Rozdział 3

62 10 24
                                    

Zbudził mnie dźwięk stłumionej muzyki, męskie głosy i gwizdy dochodzące gdzieś z zewnątrz. Zdezorientowany przetarłem prawą dłonią twarz, rozglądając się po pół przyciemnionym pomieszczeniu. Natychmiast zorientowałem się, że w celi nie było Carlo. Jak to możliwe, skoro żaden z klawiszy tu nie zaglądał?
Zmrużyłem oczy, ponieważ doskwierał mi uciążliwy ból głowy. Nie miałem pojęcia, czym był spowodowany, ale czułem się tak, jakbym balował przez całą noc, a teraz zaczynałem odczuwać tego skutki. Dziwne, bo przecież wypiłem tylko szklankę wody. Podniosłem się z pryczy, dotykając bosymi stopami lodowatej podłogi. Zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa.

Spojrzałem na pozostawione na stoliku szkło, gdzie na dnie znajdowały się jeszcze resztki płynu. Olśniło mnie i jednocześnie zawirowało w głowie tak, że poczułem się jak na karuzeli. Wczorajsza chwila nieuwagi i zamyślenia spowodowała, że dałem się podejść jak dziecko. Byłem pewien, że ten idiota mi coś dosypać. Nie mogłem puścić mu tego płazem. Gość działał mi na nerwy do tego stopnia, że miałem ochotę rzucić się na niego z pięściami i wystrzelać po pysku.

Z nadmiaru buzujących emocji podszedłem do stolika i chwyciłem szklankę. Odwracając się prędko za siebie, rzuciłem nią w pustą ścianę. Szkło rozprysło się w drobny mak, jednak dźwięk nie przygłuszył wrzasków, które wciąż nie ustawały. Szarpnąłem za niestabilny mebel i popchnąłem go, nie zważając na to, że mógłby się połamać. Chciałem znaleźć dowód na to, że Carlo podał mi narkotyki. Zacząłem szukać, jednocześnie rozglądając się uważnie po kątach. I choć w celi nie było prawie w ogóle jako takich mebli, zamierzałem przetrząsnąć każdą, najmniejszą dziurę. Podłużne półki przybite do ściany, a raczej spróchniałe deski, były jedynie stertą kurzu, gdzie poniewierały się gazety porno. Zamierzałem przekartkować każdą z nich, by znaleźć proszek. Za jedynym zamachem zebrałem wszystkie w obydwie dłonie, rzucając je z impetem na pryczę. Usiadłem obok porozrzucanych czasopism, zaczynając przeglądać nerwowo każdą gazetę. Im dłużej mi nad tym schodziło, tym moja złość bardziej rosła.

— Carlo, jeśli coś znajdę, przysięgam, że tego pożałujesz — powiedziałem do siebie pod nosem, nie przestając nawet na moment wykonywania owej czynności.

Przez myśl przeszło mi wiele pytań odnośnie tego, co działo się za ścianami więzienia. Wrzaski nie ustawały. Brzmiały bynajmniej tak, jakby odbywała się tam jakaś niezła libacja, która nie zamierzała wcale dobiec końca. Nie chciało mi się wierzyć, że któryś z klawiszy świętował swoje urodziny i zorganizował z tej okazji imprezę. Coś było na rzeczy, ale co? Musiałem się tego dowiedzieć, bo to nie było normalne.

Odrzuciwszy na podłogę trzy zbędne czasopisma, zabrałem się za kolejne. Powoli traciłem nadzieję, że cokolwiek w nich znajdę. Myśl, że za moment zostanę nakryty przez Carlo, który lada moment może wrócić, napędzała mnie do szybszego działania. To nie tak, że się go bałem, wręcz przeciwnie uważałem go za człowieka, który więcej gada, niż robi.

Planowałem to rozegrać na swój sposób.

Ponownie zlustrowałem pomieszczenie, zastanawiając się, gdzie jeszcze mógłbym zajrzeć. Została mi prowizoryczna toaleta, ukryta za kotarą. Zanim jednak tam podszedłem, chciałem zerknąć do dwóch ostatnich gazet, które mi pozostały. Chwyciłem za pierwszą i ostatnią stronę, po czym uniosłem ją powyżej własnego czubka nosa i mocno potrząsnąłem, z nadzieją, że coś wypadnie. Spojrzałem na spłowiały koc, dostrzegając maleńki, przeźroczy woreczek. Odrzuciłem niepotrzebną rzecz za się siebie, a następnie chwyciłem za to, czego szukałem.

Chwyciłem znalezisko w dwa palce, przysłonięte rękawem od bluzki. Wstałem z łóżka i podszedłem bliżej żarówki, która oświetlała celę. Zmrużyłem oczy, doszukując się wspomnianego białego proszku, który miałby wskazywać na to, że zostałem odurzony przez współwięźnia. Torebeczka była pusta, lecz gdy przyjrzałem się jej uważniej, zauważyłem wewnątrz niewielki, mączkowy nalot. To w zupełności wystarczyło, aby potwierdzić podejrzenia.

— Mam cię, Carlo — warknąłem. — Myślałeś, że jesteś sprytniejszy, co? — zapytałem w pustą przestrzeń przed sobą. — Nie ze mną takie numery, kolego — cmoknąłem cicho, kręcąc głową na boki.

Nie chciałem, by Carlo domyślił się, że grzebałem w jego rzeczach, dlatego zebrałem wszystkie porno gazety i odłożyłem je tam, skąd je wziąłem, razem z folijką. Zamierzałem inaczej z nim pogadać. Przecież nie mogłem dopuścić do tego, aby to się powtórzyło. Od tej chwili ostrożność musiała iść ze mną w parze i nie odstępować mnie na krok.

***

Mózg dudnił w akompaniamencie z ciężkimi brzmieniami muzyki. Nawet gdybym podszedł pod drzwi i zaczął w nie uderzać, to z pewnością i tak niewiele by to zmieniło. Usiadłem na pryczy, próbując usilnie przywołać obraz uśmiechniętej Gianny, tętniącej życiem. Bezskutecznie. Ilekroć chciałem zobaczyć ją w takiej odsłonie, widziałem bezwładne ciało leżące na chodniku. Ułożyłem łokcie na kolanach, zatapiając palce we włosach. Serce waliło mi jak oszalałe, chcąc wyskoczyć z klatki piersiowej. Czułem jej obecność. Ktoś obcy pewnie stwierdziłby, że oszalałem, ale ja wiedziałem swoje. Ona tu była.

Z rozmyśleń wyrwał mnie zgrzyt zasuwy w drzwiach oraz pisk w zawiasach. Poderwałam się do góry, obserwując wtaczającego się do pomieszczenia Carlo, asekurowanego przez Andre, który wydawał się być trzeźwy i rozluźniony.

Współwięzień pogwizdywał pod nosem, będąc cały w skowronkach. Nic dziwnego, skoro w jego żyłach buzowały procenty. Nie mieściło mi się w głowie, że w takim miejscu odbywały się libacje alkoholowe.

— O proszę! Śpiąca królewna się obudziła — zakpił Carlo, widząc moją nie tęgą minę. Stanął na baczność i zasalutował, jak w wojsku, robiąc z siebie głupka.

Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż pobielały mi knykcie, on zaś zarechotał na cały głos, podpierając się o obdartą ścianę.

— Goń się! — wrzasnąłem, nie przejmując się tym, że w pomieszczeniu ciągle był strażnik.

— Fottuta principessa — wybełkotał pijackim głosem ciągle rozbawiony.

— Cisza! — krzyknął Andre, uciszając nas obu. Rozejrzał się po wnętrzu, dostrzegając odłamki szkła, porozrzucane po podłodze. Spojrzał na mnie wrogo, oczekując wyjaśnień. Nie zamierzałem się przed nim z niczego spowiadać. — Nie tolerujemy tu tego typu agresji, Meyer. Dzisiaj przymrużę na to oko, ale następnym razem nie będę już taki łaskawy i odpowiednio się tym zajmę. Milczałem. — Ty, imprezowicz! — zwrócił się do Carlo, próbującego zdjąć przez głowę koszulkę — zabieraj swoje śmieci, nie będę czekał na ciebie w nieskończoność. Zrobiłem wielkie oczy, ponieważ nie wiedziałem, co jest grane. Zanim zdąrzyłem zapytać, klawisz znów zaczął mówić: — Mayer od dziś będziesz pomieszkiwał tutaj sam, do odwołania. Decyzja poszła odgórnie i żaden z was nie ma nic do gadania.

Nie odniosłem się do tych słów. W sumie wcale nad tym jakoś nie ubolewałem. Prędzej, czy później pewnie i tak skoczylibyśmy sobie do gardeł. Nie zamierzałem jednak puścić mu płazem tego, że mnie odurzył. Zamierzałem się z nim policzyć przy najbliższej możliwej okazji.

_______
* Fottuta principessa. — Pieprzona księżniczka.

SkazanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz