Rozdział siódmy

15.3K 394 1.4K
                                    

Pov. Shade 

Ponad miesiąc wcześniej...

Zostawiła mnie. 

Odjechała z Jacksonem pieprzonym Wallance. Nie wierzyłem w to, że naprawdę to zrobi. Byłem przekonany, że po prostu wyjdzie i wróci po kilku minutach. 

Widząc, jak samochód chłopaka odjechał i nie wracał przez kolejne minuty, sam wsiadłem do swojego auta i ruszyłem w stronę domu Wallance. Wściekłość i zazdrość rozrywała każdą cholerna komórkę mojego ciała.

On nie miał pieprzonego prawa jej dotykać.

Miałem nawet gdzieś to, że mógłbym brzmieć jak toksyczny dupek. Ona nie była sobą, a on to wykorzystywał do własnych celów. 

Zastanawiałem się, co zrobiłem źle.

Dlaczego wybrała jego.

Dlaczego ja wybrałem ją.

Nie musiałem długo szukać tej dwójki. Jak stalker stałem niedaleko okna w ogrodzie widząc ich samych w jednym z mniejszych salonów. Modliłem się o to, aby ktoś im przerwał, ale nic takiego się nie działo. 

Moje serce stało się dziwnie zamroczone i zimne. 

Jackson podwinął jej bluzkę do góry, błądząc dłońmi po brzuchu i pośladkach. W prawie taki sam sposób, jaki jeszcze do niedawna robiłem ja. Blondyn złożył namiętny pocałunek na jej szyi, a Evangeline przymknęła oczy. Potem wplotła dłonie w jego włosy i odchyliła głowę mówiąc coś do niego z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak szybkim ruchem zdjął koszulkę i bardziej zniknął ciałem w oparcie kanapy.

Pierce złożyła pocałunek na jego ustach. Tak cholernie długo, że miałem nadzieję na to, że dupkowi zabraknie tlenu i się udusi. Sam chciałem go wtedy zabić. 

Nie mogłem więcej na to patrzeć. Miałem dość. 

Odwróciłem wzrok niczym tchórz i cofnąłem się na parking przed domem. Mimo dziwnego uczucia w sercu, głównie wściekłość opanowała każdą z moich żył. Rozejrzałem się wokół szukając samochodu Wallance 'go. 

Nie zwracałem większej uwagi na to, że w każdej chwili ktoś może wyjść z domu. Jednak po głośnych odgłosach muzyki i krzyków, wywnioskowałem, że nastolatkowie bawią się dobrze i nie mają zamiaru nigdzie wychodzić. 

Do ręki wziąłem jeden z większych kamieni, który robił za dekorację ogrodu i rzuciłem nim w stronę szyby. Z samochodu wydobył się dźwięk alarmu, ale miałem to gdzieś.

Zniszczone auto to tylko namiastka tego, co czułem w tamtym momencie. 

Rzuciłem jeszcze kilka innych kamieni, mając w myślach obraz jego obrzydliwych rąk na perfekcyjnym ciele Evangeline.

Jego dotyk wydawał się taki niepoprawny. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego chciała jego a nie mnie. Dlaczego po raz kolejny pakowała się w coś, czego już wcześniej żałowała. Powiedziała mi, że nie chciała...

Co za ironia. Ona od zawsze chciała się z nim pieprzyć. A ja żyłem cholernie głupią nadzieją, prawda?

Przetarłem twarz dłonią i z całej siły kopnąłem w samochód, chociaż było to na nic. Pięścią uderzyłem w przednią szybę, która już wcześniej była naruszona przez kamień. Po chwili cała pękła, a z moich knykci zaczęła sączyć się krew. 

Na resztkach szkła zostały czerwone krople, spływające powoli w różne strony. Jednak moja wściekłość nie mijała. Przy krzakach zauważyłem węża ogrodowego, po którego sięgnąłem. Włączyłem go i rzuciłem do środka samochodu, patrząc jak cały staje się jednym wielkim basenem. 

RestorationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz