Czekało na niego około dwudziestu magów, tak wielu, że zablokowali całą ulicę. Zaciekawieni i nieco wystraszeni mieszkańcy przyglądali się zamieszaniu z okien lub wyglądali zza winkli. Klasztor pięciu żywiołów miał pełne prawo interweniować w mieście tak samo jak straż miejska, jednak był znacznie rzadziej rozliczany ze swoich czynów.
Shandian nie pamiętał by kiedykolwiek wcześniej klasztor urządził podobną obławę. Chcieli go nastraszyć. Po wygrawerowanych na medalionach żywiołach rozpoznał, że Gian Jing Wei specjalnie dla niego ściągnął trzy Kręgi pięciu żywiołów. Ziemia, ogień, woda, metal i drewno. Pomyśleć, że sam kiedyś chciał podobną ozdobę.
Adepci nosili luźne, szafranowe szaty, przepasane czarnym sznurem, do którego wielu miało przymocowane drobne sakiewki bądź pochwy z szablami. Shandian rozpoznawał niektórych, jednak większość musiała przybyć do klasztoru po tym, jak wyruszył na południe. Stali wyprostowani ze złożonymi dłońmi i zdecydowanie wzbudzali respekt. Ciekawe ile nauczyli się w miesiąc?
Gian Jing Wei siedział pomiędzy nimi na stołku i bawił się wąsem, szelmowsko się przy tym uśmiechając. Przewlekana siwymi pasmami sierść starego borsuka błyszczała w południowym słońcu. Trzymał się całkiem nieźle jak na swoje osiemdziesiąt lat, a spojrzenie nadal miał ostre niczym nóż.
Zaraz obok siebie miał syna i trójkę starszych magów. Tak naprawdę byli oni bardziej niebezpieczni niż pozostała piętnastka. Na uboczu stał zaś Tian Zei, który wolałby się pewnie teraz zapaść pod ziemię. Gian Jing Wei jednak lubił przedstawienia, a kocur był jego integralną częścią.
Shandian miał więc przed sobą niemal cały Klasztor Pięciu Żywiołów. Nie była to armia, z drugiej strony czy w Jadeitowym Pałacu nie jest tylko siedmiu mistrzów?
– Czyli plotki okazały się prawdziwe – powiedział starzec. Najwyraźniej nie miał zamiaru bawić się w oficjalnie powitania. – Wróciłeś. Razem z Yun Yun?
– Tak.
– Nie wyjdzie się ze mną przywitać? – Shandian nie mógł poznać, czy starzec drwi czy naprawdę przemawia przez jego słowa nutka żalu.
– Nie.
– Dzikusy na południu oduczyli cię języka, że odpowiadasz mi w ten sposób? – uniósł się.
– Yun Yun nie wyjdzie, ponieważ zawstydził ją tak szczodry orszak powitalny. Mnie oczywiście nie peszą podobne zaszczyty.
Gian Jing Wei spojrzał na kota, ten tylko skinął głową.
– Zawsze była bardziej rozsądna od ciebie. Przeszukajcie kamienicę. Dwa kręgi – polecił starzec. – Bądźcie mili. Nie chcemy jeszcze bardziej zawstydzić naszej przyjaciółki.
Dziesięciu adeptów ruszyło, jednak musieli zatrzymać się przed Shandianem, który blokował im drogę. Mag błyskawic widział w spojrzeniu pierwszego z adeptów – smukłego szakala – cień zawahania, dopiero potem uśmiechnął się i ustąpił z progu, zapraszając gestem. Magowie weszli do środka.
– Sporo zmieniło się od czasu, gdy byłem tu ostatni raz – zwrócił się do starca. – Nie pamiętam, by kiedykolwiek w klasztorze były trzy pełne kręgi.
– Cztery – poprawił go. Czyli Tian Zei nawet w tym okłamał Shandiana.
– O proszę, czyli jest lepiej niż myślałem. A jak noga, nadal daje o sobie znać?
Gian Jing Wei podirytowany wypuścił powietrze nosem i podkulił stopę, w którą zranił się lata temu. Musiała dawać znów o sobie znać, skoro miał ze sobą stołek.
CZYTASZ
Kung fu panda - Armia dziesięciu tysięcy demonów
FanfictionPo i Tygrysica nie wiedzieli, że w czasie gdy przebywali w jaskini pod Górą Demonów, pewien młody sokół zawarł ze smokiem pakt, którego konsekwencje mogą okazać się dla mistrzów z Jadeitowego Pałacu największym z dotychczasowych wyzwań. Czy smok zo...