Nowe miasto, nowy kraj. Nowi ludzie, nowe uczucia. Nowe uśmiechy, nowe smutki.
Ale ból taki sam. Ból podążający za utratą rodzinnego miasta, królestwa i pięknego kraju. Odważnych ludzi, oraz kochających rodzin.POV. Meksyk
Moje nadgarstki już piekielnie mnie szczypały, a szyja dawałą coraz wyraźniejsze znaki, że obtarcia ciągle tam są. Spokojnie leżałem na drewnianej, wilgotnej podłodze. To nie możliwe...nie możliwe że mamy nie ma. Zawsze walczyłą do ostatniej kropli krwi. Zawsze walczyła dla nas wszystkich. A co jeżeli ona nie miała już powodu by walczyć? Co jeżeli ona myślała o... Nie! Napewno nie! Uciszył się w myślach młody, przymykając spuchnięte od płaczu oczy. Miał dosyć cierpienia, czternaście lat, a już przeżywał takie piekło. Za moment jednak usłyszał wiwaty, okrzyki oraz różne radosne piski. Jednak były one oddalone. Gdzie oni są? Ile ich jest? Otworzył swoje zielone oczy mocniej, podnosząc się resztkami sił i opiwrając się o uchyloną ścianę statku spojrzał na świat zewnętrzny. Stali tam...było ich tak wiele. Wszyscy krzyczeli, oraz wiwatowali na cześć ich wielkiego przywódcy.― Kła..amca...― Załkał, coraz mocniej speszony. Przez małą szparkę, mógł tylko zauważyć wodę, betonowy brzeg, oraz oddalone budowle. Jednak one były inne niż te u niego. Ich było tak wiele, oraz takie...podobne. Nie było lasów, i nie było roślinności. Jakby ktoś jednym mocnym dmuchnięciem, zdmuchał wszystkie drzewa i krzaki! U nas to było inaczej...wszyscy byliśmy razem, blisko. Morska bryza lekko wiała, powodując napływ zimna. To wszystko nie tak. Tu jest inaczej. Zadrżał młodszy, skulając się pod ścianą.
―Moja piękna Hiszpanio. Wróciłem! ― Podniósł triumfalnie szablę, uśmiechając się zdala do ludu. Z dala już widział brzeg, swojej ukochanej ojczyzny. Tu wszyscy go kochali, oraz uwielbiali. Szkoda, że nie byli przekonani, że jest Bogiem...nie takim. Już po paru minutach, statek stuknął o betonowy brzeg, a kotwice zostały rzucone do nie płytkiej wody. Na widok swojego wielkiego przywódcy ludzie zaczęli krzyczeć, a radoś podniosła się do jeszcze wyższego stopnia. ― Moi wierni ludzie, wróciłem! ―Oznajmił radośnie, rzucając kilka kamieni szlachetnych w tłum. Chciał im jeszcze bardziej zaimponować i pokazać jak to on nie jest hojny.
Żołnierze na dole zaczęli natomiast wyprowadzać nowych więźniów. Imperium jednak zszedł pod pokład, szukajac Meksyka. ― Go zostawcie. On idzie ze mną. ― Zerknął w jego przerażone oczy, odpinając łańcuh od drewnianej bali i oplatając sobie go wokół ręki. ― Powiedz swojej rodzince grzecznie "pa pa", bo ich już nigdy nie zobaczysz. ― Powiedział na raz, ciągnąc chłopaka do siebie. Starczył jeden silny ruch ręką, a mniejszy już leżał pod jego nogami. Cały obolały i bezsilny wstał na drżących nogach. Teraz czekała go wyprawa do pałacu, pałacu w którym może odzyska nadzieję, a może całkowici straci wiarę w ludzkość. ― Proszę. To na znak, że jesteś moją własnością. ―Złapał za jego szczupły nadgarstek, zakładajac rubinową bransoletę. ― Takim samym odcieniem zaleje się twoja piękna twarzyczka, jeżeli będziesz nieposłuszny. ―Ostrzegł go, głosem przesiąkniętym jadem. Młody nie zamierzał się nawet odzywać, bał się panicznie, że coś źle powie, i ze kara będzie wymierzona odrazu. Drewniany pokład skrzypiał pod każdym krokiem na nim wykonanym. Ludzie wymęczeni kilkudniową podróżą chcieli odpocząć, jednak to nie było im dane. Napewno nie "dzikusom". Meksyk przeszedł po drewnianej kładce, idąc przez tłum Hiszpanów. Ich oczy wielkie, oraz przesiąknięte zaciekawieniem, ale nie takim pozytywnym. Wzrok Meksyka powędrował na ziemię, a do oczu napłynęły słone łzy. ― Ch...Chcę do mamy...Boje s...się.― Wydukał między cichymi szlochami.
― Już jej nie zobaczysz, pogódź się.― Warknął, ciągnąc go bliżej siebie za mocny, oraz ciężki łańcuch. ― A strach? Strach jest nawet wskazany. ― Uśmiech Hiszpana przypominał poranny, zmęczony ale wciąż na miejscu, lekki a zarazem...szczery. Szkoda, że spowodowany był takimi rzeczami. ― Jeżeli jednak będziesz grzeczny, może nawet dostaniesz pokój. Kto wie. ― Powiedział, zerkajac na pałac. Szczęście miał, że port znajdował się tak blisko, i że miał przy sobie tyle ochroniarzów. Wkońcu nie chciał, by ludzie rzucali się na niego z pytaniami, krzykami oraz prośbami.
POV. Hiszpania
YOU ARE READING
˙┊'»'𝕾𝖒𝖎𝖑𝖊 𝖘𝖚𝖓𝖘𝖍𝖎𝖓𝖊, 𝖘𝖒𝖎𝖑𝖊!~'¨'°÷¤!|
Hayran KurguKsiążka jak ksążka, troszkę o przeszłości, troszkę o problemach, tu szczypta uczyć, tu szczypta szczęścia, a tam za to trochę smutku. Opowiadanie jest o Hiszpanii, kraju nie za dużym,nie za małym. Histotria toczy się...troszkę dawniej, przed upadkie...