Rozdział dwunasty

20.6K 447 3K
                                    

Miłego czytania ❤ Pamiętajcie zostawić wasze wrażenia z rozdziału na twitterze ———> #trylogiazniszczenia lub #restoration_watt

NA DOLE WAŻNA INFORMACJA!

Pov. Shade

Gdy jesteśmy dziećmi zawsze chcemy być bohaterami, którzy ratują świat z przyjaciółmi u boku. Podczas dorastania współczujemy złoczyńcom, ponieważ rozumiemy ich motywy spowodowane zazwyczaj okropnym dzieciństwem lub niesprawiedliwością, jaka ich kiedyś spotkała. Będąc dorosłym rozumiemy złe postacie.

Wierzę w to, że każdy z nas był właśnie nią w czyjejś historii, ale nikt nie mówi tego na głos. W końcu żaden z nas nie chce być potworem bez serca. Uważam jednak, że to myślenie jest błędne. Musimy znać różnicę między złamanym człowiekiem a psychopatą. Można być obojgiem, ale i być jedynie pierwszym, który w przyszłości zmieni swoją stronę gry. Wszystko zależy od naszych decyzji.

Bo to wybory, które podejmujemy decydują o tym, czy będziemy mieć okropne życie czy tylko trochę złe.

Wszedłem do szkoły słysząc słowa rockowej piosenki, której ostatnie dźwięki wybrzmiewały w moich uszach. Nienawidziłem treningów w poniedziałki o siódmej. Jako kapitan musiałem dawać dobry przykład i na nich być. Na czas. Co w moim przypadku było trochę utrudnione, a brak snu dawał o sobie znać. Mogłem nie spędzać czasu na torze do czwartej, ale w obecnej sytuacji chwytałem się każdej możliwości. Szczególnie, gdy "zła" sława wyścigów i całej bandy braci S. rozprzestrzeniała się na inne miasta. W niedzielną noc było więcej osób niż dwa miesiące temu. A to, że na drugi dzień był poniedziałek, nie przeszkadzał żadnemu nastolatku w ściganiu się, ćpaniu, imprezowaniu czy oglądaniu szybkich samochodów. Mi powoli się to już nudziło. Dostałem od Santiago jednak o wiele ciekawszą propozycję zarobku, która brzmiała zbyt dobrze. Jednak pozwoliłem sobie przemyśleć to bardziej, szczególnie, gdy było mi po prostu głupio być draniem bez serca, który musi wyznaczać kary innym dupkom bez serca i zasad.

Idąc pustym korytarzem, oświetlonym jeszcze przez kilka żarówek, przetarłem twarz. Przez ostatni weekend byłem tak nabuzowany emocjami, że dobry bieg czy ćwiczenia wysiłkowe bardzo mi się przydadzą. Musiałem gdzieś pozbyć się myśli z mojej głowy, szczególnie tych o ciągłym wymyślaniu i okłamywaniu. Pokręciłem głową i wszedłem do szatni, w której zastałem Max'a, który tak samo jak ja wyglądał na zmęczonego. Z tą różnicą, że robił zdecydowanie inne rzeczy w nocy niż ja.

— Ciężka noc? — Zapytałem wpatrując się w głupio szczerzącego się blondyna. Jego fioletowe sińce nie mogły kłamać. Na moje pytanie Walker jeszcze bardziej uśmiechnął się, chociaż nie wiedziałem, że jest to możliwe.

— Oglądaliśmy z Meg, Suits. Przez chyba trzy godziny kłóciliśmy się kto jest lepszym prawnikiem. Jessica czy Harvey. — Powiedział zdejmując bluzę. Zacząłem robić to samo.

Mój wzrok jeszcze padł na moje knykcie, które miały jeszcze drobne nacięcia czy małe strupy. Szybko otrząsnąłem się od tego, aby nie przypominać sobie obrazów pełnych krwi.

— I kto wygrał?

— Był remis. — Zaśmiał się w dość spokojny sposób, a potem pokręcił głową. Wyglądał tak swobodnie, a momenty, które musiał sobie przypominać od razu poprawiły jego humor. Jeżeli w ogóle było coś do poprawy. — Ale prawie się o to pokłóciliśmy. W sumie to, gdyby nie to, że podjęliśmy wspólną decyzję. Jasne wspólną, czytaj Megan. — To przyznałbym jej rację. — Na chwilę zamilkł, a potem jakby powiedział do siebie. — Wszystko, żeby tylko była szczęśliwa.

Przez chwilę się nad tym zastanowiłem. Czy ja byłem w stanie zrobić wszystko, nawet w tak drobnych sprawach, żeby ta druga osoba była szczęśliwa? Oczywiście. Ale przede wszystkim czy byłbym w stanie odstąpić od swoich racji, żeby to jej sprawić radość raz na jakiś czas? Cholernie chciałem znać odpowiedź.

RestorationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz