Obserwowała go jak wkraczał na dziedziniec zamku w Malborku. Nic się nie zmienił przez te kilka lat, które się nie widzieli. Wysoki, potężnie zbudowany, łysy jak kolano i opalony na ciemny brąz. Na zewnątrz było z trzydzieści stopni, a Max i tak wbił się w ciemny garnitur. Dwóch ochroniarzy, którzy byli z nim od samego początku, szło dwa kroki za szefem, bacznie obserwując otocznie. Co nie oznaczało, że Kozunowi cokolwiek umykało. W przeciwnym wypadku już dawno gryzłby piach.
Przez chwilę miała wątpliwości, czy dobrze robi, ale sama przecież wychynęła z mysiej dziury i jak się powiedziało A to trzeba brnąć dalej. Ruszyła w jego kierunku, trzymając ręce luźno przy ciele, ale tak żeby widzieli, że nie jest uzbrojona. Nie chciała być na dzień dobry znokautowana przez goryli Maksymiliana, a nawet kręcący się wokół ludzie nie stanowili gwarancji bezpieczeństwa.
– Proszę, proszę – cmoknął na jej widok. – Ktoś postanowił wrócić do żywych.
Przyglądała mu się bacznie. Na szyi pulsowała mu żyła, jawna oznaka, że był wkurzony i ledwie trzymał nerwy na wodzy.
– Miałam swoje powody – odezwała się spokojnie. – I dzień dobry, Maksymilianie.
– Cześć – burknął i zazgrzytał zębami. – Schudłaś – mruknął. – Zapraszam cię na lunch, a wtedy ty – dźgnął ją palcem – wyśpiewasz mi wszystko jak na spowiedzi.
Roześmiała się i ujęła go pod posunięte ramię. Był jednym z niewielu z jej życia, przy którym czuła się bezpiecznie. Kozun musiał zrobić rekonesans, zresztą zdziwiona byłaby gdyby tego nie zrobił, bo gdy wkroczyli do restauracji czekał na nich już prywatny salonik i suto zastawiony stół. Jego obstawa została na zewnątrz, mogli więc porozmawiać bez owijania w bawełnę.
Trajkotała jak katarynka wypytując o wspólnych znajomych, sprawy w rodzinnych stronach, snuła wspomnienia, starając się odwlec jak najdłużej czekające ją ciężkie przesłuchanie.
– Doris, znamy się nie od dziś, więc skończ wreszcie pieprzyć – wkurzył się Max, kiedy kończyli swoje dania. – Masz szansę, żeby się wytłumaczyć.
– Wiesz jak jest, czasem lepiej zniknąć – mruknęła.
– Zniknąć? – warknął. – Gdzie ty miałaś rozum, co? Ta twoja Kaśka wcale nie była gotowa na spotkanie z rekinami wielkiego świata, a zostawiłaś ją samopas. Dobrze przynajmniej że ten jej Misiek ma głowę na karku i o wszystkim mnie poinformował.
Zezłościła się i przymknęła powieki, zaciskając zęby. Wszystko przygotowała przed swoją ucieczką, więc nic nie powinno się złego wydarzyć. Zresztą Katarzyna zapewniała ją, że jest w porządku i panuje nad sytuacją.
– O czym mówisz? – zapytała.
– O tym, kretynko, że jak chciałaś zniknąć, to należało mnie o tym poinformować, a wszystkim bym się zajął. A tak musiałem improwizować, żeby młoda nie skończyła w jakimś kanale z poderżniętym gardłem. – Podniósł rękę, bo chciała się wtrącić. – Tobie tylko się wydaje, że zabezpieczyłaś wszystko, a to nie do końca prawda. Dobrze wiesz, że masz wrogów, którzy się przed niczym nie cofną, a twoja córeczka jest jedynym słabym punktem, w który mogą uderzyć.
CZYTASZ
Wybrać
RomanceIch drogi nigdy nie powinny się przeciąć. Jedno niefortunne spotkanie, kilka niecenzuralnych słów, cios dłonią i ... On ma swoje życie, ona próbuje poukładać własne. Nie powinni więcej się spotkać, ale los postanawia z nich zakpić.