„Cholera, cholera, cholera" – myślał spanikowany Mariusz. – „Gdzie się zapodziało moje opanowanie?"
Przyglądał się Dorocie spod zmrużonych powiek. Słońce oświetlało ją od tyłu i wydawała się cała rozświetlona. Nie sposób jednak było nie zauważyć, że najchętniej by mu przyłożyła. Chyba tylko obecność dziecka ją od tego powstrzymywała.
– Nie zbliżaj się do mnie – syknęła i ruszyła w stronę chłopca. – Debil – mruknęła jeszcze dość głośno, żeby mężczyzna to usłyszał.
Po drodze minęła się z Kubą i w przelocie pogłaskała go po głowie, uśmiechając się do niego. Zostawiła krewnych samych, bo nie miała ochoty być w pobliżu tego... troglodyty nawet sekundy dłużej. Wpadła do domu jakby goniło ją stado wściekłych biesów i nie zważając na protesty Klary i jej teściowej zaczęła się żegnać. Na szczęście przyjechała swoim samochodem, więc Tadek nie musiał jej odwozić do Sopotu.
– Nie, naprawdę – tłumaczyła się. – Mam jeszcze zaległe tłumaczenie, nad którym bym musiała posiedzieć, więc nie będę już wam przeszkadzała.
– Przecież nie przeszkadzasz – oburzyła się sąsiadka. – Jestem ci wdzięczna za pomoc i naprawdę chciałabym, żebyś została do jutra. Te tłumaczenie to nie zając, nie ucieknie.
Dorota była jednak uparta i w tempie ekspresowym pożegnała się ze wszystkimi obecnymi, wskoczyła do swojego wysłużonego autka i pognała w stronę domu. Starała się opanować złość i... szybsze bicie serca. Facet był niczego sobie, było na czym zawiesić oko, ale to jak się zachowywał wołało o pomstę do nieba. Jej ego było mile połechtane, ale rozum włączył alarm, który wciąż wył i kazał jej trzymać się od niego z daleka. W najgorszym razie, choć bardzo tego by nie chciała, musiałaby się znów przeprowadzić, ale czuła się na to już za stara. Nie miała ochoty zaczynać wszystkiego od nowa, bo wiązało się to... z nawiązaniem kontaktów z pewnymi osobami z przeszłości.
– Niedoczekanie twoje – warknęła i walnęła dłonią w kierownicę.
Z drugiej strony chyba niepotrzebnie panikowała. Może i mu się podobała, ale nie wiązało się to raczej z grzebaniem w jej przeszłości. Ta musiała pozostać zamknięta, pogrzebana pod całą górą kłamstw i niedomówień.
– Uspokój się, idiotko – powiedziała głośno i uśmiechnęła się krzywo. – Wystarczy tylko trzymać się zasad i nie wychylać za bardzo.
W obwodzie miała jeszcze, co prawda, Bogdana. Mogła go poprosić... No, o co właściwie? Nabrała głęboko powietrza, żeby się uspokoić. Panikowała niepotrzebnie, bo przecież nic się nie stało. Facet ją raz pocałował, a ona zachowuje się idiotka. Zaczęła się śmiać z własnej głupoty i humor zaczął się jej poprawiać. Z lżejszym sercem wjechała do Sopotu i skierowała w stronę najbliższego centrum handlowego.
CZYTASZ
Wybrać
RomanceIch drogi nigdy nie powinny się przeciąć. Jedno niefortunne spotkanie, kilka niecenzuralnych słów, cios dłonią i ... On ma swoje życie, ona próbuje poukładać własne. Nie powinni więcej się spotkać, ale los postanawia z nich zakpić.