Pov. Veronica
Weszłam na dach budynku równo o umówionej godzinie. Już z odległości kilku metrów widziałam zaciemnioną postać przy końcu. Stał na krawędzi, patrząc w dal. Jego sylwetka była nieznacznie pochylona do przodu, jakby miał zaraz zamiar skoczyć i zakończyć swój żywot.
Przeszłam przez barierkę i podeszłam kilka kroków bliżej, utrzymując nieznaczny dystans pomiędzy nami. Założyłam ramiona pod piersi i również patrzyłam w przestrzeń. Miasto było rozświetlone, lecz przygasłe. Każdy kładł już się do łóżka, pozwalając by Morfeusz wziął go do swojej krainy. Za to niebo było zdobione małymi, białymi punkcikami i wielką kulą, która świeciła nad naszymi głowami.
- Cześć, Charlie - odezwałam się pierwsza, zwracając na siebie jego uwagę.
- Robisz postępy. - mruknął z lekkim uśmiechem, który dostrzegłam w mroku nocy. - Nie usłyszałem cię.
Nie wiem czy to możliwe ale w nocy był jeszcze bardziej przystojny. Jego i tak ostre rysy twarzy nabrały więcej grozy, a jego oczy stały się bardziej mroczne oraz tajemnicze. Był nieodkrytym sekretem tego świata. Chował się w swojej skorupie, bojąc się by nie spażyło go słońce. A teraz? Teraz też nie pokazał się w całości. Widziałam to co pozwolił mi zobaczyć.
- Czy to był komplement? - zapytałam, drażniąc się z nim.
Nie chciałam tego przyznać przed samą sobą, ale tęskniłam za słownymi przepychankami z moim irytującym rodzeństwem.
- Ależ skąd... - żachnął, spoglądając na mnie spod swoich rzęs. - Siadaj.
- Postoje. - machnęłam ręką, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.
- To nie było pytanie. - warknął.
Z westchnieniem irytacji usiadłam na zimnym betonie, siadając po turecku.
- Co ode mnie chciałeś, że musiałam tu przyjść o tej godzinie? Normalni ludzie o tej porze śpią.
- My nie jesteś normalni - zauważył.
- Mów za siebie - burknęłam
- Co chciał od ciebie Scott? - zapytał po chwili przyjemnej ciszy.
- Nic takiego. - mruknęłam, ale dostrzegając jego wzrok tylko przewróciłam oczami i dodałam - Kazał uważać. Najciemniej jest pod latarnią.
- Nie zadręczaj się tym. - polecił z lekką troską
- Nie zamierzam, po prostu .... Mnie zdziwił. Tyle. - wytłumaczyłam się.
Kolejne minuty upływały, a ja miałam wrażenie jak z każdą chwilą napięcie między nami się zwiększa. Nie miałam odwagi się odezwać, on najwidoczniej nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał mi powiedzieć.
- Vera.... - westchnął ciężko.
- Słucham? - odpowiedziałam bez jakiegoś większego zainteresowania.
- Nie chciałem tego mówić przy chłopach, ale mamy następnego dnia nowe zadanie. - wydusił z siebie, pocierając czoło.
- To super! - od razu się ożywiłam, a na moich ustach zawitał uśmiech.
Nawet nie wiecie jakie to cudowne uczucie. Kolejna misja. Tak szybko po drugiej! Znowu w moich żyłach buzuje adrenalina, która opada dopiero po wszystkim. Ta satysfakcja z dobrego zakończenia zadania. To że mogę w jakiś sposób pomagać ludziom mnie cholernie satysfakcjonuje.
Co tym razem masz w zanadrzu dla mnie, Charlie?
- No nie koniecznie. Wątpię by ci się to spodobało. - bąka pod nosem, tak cicho że ledwie go słyszę. - Mamy wytyczne, że ktoś sprzedaje nasze kobiety, nastolatki i młode dziewczynki w przedziale dziesięciu, sześciu lat. Zniknęło ich łącznie już pięćdziesiąt. Wybierają je z naszych klubów i nie są to tylko tancerki, ale też zwykli gości, z bankietów i paru rodzin. - opowiada.
CZYTASZ
Mafia princess
Lãng mạnVeronica nie jest miłą i potulną owieczką. Lubi swoją wredną osobowość, a ironia to jej drugi język. Wychowana w mafii, traktowana jak księżniczka przez swojego ojca, a także nauczona pracy przez matkę. Jej zachowanie odrzuca każdego, tylko nie jeg...