Ciepły promyczek słońca, wpadł do pokoju Hiszpanii, padając na jego zmęczoną twarz. Jego bursztynowe oczy, wciąż były zamknięte, a oddech dość równomierny. Napewno bardziej, niż wczorajszego południa. Zmęczony chłopak leżał, nieświadom tego, że jego odpoczynek przedłuzył się o niemalże dwie doby. Zazwyczaj "karanie", lub "nauczki", kończyły się powodzeniem ze strony mentora Hisziego, lecz teraz, skutki były zbyt zauważalne. Wieści o rannym młodym, rozeszły się po służbie, przez co zaczęła sie coraz mocniej zastanawiać, oraz martwić o stan ich księcia. Ale po co komu twarde i zbite dowody, skoro ma się słowa jego najbardziej zaufanego przyjaciela, jak i nauczyciela, prawda?
Nie. Nikt nie skrzywdził Hiszpanii, plotka mówiła, że młody był w lesie, w dość niefortunnym czasie. Dzikie stado pomiejskich wików ostatnio chodziły troszkę bliżej dworca, więc dorosły wykorzystał tę informacje świetnie - To wszystko wina wilków!
Według tandetnej historyjki, Hiszpania wpadł w paszczę wilka, który zadrapał go niemiłosiernie mocno. Na całe "szczęście", uczeń bez nauczyciela nie podoła, i akurat jego mentor zjawił się w wręcz wyszukanym momencie! Czyż to nie cudowne? Tak silna więź, oraz poświęcenie jaką wkładają w tą relacje, wszystkich to niesamowicie zaskoczyło, oraz zdumiło.
Po około czterdziestu minutach, słońce zaczęło troszkę mocniej przeszkadzać Hisziemu, świecąc mu centralnie w oczy, oraz grzejąc prosto w twarz. Otworzył zmęczone powieki, odrazu dostając słońcem po oczach. ― Uh...Nie po oczach.― Powiedział, podnosząc rękę i pocierajac nią swoje ślepia. Niestety gdy chciał położyć rękę spowrotem na miejsce, poczuł okrutnie mocne szczypienie, i ciągnięcie na całych plecach. Zaskomlał, odrazu łapiąc głębszy oddech. Wolną ręką, złapał mocniej pościel, zaciskając ją w dłoni, żeby jakoś rozładować stres i te katusze. Ściskał pościel conajmniej minutę, po tym z żalem ją puszczając, i słysząc na koniec mały ćwierk...Chwila moment.
Szybko spojrzał na pościel, szukając wzrokiem w niej swojego małego kompana. ―Oh dzikusie, czy ty zawsze musisz się w cos wplątywać?!― Powiedział cieszej, ale wciąż zrezygnowany, przeszukując białą pościel. Odkrywał wszystko, warstwe po warstwie, zgecie za ugięciem, nie możliwe, chyba go zabiłem. Finalnie prawie się poddał, spuszczajac obolałą głowę i kładąc ją na poduszce. Przymknął oczy i wziął głęboki oddech, nie mógł sie rozluźnić, kiedy zgubił swojego przyjaciela! Już miał mówić, że stęsknił sie za tym małym rozbrykanym ptaszkiem, kiedy usłyszał głośne ćwierkotanie wprost przy jego uchu.―Tu jesteś!― Obrócił głowę w lewo, i odrazu zobaczył tego małego złośliwca, leżał sobie przez cały czas na poduszce jakby nigdy nic! Już się bał, że go zgniótł! Albo jeszcze gorzej, że go ugniatał jak jakąś piłeczkę antystresową! A proszę bardzo, on miał się dobrze, nawet nie był blisko zagrożenia. ―Nie wiesz, jak cholernie się stresowałem! Nie możesz tak sobie leżeć i nic nie robić. Myślałem że cię zabiłem!― Dał mu wykład, kładąc obolałą rękę przy ptaszynie. ―Ale hej, przynajmniej jesteś.― Palcem wskazującym podrapał go po łebku, dodając otuchy małemu ucierkinierkowi.
Młodszy westchnął ciężko, musiał przecież kiedyś wstać, nie mógł tak leżeć i pachnieć cały dzień, prawda? Więc rozpoczęła się misja "wywlec się z łóżka w taki sposób, żeby nikt nie zauważył", a krócej "Nie jebnij.". Chłopak obrócił się mocniej na prawą stronę, opierając siłę na rękach. W tym momencie plecy Hiszpana były jak lekko naprężone cieńkie niteczki. Czuł to, jak ruszał lewą ręką, jego lewa strona pleców miała ograniczone pole manewru - przekracając granicę, niteczki wkońcu by pękły. Niestety, misja była ciężka, bo to wydawało się takie łatwe w teorii, praktyka...była cięższa. W pewnym momencie, Hiszpania poczuł jak jego prawa ręka się ugina, zupełnie tracąc równowagę i spadając z głośnym hukiem na ziemię. Cudownie. Nie dość, że pieprznął mocno w podłogę, to jeszcze narobił hałasu, no przecież.
Dźwięk był na tyle głośny, że jedna z służących - Adriana szybciutko się zebrała i podtruchtała do komnaty Hiszpanii. Co on tym razem wymyślił... Pomyślała młoda kobieta, kręcąc głową trzy/cztery razy. Stanęła pod drzwiami chłopaka, a następnie zapukała trzy razy, miejmy nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało. Jedyne co kobieta usłyszała w odpowiedzi, to było ciche "Nic mi nie jest", jednak wiadomo, że należy sprawdzić. Pozatym, mógł się jakoś skrzywdzić...cóż, mocniej niż był już teraz.
Adriana szybko wparowała do pokoju, rozglądając się za jej tymczasowym podopiecznym. ―Hiszpanio?― Rzekła, lekko marszcząc czoło. Nigdzie go nie widziała, łóżko było puste, okno otwarte...nie mógł przecież tak szybko wyjść!
Zaraz jednak zauważyła nogę Hiszpana, tóż przy łóżko. ―Ah, no oczywiście.― Westchnęła, znowu kręcąc głową i powolutku podchodząc do młodszego. ―Nie można było zawołać, co? Myślałam, że skoczyłeś z wieży, czy coś gorszego!― Powiedziała z wyrzytami, kucając przy chłopaku. Prawda była taka, że kobieta miała naprawdę przyjacielskie relacje z młodym Hiszpanią, traktował ją na równi, i zawsze dało się z nim porozmawiać. ―Niby tak...Ale myślałem że jakoś się uda.― Zachichotał ze stresem, patrząc na kobietę. Zaraz z jej pomocą wstał, czując się owiele bezpieczniej na nogach, niż nędznie leżąc na plecach. ―Dziękuje, Adriana.― Podziękował, stając równiej i powolutku się prostując. ―Masz siedemnaście lat, nie zawsze dasz sobie sam rady. Jesteś za młody.― Westchnęła, szamotając się po pokoju. ― A to co? Ptak, w twoim łóżku!― Krzyknęła, ręką odganiając małego szczygła. No kto to widział? Jakiś ptak przypałętał się do jego łóżka, i teraz co?! A mała wredota, zamiast wylecieć przez okno i spokojnie wieść swoje życie, zaczął skakać po pościeli, trzepocząc skrzydełkami. No tak. Ranne skrzydło. ― Ej ej ej! Ale on jest moim przyjacielem!― Szybko przeszkodził Hiszpania, zasłaniając rękoma ptaka. ―To szkodnik jest! Nie można trzymać takich zwierząt w zamku, Hiszpania!― Powiedziała podirytowana. ―Ale kiedy Ci proponowano psa shit-zu, to już się zgodzić nie chciałeś!― Powiedziała, gestygulując rękoma energicznie. ― Po pierwsze, to nie proponowali, tylko kazali! A po drugie...one są przerażające, mają takiego zeza, że nigdy nie wiem w które oko im się patrzeć.― Brr, aż Hiszpanię dreszcze przeszły na samą myśl, o psie jego wujka.― A te zęby...o matko, jakby mu ktoś wi-― Kontynuował, w głowie odtwarzając wygląd tego małego, paskudnego zgreda. ―Okej, okej, rozumiem! Może i jeden lekko... taki...zdecydowanie...― Starała znaleźć jakieś sympatyczne i nie obraźliweokreślenie na tego psa, to nie takie łatwe.―...Inny i wyjątkowy na swój sposób. Ale to Cię nie zwalnia z tego, że tutaj jest zakaz wprowadzania dzikich ptaków.― Dokończyła, patrząc wrednie na szczygła.
―W porządku, coś z nim zrobię. Obiecuję.― Powiedział, zerkając na dzikuska. ― A zmieniając temat...wiesz może gdzie jest Imperio?― Spytał, wiedząc, że jeżeli ktoś ma mu powiedzieć prawdę, to to będzie ona. ― Oh, wypłynął na rejs wczoraj, mówił, że tym razem, odkrycie będzie wielkie.― Wyjaśniła, poprawiając składając jedwabną pościel Hiszpanii.
― No oczywiście że będzie wielkie, tak wielkie, jak poprzednie jedenaście rejsów?― Powiedział głosem pełnym sarkazmu, to nie był pierwszy raz, kiedy znowu wyjeżdzał, zostawiając go bez odpowiedzi. ―...Moment. Jak wczoraj? Wczoraj popołudniu jeszcze z nim trenowałem...― Zamyślił się, jak to możliwe? ―Ah, no tak. Spałeś dwa dni, nie pożegnał się z tobą, bo miałeś odpoczywać.― Wytłumaczyła, trzepiąc poduszki, następnie je odkładając równo na miejsce. Hiszpanię za to zamurowało, dwa dni? I oczywiście, on akurat byłby pierwszą osobą, która by mu kazała odrazu po tym wstać i pójść na ćwiczenia. Czy za nim tęskni? Nie.
Statek w tym momencie uderzył o piaszczysty brzeg wyspy. Było pięknie! Piaszczyście, słonecznie, a kawałek dalej, można było zauważyć gęsty las, na jego samym początku, swobodnie stały palmy, z ogromną ilością dojrzałych kokosów.
Hiszpan uśmiechnął się szerzej, krzycząc do żołnierzy z tyłu, że powolutku mogą zarzucać kotwice i rozbić parę namiotów. Sam ostatecznie wsiadł do mniejszej łódeczki ewakuacyjnej, płynąc na piaszczysty brzeg, nowej pięknej krainy. Starszy lekko zachichotał, wystawiając ręce na bok i unosząc w jednej szablę. ―Oro oro...aqui vengo oro!―
―――――――――――――――――――⇻
Dobra dobra, 3 rozdział juz jeest!
Wyjaśnię tylko troszkę, żeby nikt mi się tutaj nie pogubił-
Nauczyciel Hiszpanii, zmyślił bajeczkę, o tym że to wilki tak pocharatały jego ucznia (Mimo, że to on sam to wszystko zrobił) Każdy mu w to uwierzył, więc dla niego to dobrze, bo tylko poprawiło status społeczny, plus nikt się nie dowiedział o jego surowym zachowaniu wobec Hiszpanii.
Hiszpania przez tak mocne obrażenia "odsypiał" dwa dni. A w ciągu tego czasu, jego "mentor", zdążył już urządzić podróż do innego, ciepłego i słonecznego kraju.
macie też tutaj zdjątka, shit-zu na cracku
Sama osobiście nie mam nic do tych uroczych piesków (Mama mojej psinki to była suczka shit-zu) Więc wypowiedź Hiszpanii nie miała nikogo urazić.
~ Wasza Tiramcia♡♡
YOU ARE READING
˙┊'»'𝕾𝖒𝖎𝖑𝖊 𝖘𝖚𝖓𝖘𝖍𝖎𝖓𝖊, 𝖘𝖒𝖎𝖑𝖊!~'¨'°÷¤!|
FanfictionKsiążka jak ksążka, troszkę o przeszłości, troszkę o problemach, tu szczypta uczyć, tu szczypta szczęścia, a tam za to trochę smutku. Opowiadanie jest o Hiszpanii, kraju nie za dużym,nie za małym. Histotria toczy się...troszkę dawniej, przed upadkie...