Zestresowany chłopak biegł prędko przez las, serce biło mu wręcz błyskawicznie, a oddech był nierówny i niezmiernie szybki. Mimo upału oraz warunków, jakie w tym momencie panowały, nie mógł się spóźnić! Jego ciemniejsze włoski lekko roztrzepane, a skóra przetarta i zadrapana. Jaśniejsza kozula była lekko rozpięta, a naszyjnik wciąż jakimś cudem wisiał na jego szyi. Stres się w nim kumulował i nie chciał opuścić, czy tak normalne i codzienne sprawy, musza być tak cholernie wyczerpujące i stresujące? Po długim i wykańczającym biegu, Hiszpan lekko zwolnił, zatrzymując się i lekko opierając o ciemny pień drzewa. Jego nogi zdecydowanie potrzebowały odpoczynku, a płuca domagały się normalnego i równomiernego oddychania. Oparł się lekko o dłuższą część pnia, na moment zamykając oczy. Mam jeszcze trzy i pół minuty... pomyślał Hiszpan, już planując jak najkrótszą oraz najszybszą opcje dojścia do mniejszego pola, usawodionego przy części mieszkalnej zamku. Nie trudno było się zgubić, czy jakoś pomylić trasy do zamku. Ba, w zamku też się łatwo zawieruszyć i pogubić! Najlepiej, to nieść ze sobą miniaturkową mapkę, z rozpiską wszystkich komnat, lochów, ogrodów oraz większych sal i pomieszczen balowych.
Niestety coś wyrwało Hisziego ze swoich planów i rozmyśleń, wyrwał go cichy dźwięk, można powiedzieć, że ćwierk? Cwierk, lub jakiś cichszy, piskliwy oddźwięk. Młodszy szybko zajrzał za pień, nasłuchując uważniej, może warto tam podejść? Wzrokiem powędrował za pień - do troszkę przesuszonych krzaków, obok rosły mniejsze kwiatki czystku. A pośrodku...mały ptaszek. Oddech ptaszynki był nierówny i szybki - tak jak Hiszpanii przed momentem. Jedno z jego drobnych skrzydeł było mocniej wysunięte, co nieświadczyło dobrze. Hiszpania szybko się rozejrzał, szukajac jakiegokolwiek zagrożenia. Minuta, minuta, nie mogę się spóźnić! Powtórzył w głowie, szybko wstając z zamiarem dalszego biegu. Zrobił krok do przodu, ale sumienie by go chyba zabiło na miejscu. Odwrócił się, kucając przy pniu.
―Cześć maluszku, jak się tutaj znalazłeś, co?― Spytał ciszej, nie oczekując wcale od niego odpowiedzi. Ptaszek panikując wymachiwał skrzydełkami na wszystkie strony, nie zdając sobie sprawę w panice, że tylko pogarsza swój stan coraz bardziej. ―Hej, hej! Spokojnie, chcę tylko ci pomóc.― Jeszcze bardziej ściszył głos, nie chciał go jeszcze bardziej strazyć, to nie w jego stylu. Szczygiełek cofając i starając się wzlecieć, tylko się gubił, przecież to do niczego nie doprowadzi! Lekko się odsunął, widząc jak szybko opada i się podnosi klatka piersiowa ptaka. Nie tędy droga. A skoro nie tak, to inaczej - sprytem. Wstał powoli, wzrokiem szukając czegoś, co by się mogło nadawać na przysmak dla tego małego dzikusa.
―Uno, dos, tres...― Mruknął do siebie ciszej, wyciągając grubszy kij ze schowku. ― Cuatro, cinco...― Doliczył, mrucząc wciąż głęboko i cicho. Następny przedmiot jaki wyciągnął z szafki, był w stanie zrobić o wiele, wiele więcej krzywdy niż zwykły kij - bicz. ―Seis, siete...― Odłożył dwie "zabawki" na bok, opierając o ścianę jasnej drewnianej altanki. Z drewnianego schowku wyciągnął ostatni przedmiot - szablę. Wcale nie tępą, a wręcz mocno naostrzoną i niebezpieczną. Jej jelec zdobiony srebrem i przerónymi, pięknymi wzorami, miały pokazywać wdzięk oraz grację, jaką ma ta niezwykła i magiczna broń. A czy naprawdę była tak wdzięczna, i majestatyczna jak o niej mawiano? Odpowiedzieć może tylko sama szabla, lub jej właściciel. To on nią kieruje, on nią zarządza. On decyduje czy nią uratuje życie, czy je odbierze.
―I co? Tak strasznie było? Co maluszku?― Powiedział, lekko pocierając miękkie piórka na pleckach młodego ptaka. Hiszpania podstawił rękę mniejszemu zwierzaczkowi, pokazując, że gdy tylko będzie chciał, to może na niego wskoczyć. Wtedy Hiszi miałby więcej czasu na opatrzenie skrzydełka tego dzikuska. Delikatnie potrząsł ręką, przez co wcześniej zebrane niasionka chwastu się poruszyły. Miał nadzieję, że może tak zachęci bojaźliwego ptaszka, a ten co? Wredota tylko udziabał go w dłoń, nawet nie trafiając w przysmak! ― Ej, no wiesz co? To było już nie miłe.― Rzekł, udając wielce obrażonego. ― Proponuję ci miejsce pierwszej klasy, widoki z wysokości, plus dodatkowe, smaczne i darmowe jedzenie, a ty mi tak wybrzydzasz? Troszkę wdzięczności!― Zażartował, wciąż bawiąc się w aktorstwo nie z tej ziemii. Wkońcu położył rękę zupełnie na ziemii, poczeka jeszcze minutkę, a jak nie wejdzie, to opatrzy mu skrzydło, tak jak da radę.
Mniejsza ptaszyna przechyliła głowę, pochylając łebek do przodu, tym razem trafiając w nasionko rosliny. Hiszpania odrazu się ucieszył, obserwując wszystko, starając się zachować spokój. Po około minucie takich podchodów i gierek, ptaszek położył jedną nóżkę na dłoni Hiszpanii, drugą natomiast postawił na jego palcu wskazującym. ―Brawo, maluszku. I co? Taki jestem straszny?― Powiedział spokojnie, czekając aż ptaszek usadowi się jakoś na jego dłoni.
Powolutku wstał, trzymając rękę jak najrówniej się dało. Równym i spokojnym tempem, zacął kierować się w stronę zamku, przez całe zamieszanie z szczygłem, zupełnie, zupełnie zapomniał o jednym ważnym...elemencie. Gdy dotarł do budynku mieszkalnego, rozejrzał się, patrząc którędy mógłby wejść do swojego pokoju, wciąż pozostając niezauważonym. Jednak wzrokiem powędrował troszkę dalej od zamku, zobaczył polankę, a dokładniej jej mały kawałek. Mierda...Nie, nie ma mowy że...ja zapomniałem. Pomyślał, już lekko panikując. Czuł się jakby zaraz miał zejść na zawał, serce mu momentalnie przyśpieszyło, a nogi zadrżały, chciał tylko zadbać, żeby ptaszkowi nic nie było. Przepłaci to swoim zdrowiem! Jego ręce zaczęły dygotać, przez co jemu koleżkowi na ręce mogło być mniej wygodnie. Szybkim krokiem udał się do swojej komnaty, skradając się tak, żeby nikt go nie zauważył. Gdy tylko tam dotarł, zakluczył zupełnie drzwi, kładąc nowego przyjaciela na pościeli. ―Leż, ja wrócę, obiecuję.― Zatrzymał się na moment, myśląc nad tym troszkę poważniej. ―Znaczy, może...może wrócę.― Powtórzył się, szybkim krokiem stając pod drzwiami i je otwierając. ―Papa, maluszku.― Powiedział wrazie czego, nie wiedział czy jeszcze dziś do niego wróci, więc wolał na wszelki się z nim pożegnać. Zostawił mu nasionka oraz posuszkę, maluszek powinien jakoś się odnaleźć, a wrazie czego, szybko ucieknie. Przeciez widział go w akcji już nie raz.
Odrazu o opuszczeniu pokoju, zaczął szybko biedz na pole, przez korytaże, komnaty i przeróżne sale. Teraz stres złapał go jeszcze mocniej, czuł, że po tym już mało poczuje.
―――――――――――――――――――⇻
Cześć Miśki!
Pierwszy rozdział już jest, jak wam się podoba?
jeżeli zauważycie jakiś błąd, lub coś wam się nie spodoba, możecie napisać!
Oczywiście jeżeli macie pomysły, zawsze chętnie posłucham♡
(Na górze jest obrazek szczygiełka, tak na wszelki)
~Wasza Tiramcia♡♡
YOU ARE READING
˙┊'»'𝕾𝖒𝖎𝖑𝖊 𝖘𝖚𝖓𝖘𝖍𝖎𝖓𝖊, 𝖘𝖒𝖎𝖑𝖊!~'¨'°÷¤!|
FanfictionKsiążka jak ksążka, troszkę o przeszłości, troszkę o problemach, tu szczypta uczyć, tu szczypta szczęścia, a tam za to trochę smutku. Opowiadanie jest o Hiszpanii, kraju nie za dużym,nie za małym. Histotria toczy się...troszkę dawniej, przed upadkie...