― Możemy kiedyś...sprawdzić. ― Zaproponował Bursztynooki, zerkając z ukosu na mniejszego.
― Tylko...― Rozpoczął zdanie Aztek, spuszczajac szmaragdowy wzrok na podobnego odcieniu trawę. ― po co czekać i odkładać to na kiedyś, skoro można to zrobić dziś? ― Serce Hiszpana momentalnie stanęło. On zamierza odnaleźć najcenniejszy skarb Hiszpanii. ― Ty zamierzasz odnaleźć najcenniejszy skarb Hiszpanii? ― Powtórzył tym razem na głos Meksykowi, żeby się upewnić czy ten naprawdę się nie myli. ― Napisać ci jakieś specjalne i oficjalne oświadczenie, królewiczu?― Spytał żartobliwie, lekko kłaniajac się starszemu. ― Tak. Zamierzam go odnaleźć. A właściwie, zrobić to, czego kazdy się u ciebie panicznie boi. ―Drobna dłoń Meksyka, nadawała się idealnie do takich akcji. Zgrabne paluszki, starały się jakoś rozsunąć korę, tka, by nie musiał ich rwać. U niego w plemieniu, bardzo ceniono naturę, roślinnośc i wszelakie żywe stworzenia. Dlatego tutaj nie chciał działać bez namysłu i sprawdzenia łatwości dostania się do środka drzewa. No oczywiście, nie dając się ugryźć okropnemu, strasznemu i groźnemu "Sapherio". Narazie, odgarnał pięć korzeni, widząc tylko większą plątaninę gałązek, liści i lian. ― No cóż, teraz twoja kolej, Bursztynku. Ty masz silniejsze ręce odemnie, więc przedrzesz się przez resztę gałęzi. ― Wyjął dłoń mniejszy, teraz robiąc miejsce dla Hiszpana.
On jednak spojrzał się prosto w oczy Meksykowi, wyszukując się momentu, w którym zacznie się śmiać i powtarzać że żartował. Jednak ten moment nie nadszedł.
― Moment, ty nie żartujesz. ― Przyjął z powagą, zerkając tym razem na busz korzeni i liści. ― Mówiłem, że zamierzam go odnaleźć, ale bez ciebie misja się nie uda...więc co ty na to, że wspólnie go odnajdziemy?― Spytał entuzjastycznie, wyczekując odpowiedzi starszego. ― Nie ma mowy! Sapherio nas użre, albo gorzej, ciebie użre. I co? Śmierć na miejscu! ―Machnął ręką w malutką dziuplę obok. ― Nie przesadzaj, napewno nam nic nie będzie, panie strachajdło.― Odrzekł, kładąc rękę na ramię Hiszpanii. Szmaragdowe oczy chłopaka, patrzały się w te ogniste Hiszpana. Błagały o to, by tylko starszy łaskawie się zgodził.
― Nie wierzę czasem, w to co robię. ― Pokręcił głową Hiszpan, językiem klikając parę razy po podniebieniu. ― Wiedziałem! ― Rzucił się na niego ponownie Meksyk, ściskając z całych sił. ― Już już! Plecy Meksyk, plecy! ― Przypomniał Hiszpan, czując jak Meksyk niechcący zacisnął się mocno na jego łopatkach. ― Przepraszam, podekscytowałem się za mocno. ―Szybko się odsunął, również odczuwając nieprzyjemne szczypanie na swoim tyle. ― Już spokojnie, zaraz się weźmiemy za wyszukiwanie tych naszych błyskotek. ― Uśmiechnął się bursztynek, ręką zrywając kilka chwastów grodzących mu przejście do grubszych gałęzi. Gdy tylko mógł, omijał korzeie, lecz gdy jednak była taka potrzeba, to zrywał je raz po raz. Już po momencie, doszedł do pnia drzewa. ― Niemożliwe...przecież tam miał być skarb. ― Stwierdził, spuzczając lekko łebek w dół. ― Koniec? Nie...nie ma takiej opcji. ― Nie. Meksyk nigdy się nie poddaje. ― Zastukałbyś kilka razy w pień? Nie musisz mocno, tak żeby coś sprawdzić. ― Pomysł już krążył chłopakowi po głowie. Więc tak zrobił Bursztynek. Kilkakrotnie zastukał w pień, czując pusty oddźwięk. ― Tam jest pusto! ― Odpowiedział entuzjastycznie Hiszpan, biorąc zamach i uderzajac z impulsem w pień. Cieńka warstwa dębowego drewna złamała się pod pięścią Hiszpana, wpuszczając do zupełnej pustki.
Ale czy napewno tak pustej, jak im się wydawało?― I jak? Masz coś? ― Spytał zaciekawiony Meksyk z tyłu. ― Mam! Pusta przestrzeń i...―Coś...gładkiego? Szybko odskoczył jak poparzony ―Skóra! Skóra węża! ― Wykrzyczał, odsuwając się jak najdalej od pnia. ― Nie żartuję. Czułem skórę węża...i coś ostrego lecz gładkiego. ― Opowiedział dokładniej, wciąż wlepiając wzrok w ciemną, brązową przestrzeń. ― Napewno? Myślisz że...―
― Że to Sapherio. ― Dokończył Hiszpan zdecydowanie, podnosząc się na kolana i powolutku zbliżając rękę w nowo zrobiony tunelik. ― Nie poddajesz się tak łatwo, co? ― Westchnął młodszy, patrząc na całą akcję z tyłu. Jeżeli nie mogę mu pomóc w inny sposób, przynajmniej dodam mu otuchy...Pomyślał Aztek, kładąc drugą dłoń przy tej drugiej Hiszpana, tej wolnej.
Za moment, wszystko się zmieniło. Hiszpan z prędkością światła wyciągnął rękę, a z nią coś
― Mam! ― Wykrzyczał, upadając do tyłu z Aztekiem. ― Masz?! ― Spytał niedowierzajac chłopak. Jego oczy tak wielkie jak dwie szklane kule pełne szczęścia. ― Mam! ― Wykrzyczał jeszcze głośniej, ostrożnie i dokładnie trzymając filigramową skrznkę w welkiej dłoni. Obydwaj wciąż pozostali w swoich uściskać, ciesząc się niezmiernie. ― To istnieje jednak legendy nie kłamią, co? ― Zachichotał starszy,przyglądając się pięknej drewnianej skrzyni. Zdobiona była po bokach złotymi wzorami, a na samym środku widniał jasny, przezroczysty diament. Tylko gdzie kluczyk? Wzrok Meksyka powędrował w stronę drzewa, a dokładniej...na pełznącej po niej istocie. ― Hiszpania...― Powiedział zciszonym przez przerażenie głosem. ― Wiem wiem, niesamowity z nas due-― Wzrok mężczyzny powędrował na szmaragdziki młodszego, a następnie na źrodło ich przerażenia. ― Sapherio...― Ogromny wąż zaciskał swoje łuski na drzewie, pełznąc powoli lecz z gracją, jeśli można tak powiedzieć.
Niebieski przyciemniony kolor, przyprawiał obu chłopaków o dreszcze, a jego pełne sprytu oczy, przeszywały duszę. Aztek powolutku zaczął się cofać, wciąż bojąc się konsekwencji. Jednak Hiszpan siedział w tym samym miejscu, głęboko łapiąc powietrze, i zapełniając nim swoje płuca. ― Wiem, że pilnujesz skarbu. ― Odrzekł, wypuszczając ze stresem oddech. Wąż tylko sie zbliżał, co chwila wyciągając zwinny język i go chowając. ― Jeżeli chcesz, oddamy skrzynię. Jednak wiedz, ze nie mamy zamiaru sprzedać jej zawartości, czy komukolwiek o niej powiedzieć. ― Wciąż ciągnął swoją wypowiedź, nie okazując już oznaków strachu. Jego ojciec surowo zabraniał trwogi, bo ponoć tylko by go to podkopało - strach i niepewność. Spojrzał ogromnemu pytonowi prosto w oczy, zatracił się w nich, jakby wpadł do ciemnego, granatowo-szafirowego wzburzonego morza, pełnego ogromnych fal, zalewajacych i topiących całą jego pewność siebie w jednym szybkim momencie. Wąż jednak zamiast zaatakować Hiszpana, uniósł swój dumny łeb, patrząc w płonące bursztyny Hiszpana. Ich oczy kontrastowały, jak ogień i woda. Pokazywały śmiertelny spokój zwierzęcia, oraz ognisty zapał młodego Hiszpana. Zdziwiony młodzik podniósł łeb, wciąż zerkając i kontrolując każdy ruch oponenta. On dopełznął, estetycznie unosząc głowę na wysokość tej bursztynka. ― Co masz na głowie...― Spytał sam siebie, wzrokiem przelatując przez Meksyka, a następnie ponownie na łeb węża. Na samym czubku, miał jakieś znaki, jakby wyrobione, przez jaśniejszy kolor łusek w tym konkretnym miejscu. Formowały się one w słońce i diament. A przynajmneij na to obstawiał młodszy. Wąż obkrążył w tym czasie długie kończyny bursztynka, w jednym momencie je zaciskając, i powodując upadek oponenta. ― Hej! ― Wydusił w ostatnim momencie młodszy, starając się wyrwać z silnych objęć szafirowego stwora. ― Zostaw go, ty wstrętny gadzie! ― Wykrzyczał z tyłu Meksyk, rzucając malutką skórzaną książeczką w środek bańki Sapherio. Ten jednak zasyczał, i w gniewie zacisnął mocniej nogi Hiszpana, powolutku resztą długiego tłowia wchodząc wyżej i wyżej, zbliżając się do jego klatki piersiowej.
Ksiązka otworzyła się idealnie. Idealnie, na zdjeciu Isabeli, jego pierwszej, ukochanej opiekunce. Za najlepszą zakładkę do tej strony, robił już dość mocno podeschnięty chaber, oznaczając tą stronę jako wyjątkową. Błękitny pyton natychmiast przeniósł skupienie na mały obiekt.
To Isabela...
Jednak jego ciało wciąż zwinnie miękczyło Hiszpanię, odcinając klatkę po klatce jego świat. Dawniej opalona skóra chłopaka, powolutku zamieniała się w bladą i jasną. Niedobrze.―...To ona - Isabela...― Wydukał zduszony bursztynek. ― Zawsze uważałem...― Kaszel przerwał mu wypowiedź, między przerwami na łapczywe łapanie oddechu. ― uważałem że powin..nna być kimś ważniejszym, niż...czyjaś żona..― Sapherio łagodnie odpuścił młodszemu, dając moment odsapki. ―Była d..dobrą kobietą, nie mi...iała wrogów.― Jego oddech starał się coraz płytzy, a tlenowi coraz cieżej było się dostać do mózgu.― Nie...nie zamierzam tego kraść...― Słabym głosem dociągnął, łapiąc jak najwięcej powietrza ile się da. Nie wiadomo wkońcu, czy znowu nie zacznie go dusić. ―...uwież mi.― Dokończył, patrząc błaglanie w oczy pytona.
On jednak zamiast go dokończyć, odpuścił, skarb miał należeć do tego, kto sobie na niego zasłużył. Nie mieczem, nie walką. A dobrocią, honorem, ciepłem i odwagą. Ciepła Hiszpanowi nie brakowało, a te bursztyny wręcz palące się w jego oczach, biły tymi cechami.
meksyk, natomiast okazał spryt i odwagę, znajdując w sobie czelność, by zaatakować o tak wiele większego stwora.
Gdy bursztynek opadł na ziemię, mniejszy Aztek do niego podbiegł, sprawdzając tętno i oddech. Szafirowy pyton, jednak obserwował wszystko z trzeciej osoby, czekając na ostateczną próbę. Czy jej podołają?
Hiszpan otwarł oczy, na początku ciszej sycząc i pocierając skroń. ― Boo...!― Wykasłał lichawo, zbierając pwolutku w sobie siły. ―mam nadzieję, że cię...tak mocno nie przestraszyłem.― Odrzekł miernie Hiszpan, zerkając na pochylonego nad nim Azteka. On jednak mocno go objął, wyrywając z rąk malutką skrzyneczkę. Zamachnął się, a już po sekundzie calutka znalazła się na granicy przy wężu. ― W dupie mam te skarby! Weź je sobie, jeśli ci to tak przeszkadza. Jednak wiedz, że nie zamierzam narażać ani bursztynka, ani mnie, tylko z powodu jakiś głupich błyskotek czy diamentów! ― Odrzekł najniższy. Nie miał zamiaru narażać życie bursztynka, który sam oddał się na męki, za błędu osoby, która sama skopała sprawę. Wąż przeniósł swoje dwa oszlifowane szafiry na dwóch chłopaków.
Zdali.
―――――――――――――――――――⇻
Cześć wszystkim!
Przepraszam za krotszy rozdział i opóźnienie, ale zupełnie padam.
Nie dałam rady napisać niczego więcej, więc narazie napisałam taki wstępny skarbek.
Dziękuje wszystkim za cierpliwość, kocham was mocno!♥
(może być troszkę bez ładu i składu, więc przepraszam was odrazu)
~Wasza jedna i jedyna Tiramcia♡♡
YOU ARE READING
˙┊'»'𝕾𝖒𝖎𝖑𝖊 𝖘𝖚𝖓𝖘𝖍𝖎𝖓𝖊, 𝖘𝖒𝖎𝖑𝖊!~'¨'°÷¤!|
Hayran KurguKsiążka jak ksążka, troszkę o przeszłości, troszkę o problemach, tu szczypta uczyć, tu szczypta szczęścia, a tam za to trochę smutku. Opowiadanie jest o Hiszpanii, kraju nie za dużym,nie za małym. Histotria toczy się...troszkę dawniej, przed upadkie...