Omijam panią Brown i biegnę do pokoju Vicky. Wszystkie rzeczy są spakowane. Jestem zszokowany i zły. Nie chcę, żeby wyjeżdżała.
Jeszcze bardziej niepokoi mnie stojąca na parapecie siatka wypełniona lekarstwami. I nie są to lekarstwa na zwykłe przeziębienie, to coś poważniejszego.
-Co to jest? - biorę jedno opakowanie do ręki i dopiero teraz dostrzegam, że Vicky jest przeraźliwie blada i wygląda na bardzo słabą. W ułamku sekundy znajduję się obok niej, chroniąc przed upadkiem. Ona zemdlała, a ja spanikowany nie wiem, co robić, niosę ją na dół i krzyczę, żeby ktoś zadzwonił po pogotowie.