Rano V obudził się jak zwykle pierwszy i przed budzikiem Jeong-guka. Odwrócił się do niego i wtulił w jego plecy. Pocałował w rozgrzany kark.
— Jeszcze minutka, dobrze — mruknął Jeong-guk.
V prychnął cicho.
— Spokojnie kochanie, masz jeszcze pół godziny — wyszeptał i raz jeszcze pocałował jego kark.
— Jak miło, kochanie — wymruczał Jeong-guk i odchylił w tył, żeby policzkiem przylgnąć na moment do jego czoła.
Pocałował je i znów się odwrócił, wtulając w poduszkę. V jeszcze chwilę leżał wtulony w jego plecy, a potem podniósł się na łokciu.
— Zrobię ci śniadanie — wyszeptał mu do ucha i wstał.
Jeong-guk był już gdzieś daleko w swoim śnie, bo nawet nie chrapnął.
Czterdzieści minut później, V wciąż w piżamie, siedział wsparty na łokciu o blat stołu i gapił się na zajętego jedzeniem Jeong-guka. Bose, wiecznie zmarznięte stopy opierał o jego zawsze ciepłe pod stołem i śledził każdy jego ruch. Wiedział, że to specjalnie dla niego Jeong-guk zostawiał stopy bose do ostatniej chwili, żeby mógł przylgnąć do nich swoimi, gdy jedli razem śniadanie i lubił myśleć, że to już taki ich rytuał. Byli już ze sobą dostatecznie długo, żeby wdarły się między nich przyzwyczajenia i drobne czułostki. Lubił te oznaki przynależności. Bardzo. Były dla niego jak afrodyzjak. Nigdy mu się nie nudziły. Zawsze był gotowy, żeby czymkolwiek się odwdzięczyć, choć niewiele tego było, a w zamian mógł liczyć na to ciepło, które Jeong-guk mu okazywał, czy to fizycznie, czy emocjonalnie, nawet w czymś tak prozaicznym, jak zmarznięte stopy. Yeon-tan próbował zawsze jedną sobie przywłaszczyć i usadowić na niej ten swój puchaty tyłek, ale V był nieustępliwy. Jak lubił tego zwierzaka, tak niestety, ale obie stopy Jeong-guka były tylko jego. Trochę było zawsze o to bitwy, ale dziś dziwnym zbiegiem okoliczności Yeon-tan poddał się bez walki, a V dawno nie czuł się rozchwiany na tyle, aby mu jedną odstąpić nawet po dobroci. Jednak tu, przy Jeong-guku wszystko wciąż było dobrze. Przymknął powieki i chłonął go wzrokiem, czując, jak kąciki ust unoszą mu się bezwiednie w uśmiechu, gdy Jeong-guk wypychał policzki jedzeniem. Zawsze lewy policzek był większy. Jadł częściej lewą stroną. Każdy z tych szczegółów V zapisywał w pamięci, bo dzięki nim wciąż był w bańce. Lubił to niesamowicie. Ona powoli wrastała w ich życie i ono samo stawało się bańką, gdy tylko przekraczali próg mieszkania. Lubił patrzeć na Jeong-guka, takiego pochłoniętego tym, co robił. Cokolwiek to było tak jak teraz śniadaniem.
Jeong-guk też lubił te poranki, takie zwykłe, a jednocześnie idealne. Lubił czuć zimne stopy V na swoich i tę bliskość, rutynę, przyzwyczajenie, które się w tym geście ujawniało. Spojrzał na niego, a jego oczy się uśmiechnęły. Siedział naprzeciwko w rozpiętej bluzie od piżamy, z potarganymi włosami i ze wciąż odbitą poduszką na policzku, a jego talerz był pusty. Nic nie zjadł.
— Wystygnie. Jedz, zamiast się na mnie gapić — zażartował, dając mu do zrozumienia, że doskonale zdaje sobie sprawę, że się na niego gapi od dłuższej chwili.
Wsunął stopy pod jego bardziej, żeby nawet pięty nie dotykały zimnej podłogi, a V uśmiechnął się tylko, jakby był na haju. Mrugnął leniwie i westchnął.
— Dlaczego nie ubrałeś skarpet? — zapytał.
Jeong-guk uśmiechnął się z pełnymi ustami.
— Bo masz wiecznie zmarznięte stopy, jak kostki lodu, trzeba je ogrzewać, inaczej dostajesz kataru — przyznał, to o czym V przed chwilą myślał. — Jestem brudny na twarzy, że tak na mnie patrzysz?
CZYTASZ
폭군 || Tyran 4 • Taekook
FanficW życiu czasem tak bywa, że "nawet diabeł potrzebuje przyjaciela." Jednak kto tak naprawdę jest tym diabłem? I czy on naprawdę jest taki zły, jak go malują? Z definicji wynika, że wymierza karę, za bycie grzesznym, ale skoro diabeł jest taki zły, to...