Pov. Evangeline
Od zawsze zastanawiałam się, jak to jest być na skraju śmierci i życia. Czasami miałam nawet wrażenie, że wiruje gdzieś między nimi. Szczególnie wtedy, gdy nic się dla mnie nie liczyło poza tym, aby pozbyć się dziwnego chłodu z mojego serca. Jeszcze rzadziej rozmyślałam o tym, jakie to uczucie, gdy się lata. Frunie lub bardziej adekwatne będzie — spada w przepaść. Samoistnie lub pod wpływem nacisku.
Czułam jak zaczynam spadać. Głęboko w czarną jak rów oceanu, przepaść. Tam nie dochodzi nigdy praktycznie żaden promień słońca. Stojąc za Shade'm, mocno chwytając za jego biodro, również miałam takie wrażenie. Cały świat zaczął wirować, jednocześnie zatrzymując się w miejscu. Panika łączyła się u mnie ze stoickim spokojem, które grały na przemian symfonię godną Beethovena.
Byliśmy tam oboje — Shade Jack Grey i Evangeline Lilith Pierce. Oboje. Razem. Zawsze. Na zawsze. Od zawsze.
Bo po prostu musiałam zacząć i skończyć z tym chłopakiem. A stojąc i widząc przed oczami każdą chwilę z życia, która miała jakikolwiek sens lub była nasiąknięta bezsensownym myśleniem czy zachowaniem, zdałam sobie sprawę z czegoś ważnego. Było to jednocześnie komiczne, jak i przerażające.
Przez prawie całe swoje życie ulegałam pewnego rodzaju schematom, które zaczęły utożsamiać mnie z pewnego rodzaju zrachowaniami lub osobowościami. W znacznej części ze stereotypami. Jak to, że byłam idealną blondynką z zadziwiającymi umiejętnościami jak na baletnicę. A kierując się zasadami, które wpajano mi od dziecka byłam jedną z najlepszych, jeżeli chodzi o naukę czy o zaangażowanie w sprawy, jakie mogłam. Wszystko musiało mieć swój porządek i miejsce w hierarchii, abym czasami nie popełniła błędu lub zapomniałam o najdrobniejszej rzeczy.
A potem moje relacje z Shade'm zaczęły się zmieniać, nabierając tempa oraz nowych elementów, które wstrząsnęły moim całym, poukładane światem całkowicie. Wtedy moja rutyna zmienia się tworząc coś zupełnie nowego. W większości przypadków bardziej mnie to stresowało niż dodawało sił, pobudzając przy tym do dalszego działania. Lecz nadal było to w pewnym sensie miłe doświadczenie.
A pocałunek w bibliotece był początkiem destrukcji, która zapanowała nad moim życiem. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego jak bardzo otworzy mi to oczy na wiele spraw.
Jedną z nich było to, że mogę robić co chcę. Mogłam uszkodzić schemat w jakim utknęłam i poczuć trochę radości. Mogłam choć przez chwilę bawić się swoim życiem i zasadami. Mogłam zrobić coś tak głupiego, czego żałowałam przez kolejne dni, ale na końcu śmiałam się z tego do łez. Mogłam zrobić coś niezbyt legalnego, ale nadal nie tak złego. Mogłam tańczyć w morzu nocą porą, ubrana w balową suknie. Mogłam spełnić najgłupsze marzenie, o których od zawsze czytałam w książkach. Mogłam wymknąć się z domu i tańczyć w deszczu. Mogłam zakradać się w szkolnej bibliotece czy kantorku, aby wymieniać zbyt namiętne pocałunki z wrogiem. Mogłam zrobić wszystko. Dosłownie wszystko z pomocą tego chłopaka.
Mogłam poczuć, że żyje, jednocześnie nie robiąc nic bardziej zaskakująco niż zwykle doświadczania szczęścia.
Shade ułożył dłoń na mojej nodze, zasłaniając mnie swoim ciałem tak, aby nic mi się nie stało. W pewnym sensie pchał mnie za siebie, wbijając w ścianę. Ten chłopak zaskakiwał mnie za każdym razem. Ale nie mogłam pozwolić, żeby Shade mnie ochraniał, jednocześnie nie pozwalając zrobić mi tego samego. Miałam po prostu wrażenie, że jego życie jest zdecydowanie bardziej cenne niż moje.
— Akuku... — Usłyszałam mroczny szept, który poprzedził wypadnięcie metalowych drzwi z zawiasów. Przygryzłam po raz kolejny drugą część wargi tak mocno, że poczułam służkę krwi na języku. Próbowałam nie krzyczeć, aby nie dać nikomu satysfakcji, ale przede wszystkim nie dawać za wygraną. Tacy psychopaci zazwyczaj żywią się strachem i lękiem.
CZYTASZ
Restoration
Romance~II część Trylogii Zniszczenia~ Przywrócimy całe dobro, które nam pozostało. Evangeline Pierce zatraciła się w samej sobie szukając drogi ucieczki od destrukcji, która nią zawładnęła. Shade Grey przez całe swoje życie siał destrukcję, której pozbyc...