Rozdział 8

43 6 0
                                        

Hejo, zapraszam na kolejny rozdział! ☺️♥️
Sorki za błędy i niedociągnięcia 🙈
Do następnego! 😉😉








– Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem... – Zawahałem się przez chwilę, analizując w głowie, czy to aby odpowiedni moment. Współwięzień szedł obok, kołysząc na boki ciałem. Sprawiał wrażenie wyluzowanego. Słowem się nie odezwał, ale chyba próbował mnie słuchać, choć widziałem, że myślami był gdzieś indziej. Nagle z dużych głośników, umieszczonych na słupach rozbrzmiał męski głos, przerywając mi zaczętą wypowiedź.

– Wychodzimy panowie! Żwawo, żwawo! Nie oglądamy się za siebie!

Automatycznie spojrzałem w stronę wieży, dostrzegając trzech nadzorujących nas strażników. Znajdowali się dość wysoko, lecz gdy nieco dłużej zawiesiłem wzrok, wydawało mi się, że jeden z nich patrzył tylko na mnie i Carlo, mimo że za nami szli jeszcze inni.
Andre – podpowiadał głos w głowie, to był ten typek. Odwróciłem głowę, po czym popatrzyłem przed siebie, nie zwalniając tempa, jakie przybrałem. Wciąż jednak czułem palący wzrok owego klawisza, przeszywający mnie na wylot.

Czego on ode mnie chce? Czy naprawdę aż tak bardzo mu podpadłem?

Zdecydowałem dać na luz, zachowując się normalnie. Ostatnią rzeczą, jaką miałbym zrobić, to właśnie dać poznać po sobie jakiekolwiek zdenerwowanie, strach lub niepokój.

– Carlo, jestem ci wdzięczny za pomoc – powiedziałem, kończąc wcześniejsze zdanie. Przez kilka sekund nie uzyskałem nijakiej odpowiedzi. Brak zainteresowania z jego strony był wyczuwalny nawet w powietrzu. Naprawdę nie dało się tego nie zauważyć. Zacząłem żałować, że w ogóle mu to powiedziałem. Właściwie czego mogłem oczekiwać po takiej osobie? Facet posiadał specyficzny charakter, dlatego do tej pory nie potrafiłem go rozgryźć.

– Poznałeś naszą panią doktor? – zapytał nagle, przerywając buzujące myśli, kłębiące się w mojej głowie. – Niezła babka, co nie?

– Nie zauważyłem – odparłem szybko, skupiając się na obserwowaniu więźniów oblegających spacerniak. Zaobserwowałem, że byli oni podzieleni na różne grupy, zupełnie jakby tworzyli jakieś gangi. Czyżby takie spacery były tylko pretekstem do obgadywania kolejnych szemranych interesów? Szczerze? Wcale bym się nie zdziwił.

– Weź, nie pieprz. Nie widziałeś tych jej kocich ruchów, ładnej buźki i niezłych kształtów? Miałeś kupę czasu, by się przyjrzeć. – Klępnął mnie w ramię, w skutek czego spiąłem mięśnie, spoglądając na niego krótko.

– Nie? – Bardziej zapytałem niż stwierdziłem. – Wyobraź siebie, że nie siedziałem tam po to, żeby flirtować z lekarką.

– Ej, co cię ugryzło? – Chwycił mnie za łokieć, pociągając na bok.

– Nic, po prostu zachowujesz się jak... – Wyrwałem się z męskiego uścisku, nie dając mu satysfakcji do jakiejś przewagi nade mną.

– Posiedzisz trochę, to będziesz miał takie samo myślenie – przerwał mi, chcąc się wytłumaczyć. Nie zamierzałem tego komentować.

– Co to za jedni tam z lewej, stojący przy drabinkach? – Ciekawość zżerała mnie od środka. Nie byłem do końca pewien, ale gdzieś już chyba widziałem twarz jednego z tych czarnoskórych typków.

– Lepiej nie wchodzić im w drogę. Często sami wstrzynają bójki. Mają wszędzie niezłe wtyczki i gdybyś z jakiejś przyczyny zaszedł im za skórę, źle skończysz, albo raczej nie wyjdziesz z tego żywy. W każdej chwili ktoś może ci podłożyć *goliche pod gardło – mówiąc to był bardzo poważny, a ja nie wiedziałem, co to takiego ta "golicha". – Widzisz tego gestykulującego rękoma? – zapytał dyskretnie, nie zdradzając, że to właśnie o nim rozmawiamy. – Mówią na niego mały George. – Z twarzy naprawdę wyglądał znajomo. Wyglądem przypominał, wielką, łysą małpę. – Ma układy ze strażnikami, więc wszystko możesz sobie sam dopowiedzieć. Dodatkowo do jego dyspozycji są wszystkie *ćmy. A uwierz mi, mało kto ma tu takie przywileje.

– Jakie znowu ćmy? Możesz mówić jaśniej? – zapytałem, bo kompletnie nie wiedziałem, co ma na myśli. Trudno było zrozumieć ich język.

– Pogadam z kim trzeba i zobaczymy, co da się zrobić. Jeśli załatwię ci przepustkę, wtedy sam zobaczysz. – Przybliżył się i powiedział to tak, bym tylko ja to usłyszał.

– Przepustkę do czego? – Nie usłyszałem odpowiedzi, gdyż podszedł do nas jakiś typ, zaczepiając Carlo.

– Proszę, proszę. Zadajesz się z nowymi? – Był od nas dużo starszy, chudszy i niższy ode mnie o głowę. Jego świdrujące spojrzenie, lustrowało moją sylwetkę od góry do dołu w dość dziwaczny sposób. Rozszerzone źrenice, świadczyły o tym, że coś niedawno zażył, natomiast to nie było najdziwniejsze. Sam fakt, że trzymał w rękach przytulnego do klatki piersiowej wypchanego szczura, wywołało nie tyle obrzydzenie, co ogromne niedowierzanie. – Nasze "męskie dziewczynki" nieźle go załatwiły. – Roześmiał się, głaskając zdechłego gryzonia po głowie. Niewiarygodne, jak człowiek potrafi się stoczyć. – Musi przywyknąć, bo to nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy tamci próbują zaspokoić swoje potrzeby, dobierając się do gaci świeżaków.

– Co ci do tego z kim się zadaje, Ed? Mów czego tak naprawdę chcesz. Pogaduchy, to przecież nie twoja działka, więc słucham. –

Carlo popatrzył kątem oka dostrzegając, że mój wyraz twarzy zmienił się w diametralny sposób. Nie miałem ochoty na słowne przepychanki oraz kolejne problemy z więźniami. Mógłbym powiedzieć temu bandycie, coś, co na pewno by mu się nie spodobało, dlatego odpuściłem.

– Jak ty dobrze mnie znasz, Carlo. Słuchaj, nie będę owijał w bawełnę. Mam świeży towar. Gdybyś ty, lub twój kumpel potrzebowali czegoś na rozluźnienie, wiesz gdzie mnie szukać. Pamiętaj. Daj wcześniej cynk, żebym mógł się przygotować.

Zanim spojrzał na niego, zawiesił swój wzrok chwilowo na mnie, oczekując chyba, że w trybie natychmiastowym wezmę od razu kilka gram oferowanego świństwa. Czekając na naszą reakcję, nieustannie gładził wstrętnego zwierzaka, zachowując się przy tym coraz bardziej podejrzanie. Kto wie, co mu chodziło po głowie.

– Będziemy mieli to na uwadze – powiedziałem tak tylko z tego względu, żeby się odczepił. Miałem nadzieję, że pochopne stwierdzenie nie będzie miało odwrotnych skutków.

– Niby nowy, a jak szybko się uczy. Myślałem, że okażesz się kolejną ciepłą kluchą. A tu proszę! – Brakowało jeszcze, by zaczął klaskać.

– Pozory mylą. – Wyglądał na człowieka niespełna rozumu, lecz kiedy dobrze mu się przyjrzałem, dostrzegłem w jego spojrzeniu coś na granicy głupoty i normalności. Sam nie wiem, jak miałem to rozumieć.

– Zauważyłem, że ciągle przyglądasz się mojemu zwierzakowi. Podoba ci się, co? – zapytał, dziwnie się uśmiechając. – Może chciałbyś go pogłaskać? – zaproponował, myśląc chyba, że się zgodzę.  

– Nie. Raczej zaskoczony faktem, że można mieć zezwolenie na coś takiego – zaznaczyłem, mając ciągle w głowie słowa: "... to zakład karny, w którym panują rygorystyczne warunki i zasady".

– Mam swój wiek i trochę tu siedzę, więc poszli mi na rękę, pozwalając mi go zostawić.

– A nie mogli cię od razu odesłać do... – nie dokończyłem, gdyż Carlo głośno zakasłał, jednocześnie ostrzegając mnie, że to nie najlepszy pomysł. Może rzeczywiście miał rację? Zakład psychiatryczny kojarzył się tylko z jednym.

Współwięzień zmienił prędko temat, pytając Eda o coś, o czym nie miałem zielonego pojęcia. Zniesmaczony i lekko zirytowany, wsunąłem obydwie dłonie w kieszenie bluzy, po czym oddaliłem się od nich o dosłownie kilka metrów.


*golicha – brzytwa.

*ćmy – prostytutki.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 08, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SkazanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz