Rozdział 10

457 44 13
                                    


Objął jej twarz dłońmi i nachylił się, muskając delikatnie usta wargami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Objął jej twarz dłońmi i nachylił się, muskając delikatnie usta wargami. Krew w nim buzowała, najchętniej przycisnąłby ją do maski i zdarł ubranie. Musiał się jednak powstrzymać, jeżeli chciał przeprowadzić swój plan do końca.

Gładził kciukami jej kości policzkowe, aż wreszcie odsunął się z krzywym uśmiechem.

– Chodź nakarmić tego potwora, a potem zapraszam cię na spacer – powiedział spiętym głosem i ruszył do domu.

Dorota przez chwilę stała zdezorientowana, ale w końcu parsknęła śmiechem. Musiała mu przyznać, starał się. Może nawet za bardzo, ciekawa jednak była jak długo wytrzyma. Tym bardziej, że sama miała ochotę na coś więcej.

– Cygan, no piesku, uspokój się i zostaw moje buty w spokoju – rozległ się głos Mariusza. – Marcin powinien ci znaleźć jakąś rodzinę, albo zabrać ze sobą.

Kobieta weszła na podwórze i przyglądała się chłopakowi, jak bawi się z kundelkiem. Ten szalał, próbując zrobić kilka rzeczy na raz, aż z radości popuścił.

– On tutaj jest sam? – zapytała.

– Niestety, najczęściej. Mój przyjaciel kiedyś zaszył się tutaj na dłuższy czas, ale teraz znów pracuje i to w Warszawie.

– I zostawił psa?

– Taki układ funkcjonuje już od lat i wątpię, żeby Cygan przyzwyczaił się do miasta – zauważył.

– Ale właściwie to jest bezpański.

– Będziemy się kłócić o psa? – Spojrzał na nią i zanim zorientowała się wsunął jej kosmyk włosów za ucho. – Jeszcze nasz obiad wypakuję i idziemy na plażę.

Zostawił ją przed domem i wrócił do samochodu. Po chwili wrócił z dwoma papierowymi torbami, a pod pachą targał karmę dla psa. W zębach trzymał klucze do drzwi i trochę krzywo szedł. Dorota nie wytrzymała i roześmiała się na cały głos.

– Mogłeś powiedzieć, bym ci pomogła.

– Szamm szobie dżam raaadze – odpowiedział.

Raczej domyśliła się, co powiedział, niż zrozumiała jego bełkot. Chichocząc sięgnęła i wyjęła mu klucze z ust. Mimowolnie przeciągnęła pieszczotliwie po wargach, na co jej odpowiedział rozpalonym wzrokiem. Przełknęła ślinę i odwróciła się, żeby otworzyć drzwi. Wkroczyła pierwsza do wnętrza i aż wzdrygnęła się widząc obite drewnem ściany. Ładnie to wyglądało, ale w jej przypadku przywodziło bolesne wspomnienia.

– Kim jest z zawodu ten twój kolega? Muzykiem? – Wskazała głową fortepian. – A ty grasz?

– Marcin jest fotografem, a ja gram, trochę – przyznał. – Bardziej na nerwach mi wychodzi, w tym chyba już mistrzostwo osiągnąłem – mruknął, przechodząc obok niej i mimochodem się ocierając. – Jesteś głodna? – zapytał i znikł w kolejnym pomieszczeniu.

WybraćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz