20. Ma zajebiste usta

1.7K 50 7
                                    

Pov. Charles.

Naprawdę nie planowałem tego powtarzać. Ale gdy tylko dotknąłem jej ust swoimi wargami, coś się we mnie ruszyło. Jakoś dźwignia poszła w dół i nie mogłem przestać.

Miała takie słodkie wargi, które wręcz pożerałem. Smakowała tak dobrze różowym szampanem z tej drętwej imprezy i po prostu sobą, nie dało się od niej oderwać ust. Kąsałem, ssałem i lizałem jej wargi jakby była najsłodszym cukierkiem. I były chyba moim ulubionym słodyczem, których fanatykiem nie byłem.

Dlatego, gdy musiałem się od niej oderwać, by wcielić w życie mój plan wydostania się z tego piekła na ziemi, było to cholernie trudne. To tak jakby wasze mamy kazały oderwać się od gry komputerowej, której nie da się zastopować.

I już wiedziałem, co jest nie tak z nią. Owszem, pocałowałem ją już kiedyś. I owszem podobało mi się to. Ale teraz? Mam wrażenie, że czuję się jeszcze lepiej. Pomimo tego niebiańskiego uczucia, nie mogłem być z nią i całować ja kiedy mi się za chcę.

A są na to trzy trafne argumenty.

1. Vincent Russo nie tylko by mnie wyrzucił ze swoich szeregów i zrównał z ziemią moja reputację, ale i odstrzelił by mi genitalia, jak wcześniej groziła mi Veronica.

2. Mieliśmy misje do wykonania, nie powinienem się rozpraszać kobietami, chociaż jest to trudniejsze niż niemożliwe.

3. Ona sama pewnie nie chcę ani związku ze mną, ani więcej jakichkolwiek zbliżeń fizycznych między nami. Nie ważne jak mocno oddała tamten pocałunek w toalecie, nie ważne jak bardzo pragnęła mnie w tamtej chwili.

Stawiam kategorycznie nie.

Cóż, żeby było to takie proste, jak wymówienie tego. Wtedy to ludzie byliby chyba tytanami.

Wjeżdżam na teren naszej tymczasowej siedziby. Nie chce tu być i najchętniej zostałbym z nią jeszcze trochę sam na sam, tylko broń boże nie wracać w tamto miejsce. Gdziekolwiek byleby nie tu i nie tam. Ale nie mogę tego zrobić.

Wysiadamy, a ja podrzucam kluczyki od samochodu w dłoni. Nie wyjmuje tych od domu, bo doskonale wiem, że ona ma swoje i właśnie po nie sięga do miniaturowej torebki. Podziwiam jej nogi, gdy wchodzi po schodach.

Prawdopodobnie wszyscy już śpią, jest późno. W sumie i tak nie wiedzą gdzie byliśmy, zabroniłem o tym mówić Veronicę. Mam nadzieję, że nikomu nic nie chlapneła, nawet jeśli było to przez przypadek.

Nie odzywamy się do siebie, każde z nas idzie do swoich pokoi. Nie ustaliliśmy wspólnej wersji, ale to u lepiej. Dziewczyna będzie mogła się wykazać swoją kreatywnością podczas silnej presji i krótkiego czasu.

Jutro za to czeka mnie coś okropnego jak i ekscytującego. Pierwsza rozmowa przez kamerę z Vincentem Russo w sprawie jego córki. Mieliśmy jej pilnować, ale nic nie wie i tym, że co kilka tygodni mieliśmy mu mówić o wszystkich postępach, misjach, wadach i ogólnie jak radzi sobie Vera na płaszczyźnie fizycznej, jak i psychicznej.

Trudno było go nie winić. Mężczyzna ma oddaną i piękną, pomimo wieku żonę i dzieci, z czego dwie to kobiety. I mogę się założyć, że doprowadzają go do białej gorączki, bo odziedziczyły piękna twarz i figurę po matce. Ale czego więcej chcieć od życia? Ja sam bym takie chciał, gdybym nie miał nieco innych priorytetów.

Zdejmuje koszule i garniturowe spodnie, na tyłek wciągam tylko jakieś dresy, które akurat leżały na podłodze i kładę się do łóżko. Ciepła kołdra i uchylone okno to wszystko czego mi potrzeba do zaśnięcia. A mimo to śnią mi się kształtne, namiętne i smakowicie wyglądający usta jednej denerwującej dziewuchy.

***

Tak jak obiecałam, Veronica ma dziś spokój od ćwiczeń i może spać nieco dłużej. Jakie było moje zdziwienie, że stoi od rana na nogach przy kuchennym blacie i pije spokojnie kawę z mlekiem, zajadając kanapki z talerza obok. Wygląda na to, że Ares jest tak samo zdziwiony.

Nadal nie lubię tego drugiego. Wydaje mi się za bardzo mroczny i zły jak na ochroniarza. Gdyby tylko pojawiło się prawdziwe zagrożenie popchnął by ją w paszczę lwa, wykorzystując dane mu sekundy na ucieczkę. Właśnie na takiego mi wygląda i wcale, a wcale nie podoba mi się ten jego uśmiech cwaniaczka, kiedy podchodzi do naszej podopiecznej. Niby tylko zabiera pusty talerz z blatu, ale widzę w tym geście coś podejrzanego.

Może ja się robię zazdrosny? Jeden pocałunek niczego nie zmienia, do cholery! Nie powinienem być ani zazdrosny, ani zaborczy. Powinienem być nijaki względem brunetki!

- Ares, mamy sprawę do załatwienia, pamiętasz? - warczę o wiele groźniej niż zamierzałem. Oboje patrzą na mnie dziwnie.

- Ach, tak. Racja. - oddala się od niej, a mi serce znów zaczyna bić w normalnym, zdrowym rytmie.

Ze mną naprawdę dzieją się niepokojące rzeczy. Nie chce tego! A jednak, Vera mnie przyciąga, jak magnes. A ja jestem metalem, który daje się przyciągać. Tylko, że między nami jest masa nierównego terenu, przeciwprzyciagaczy i przeszkód, które uniemożliwiają nam przyciąganie się.

Wchodzimy razem Aresem do pomieszczenia, które jaki jedyne jest silnie wygłuszone by żaden dźwięk nie przedarł się przez ściany. Włączam laptop i niemal od razu wyświetla się nam ikona przychodzącego połaczenia. Widocznie kolejna cecha Vincenta względem swoich dzieci, a szczególnie córek, to niecierpliwość.

- Witajcie, chłopcy. - wita się formalnie. - Jak ma się moja córeczka?

- Dobrze. - odpowiadamy razem.

- A jakieś konkrety? - wtrąca.

- Ma świetna kondycję, a treningi nie są dla niej nawet męczące. Ostatnio na misji poradziła sobie wyśmienicie, chociaż rozpoznano ją. Umie zachować zimną krew, co jest dużym plusem. Ma też dobrą głowę do szybkiego podejmowania decyzji w krótkim czasie. - relacjonuje.

- Hm, to dobrze. Cieszę się, że idzie jej tak dobrze. - uśmiecha się lekka, zaraz jednak poważnieje. - Ares, a ty co zaobserwowałeś?

- Cóż, Vincencie. Moim zdaniem musi popracować nad techniką strzelania, gdy oddaje strzały jej ręka drży. Na ostatniej akcji trzymała się raczej z tyłu, to Charles rozmawiał z nieznajomym. Fakt, zaczepił ją. - oznajmia, a w moich żyłach krew podnosi się, pomału wrząc. - Psychicznie chyba daje radę, ale trudno stwierdzić. Jest jak kamień, nie da sobie pomóc i jest uparta. Jest to zaleta, jak i wada.

- Racja, Veronica nigdy nie pokazywała uczuć. Tylko w domu umie się otworzyć. - śmieje się cicho. - No cóż, jeśli na razie nic jej nie grozi, nie będę was nękał dzwonieniem. Piszcie, gdyby coś się stało, albo dzwońcie będzie lepiej. I naprawdę pilnujcie jej!

Rozłącza się po tej małej groźbie. Przekręcam się całym ciałem do Aresa, który nonszalancko opiera się o tył fotelu z rękami za głową.

- Ci ty opowiadasz! Ręka jej nawet nie drga przy strzale. Zawsze trafia w punkt, a gdyby drżała, nigdy by nie trafiła tak celnie. A na akcji stała praktycznie obok mnie. - besztam go.

- Oj tam, Oj tam. To nic wielkiego - zbywa mnie, a na jego ustach znowu widać ten uśmiech szatana.

Postanawiam nie mówić nic co wzbudziło jego podejrzenie. Nie ufam mu i nie chcę by i tym wiedział. Chociaż pewnie zdaje sobie z tego sprawę. Lepiej żebym nie potwierdzał jego informacji, ważne tylko, że wie, że go nie trafię.

- A coś ty w ogóle taki nabuzowany się stałeś? Gdy tylko któryś z nas wspomina o tej dziewczynie, bronisz jej jak lew. Czyżbyś się zabujał w tej małolacie? Wtedy wyjaśniali by to, czemu wróciliście wczoraj razem o tak później porze.

Wie. On wie. Musi być coś z nim nie tak!

- Nie zakochałem się w tej dziewczynie, ani nie ma to nic wspólnego z naszym wczorajszym powrotem. Złapaliśmy się w czasie i to tyle. - bronie się. - A wstawiam się za nią, ponieważ ma potencjał. I jej wygląda na to, żeby przestała się rozwijać.

Wychodzę z pokoju i idę na dach. Muszę odetchnąć.

- Chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli jednak bujał się w niej, to ma zajebiste usta!

A te słowa wzburzają mnie jeszcze bardziej.

Pieprzony Ares. Bóg cholernej wojny!

Mafia princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz