Rozdział 21: Deszcz ognia

112 6 5
                                    


Po z wysiłkiem wcisnął w siebie ostatniego pierożka, przez ostatni kwadrans zdołał opróżnić pięć talerzy oraz piętrową salaterkę. Wstał z wygodnego fotela, poklepał się po brzuchu i runął na łóżko. Był idealne – miękkie, lecz nie za bardzo, i na tyle duże, że można było na nim spać choćby i w poprzek. Stos poduszek chciał połknąć Smoczego Wojownika, a on nie miał zamiaru się im opierać. Dobrze wiedział, że odkąd nie chodził już tylko w spodenkach, powinien zdejmować do spania swój mocarny szlafrok, ale było mu tak dobrze, że nie miał ochoty choćby się ruszyć.

Cesarz umie dbać o swoich gości – pomyślał panda. Udostępnił dla Po całe skrzydło Pałacu, nakarmił, zgodził się przydzielić Mei Ling do rady, a także nie pozwolił, by wyczerpani udali się w podróż. Może był odrobinę niepokojący w obyciu, ale w gruncie rzeczy w porządku z niego gość.

Smoczy Wojownik był nawet skłonny zapomnieć o groźbie, jaką cesarz złożył w podziemnej komnacie, przy dziesięciu tysiącach ceramicznych świadków.

Dziesięć tysięcy, dziesięć tysięcy – pomyślał panda. Ostatnio zbyt często słyszał o tej liczbie. Pozwolił, by powieki mu opadły. Wokół panowała doskonała cisza, którą trudno było usłyszeć choćby w Jadeitowym Pałacu. Żadnej służby, niepotrzebnych kroków, czy nawet wiatru. Kto by pomyślał, że w środku największego Chińskiego miasta może być tak spokojnie. Czuł, że za chwilę zaśnie.

Wtedy ktoś przesunął drzwi na taras, na papierze między kratkami widać było cień lamparcicy. Po poruszył się na łóżku, gdy postać weszła do środka, cicha jak mgła.

– Mei Dao? – zapytał zaskoczony Panda. – Co ty tu robisz?

Wielkich oczach kotki widać było niepokój. Zanim się odezwała, spojrzała jeszcze raz za siebie, sprawdzając, czy nikt jej nie śledził.

– Przyszłam cię ostrzec, Smoczy Wojowniku. Moje ciotki są w mieście, nie wydaje mi się, że to przypadek. Możesz być w niebezpieczeństwie.

– Zaraz, zaraz, chcesz mi powiedzieć, że nie jestem bezpieczny w pałacu cesarza? – Po podniósł się niechętnie, zawartość brzucha zabulgotała cicho. – Przepraszam. Chodzi mi o to, że to najpilniej strzeżony pałac wśród pałaców.

– Tak pilnie strzeżony, że przeszłam tu, nie widząc żadnego strażnika.

To był argument trudny do podważenia. Po popatrzył przez otwarte drzwi i rozejrzał się wokół. Zobaczył grupkę żołnierzy prowadzących jakieś duże, drewniane urządzenie na okutych kołach. W ciemności nie mógł dokładnie dostrzec co to było, ale z pewnością ktoś jednak pałacu pilnował.

– A tamci to niby kto? – Wskazał ich palcem.

Mei Dao zmrużyła oczy.

– To nie są cesarscy żołnierze.

Nagle w tamtym miejscu zajaśniało kilkadziesiąt zapalonych lontów. W ich świetle panda rozpoznał hwacha'e, tę samą, którą widział niedawno pod karczmą. Tym razem była wymierzona wprost w niego.

Wystrzeliła pierwsza rakieta, ciągnąc za sobą sznur iskier. Uderzyła w dach, wybuch wstrząsnął skrzydłem budynku, w górę wystrzeliły ceramiczne dachówki i drzazgi. Potem poleciały następne, niczym grad meteorytów.

Po pociągnął Mei Dao i wsunął się pod łóżko. Seria huków była ogłuszająca, lekkie drewniane ściany nie wytrzymały, sufit zwalił się na łóżko pod deszczem ognia. Ciężkie łóżko trzasnęło, ale nie złamało się.

Kung fu panda - Armia dziesięciu tysięcy demonówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz