Rozdział 14: Spotkanie z dawnym znajomym

91 7 2
                                    

Bambus w łapach Mei Dao wściekle ciął powietrze, ale siostra unikała go z gracją, cały czas trzymając swój kij za plecami. Za każdym razem uderzenie chybiało o włos, ale walka dwóch lamparcic nie ustawała. Może tym razem się uda, może teraz!

Młodsza kotka zamachnęła się mocniej niż powinna. Chybiła, a po chwili leżała na plecach z obolałą łapą i stopą. Mei Ling celowała bambusową bronią między jej oczy z tym swoim uroczym uśmiechem.

Przez to była jeszcze bardziej irytująca.

– Co źle zrobiłaś? – zapytała.

– Odsłoniłam się, potem zostawiłam nogę.

– Nie tylko. Przede wszystkim pozwoliłaś, by gniew przejął kontrolę. Może mogłaś sobie na to pozwolić na arenie w Jinzhou, ale ty chcesz być przecież lepsza.

Mei Ling wyciągnęła łapę, ale Mei Dao prychnęła i sprężyście podniosła się na nogi. Nie potrzebowała pomocy, mimo że szkoliła się w tak niegodnym miejscu jak arena babci.

– Nie musisz mi o tym ciągle przypominać – warknęła.

– Przepraszam, może masz rację – odrzekła poważnie.

Mei Dao aż przewróciła oczami. Mei Ling – zawsze uśmiechnięta, ułożona, wiedząca jak się zachować. Młodsza kotka przyjęła bojową pozycję.

– Jeszcze raz. Tym razem uda mi się cię trafić, zobaczysz!

Mei Ling jednak oparła kij o ziemię.

– Najpierw uspokój się. Lamparcice jak my nie mogą walczyć jak tygrysy, nie polegamy tylko na sile. Tu trzeba także domieszki spokoju smoka.

Lamparcica aż zadrżała na dźwięk ostatniego słowa. Choć minęło już sporo czasu, nadal pamiętała spotkanie ze smoczym wojownikiem. Bardzo się bała, gdy byli razem w szafie, ale potem z każdą chwilą strach zastępowała nić porozumienia. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś podobnego.

– Ale tego chyba zawsze ci brakowało – dodała z uśmiechem Mei Ling.

Mei Dao także uniosła kącik ust. Mimo różnic, mimo tego że nie znały się jeszcze zbyt dobrze, niektóre rzeczy między sobą wyczuwały, choć nikt o nich nie powiedział. Naprawdę były siostrami. Czasem kotka żałowała, że nie była trochę starsza, może wtedy mama miałaby szansę także i ją oddać do szkoły kung-fu, jak potajemnie zrobiła to z Mei Ling.

Potem było już za późno, król po perypetiach siostrami Wu, Oogwayem i trzema mistrzami, dokładnie pilnował, by nikt z Jinzhou nie zaczął trenować kung-fu w szkołach związanych z Jadeitowym Pałacem. Ostatecznie mama zmarła, tata był nieznany, a biedna Mei Dao została z babcią. Nie mogła powiedzieć, by czegoś jej brakowało, a jednocześnie zawsze za czymś tęskniła.

Czy brakowało jej spokoju? Na pewno, bo jak miało go nie brakować? Odkąd przyszła do szkoły kung-fu i spotkała się z siostrą, robiła wszystko, by stać się mistrzynią kung-fu. Okazało się to jednak trudniejsze niż się spodziewała, wiele musiała się nauczyć. Gdzieś z tyłu głowy majaczyła myśl, że może już nigdy nie będzie wystarczająco dobra, że lata walk z oprychami, które często były tylko zabawą, zepsuły jej styl już na zawsze. Dlatego każdy upadek bolał mocniej niż powinien, a nawet cień zniecierpliwienia na pysku siostry, wywoływał poczucie winy.

Nie pomagały też legendy o smoczym wojowniku, który podobno już po kilku dniach treningu pokonał wielkiego Tai Lunga. Ciężko było się pogodzić z tym, że ją będzie czekać trudniejsza droga.

– Może rzeczywiście potrzebuję przerwy – przyznała.

Mei Ling skinęła z głową z uśmiechem. Wtedy przyleciał do nich cesarski posłaniec – niewielki krogulec o wyłupiastych, nieco niepokojących oczach.

Kung fu panda - Armia dziesięciu tysięcy demonówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz