro pakować, chcecie może zagrać w Fifę albo coś innego? - pyta ni z gruchy ni z pietruchy mój brat.

- Pewnie - odpowiada niemal natychmiast Ares.

- Mogę, o ile Veronica nie będzie potrzebna pomoc.

- Nie, dam radę. - odpowiadam cicho. Dziwne że pyta mnie o zdanie, ale też.... Urocze?

- W takim razie do zobaczenia, chłopaki! - woła Alex.

I zostaliśmy sami...

Mafia princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz