Rozdział 28: Heist

76 6 11
                                    

Pan Ping potrzebował zaledwie kilku chwil, by dowiedzieć się, gdzie w stolicy znajdowały się areny walk. Fei Fei była zaskoczona łatwością z jaką gąsior zagaduje wielkich oprychów i wypytuje ich o miejsca najlepszych bójek. Przypominał bardziej zaprawionego hazardzistę, aniżeli właściciela restauracji.

- Już wiem, gdzie pójdziemy najpierw - powiedział pan Ping do obu pand.

- Szybko ci poszło. Prawie jakbyś miał w tym wprawę - zauważył Li Shen.

- Sprzedawanie zupy nie różni się tak bardzo od hazardu.

Ojciec Po wymienił zaniepokojone spojrzenia z Fei Fei. Być może lepiej zrobią, jeśli będą rzadziej się stołowali u pana Pinga.

Arena, do której się udali, była chyba największa w mieście. Wokół ringu znalazło się miejsce dla ponad tysiąca zwierząt. Okrzyki oczekującego tłumu przypominały grzmiącą burzę, ring otoczony linami oświetlał strumień światła padający z otworów w drewnianej kopule.

Fei Fei starała się trzymać jak najbliżej Li Shena, który starał się znaleźć miejsce bliżej środka. Nadepnęła komuś na stopę. Szybko przeprosiła sporo niższego zająca, ten jednak obraził ją większą liczbą wyzwisk niż usłyszała przez całe życie w Wiosce Pand.

- Jak panu nie wstyd!? To tylko lekkie nadepnięcie. - Sama była zaskoczona swoją śmiałością. Jeszcze niedawno nikomu by w ten sposób nie odpowiedziała.

- Lekkie, ale dla słonia! - odparł zając.

I to by było tyle jeśli chodzi o śmiałość. Fei Fei poczuła napływające łzy. Wcale nie była najgrubszą z pand, ale słowa i tak zabolały. Chciała coś jeszcze odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Wreszcie Li Shen pociągnął ją za sobą.

- Nie zwracajmy na siebie zbytniej uwagi, szczególnie idiotów.

Uśmiechnął się półgębkiem. Fei Fei skinęła głową, musiała pamiętać po co tu przyszła. Mogła jednak wyłuskać jedynie pojedyncze słowa z rozmów toczących się wokół. Nikt nie mówił o Smoczym Wojowniku, może trzeba było zrobić coś więcej, niż tylko biernie się przysłuchiwać?

Pewnie i na to przyjdzie czas. Mimo wszystko intrygowało ją to, co miało wydarzyć się na ringu. Tam na bandę przy narożniku wskoczył wielki biały kogut i zapiał donośnie, jakimś cudem przebijając się przez przyśpiewki i rozmowy. Nagle na arenie zapadła doskonała cisza.

- Za chwilę odbędzie się pierwsza walka! - krzyknął kogut-konferansjer. - W lewym narożniku nieustraszony Luo Bo, waleczny zabijaka z Wietnamskiej dżungli, z dziesięcioma walkami wygranymi tylko w tym tygodniu. Powiada się, że spędza sen z oczu aligatorom, a tygrysy straszą opowieściami o nim swoje dzieci.

Na ring wskoczył centkowany kot w czerwonym stroju i plecionym kapeluszu. Przypominał trochę złote jesienne liście niesione przez wiatr. Fei Fei nie znała się na kung-fu, ale nawet ona musiała docenić moment, w którym wojownik podrzucił kapelusz, zrobił salto, szpagat, kolejne salto i zakończył akrobację tak, by kapelusz spadł mu idealnie na głowę. Wszystko wykonane z lekkością i zabójczą precyzją.

Po arenie rozległy się wiwaty i tupanie, które mocą przypominało trzęsienie ziemi.

- Luo Bo! Luo Bo! - skandował tłum.

Kogut odczekał chwilę. Pozwolił tłumowi samemu się uspokoić.

- Zaś w prawym narożniku stanie dzisiaj Xiang Mu. Co mogę o nim powiedzieć. To wielki facet, no i debiutant. Przywitajcie go gorąco!

Wielki niedźwiedź wszedł ciężko na ring. Podniósł łapę by powitać zebranych, nie wykonał żadnej akrobacji, nawet nie ryknął. Zupełnie nie zależało mu na zaskarbieniu sobie sympatii.

Kung fu panda - Armia dziesięciu tysięcy demonówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz