19.

1.4K 80 11
                                    

Brzask dopiero zaczynał rozjaśniać ciemność za oknem, składając cichą obietnicę na kolejny pogodny dzień. Ostatni ich małej przygody.

Otworzywszy oczy, po samym tylko półmroku poznała, że nie może być później, niż piąta, może w pół do szóstej rano. Wiedziała jednak, że jej sen już odszedł, czuła się wypoczęta i gotowa do nowego dnia.

Mimo wszystko nie zamierzała jednak ruszać się z łóżka. Chłonęła wygodę i ciepło drugiego ciała, do którego mogła przytulać się w ciągu nocy. Nie chciała jeszcze z tego rezygnować. Choć wiedziała, że dla mężczyzny śpiącego obok, ta bliskość prawdopodobnie nic nie znaczyła, dla niej znaczyła wiele.

Już nie pamięta, kiedy ostatni raz mogła tak po prostu przytulać się do drugiej osoby, czuć ten spokój i bezpieczeństwo, kiedy ramiona partnera owijały się wokół jej ciała.

Minęło zbyt wiele czasu, kiedy w ogóle poczuła się bezpiecznie w czyimś towarzystwie. Jej pamięć podsuwała jej jedynie te złe wspomnienia. Ciche skradanie się do łóżka, uprzednio upewniwszy się, że Ron już zasnął. Strach, że noc znów zostanie przerwana brutalnym żądaniem spełnienia "małżeńskiego obowiązku", jak zwykł nazywać ich stosunki. Poczucie zbrukania, kiedy po zaspokojeniu swoich chorych potrzeb odwracał się  do niej plecami, lub zupełnie opuszczał sypialnię, nie zapominając przedtem czymś jej obrazić.

Tak, mąż chyba nigdy nie okazywał jej czułości, nie dbał o jej potrzeby, nie stanowił opoki i wsparcia, a dawał jedynie ból i poniżenie. Zbrukał marzenia o szczęśliwym zakończeniu i odebrał nadzieję, że jakiekolwiek jutro może być dobre.

Żyła w ciemności, póki Draco znów nie pokazał jej słońca. Od tamtego dnia, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg jej szpitalnej sali pomału, choć niestrudzenie rozjaśniał jej świat. 

Dziś leżąc w jego ramionach i obserwując blady świt za oknem, odkryła w tym alegorię do swojego bytu. Draco Malfoy, człowiek, którego w młodości nigdy by o to nie posądziła, sprawił, że w jej życiu nastało nowe dziś. Dzięki niemu przeżywała długi świt nowego, lepszego życia i nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła mu się za to odwdzięczyć.

Odrywając oczy od okna, uniosła się nieco na łokciach, aby móc spojrzeć na uśpioną twarz swojego wybawcy. 

Sen łagodził jego rysy, a blada skóra na powiekach w różowym światle brzasku wydawała się być niemal fioletową. Na cienkich ustach błąkał się niewyraźny uśmiech, a włosy, zwykle tak idealnie zaczesane, w tej chwili odstawały w każdym możliwym kierunku. 

Zapatrzyła się w jego spokojną twarz, zastanawiając się, czym tak naprawdę jest ich relacja dla niego. Wątpiła, aby ciągle była jedynie tą zawodową, bo w końcu, jaki terapeuta zabiera swoją pacjentkę na weekendowy wyjazd. Chciała wierzyć, że jest dla niego kimś w rodzaju przyjaciółki. 

Chciała być dla niego przyjaciółką! Bała się jednak, że mężczyzna robi dla niej to wszystko jedynie w imię swojego wyimagowanego długu, jedyne uczucia, jakie żywi wobec niej, to litość i współczucie.

     - Czyżbym się ślinił? - usłyszała szept obok siebie i natychmiast zdała sobie sprawę z tego, że została przyłapana na gapieniu się.

     - Dlaczego nie śpisz? - zadała zupełnie bezsensowne pytanie, zaskoczona sytuacją. 

     - Bo się obudziłem? - odpowiedział ze śmiechem. - Czyżbyś znów zapadała się w swoich myślach? - zapytał już po chwili rzeczowo i nieco uniósł się na łokciach.

     - Może trochę - przyznała, modląc się, żeby nie zapytał o żadne szczegóły.

    - Nie myśl za dużo, bo to nie zdrowe - zasugerował i ziewnął tak szeroko, że bez problemu mogła zobaczyć, jak zdrowe są jego zęby mądrości. - Która w ogóle jest godzina? - dodał po chwili.

Jutro może wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz