48 cz.1

392 32 3
                                    

Po walce z joninami z Otogakure. Droga powrotna do Konohy.

***

Cała przyroda jak gdyby obumarła. Nic nie dało się słyszeć nic prócz idących shinobi. Wydawało by się że wszystko jest w porządku nikt nic nie mówił był spokój. Ale... Tak nie było. Na końcu kolumny szedł białowłosy shinobi niosący kogoś na rękach. 

Był to blond włosy chłopiec. Znany w śród znajomych jako Naruto a na całym świecie szeroko znany jako Lis Liścia. Jeden z najpotężniejszych shinobi świata. Był niesiony martwy z powrotem do wioski. Spełnił on swój obowiązek jako shinobi. Mógł by być przykładem dla wielu i na pewno będzie on szanowany jako shinobi który oddał życie dla dobra wioski w czasie misji.

Nikt najpewniej by nie uwierzył gdyby zostało powiedziane że Lis Liścia padł martwy w walce. Najpewniej wyśmiali by tą nowinę i dalej żyli w strachu. Jednak to była prawda. Naruto nie żył. Nie oddychał. 

Wielu zapewne pytało by się dlaczego. Jak to możliwe? Przecież do tej pory był nie pokonany. Zabijał wszystkich na swej drodze bez skrupułów. Ale jednak padł. Został zabity bo chciał obronić osobę na której mu zależało. I udało mu się. Jednak czy na pewno?

Osoba którą uratował od śmierci właśnie umiera psychicznie niosąc go martwego z powrotem do wioski. Niósł on bohatera wioski liścia, swojego ucznia, syna swojego nauczyciela któremu poprzysiągł go bronić ale i albo przede wszystkim osobę którą uznał za brata. Osobę która odmieniła jego życie nadając mu sens po utracie swojej drużyny. Osobę która w całości zapełniła dziurę w jego sercu przed chwilą oddała życie aby on mógł żyć...

***Pov.Kakashi***

Szliśmy do wioski wolnym krokiem. Wszyscy byli wyczerpani po walce. Nikt nie rozmawiał panował wręcz grobowy nastrój. Jednak co tu się dziwić. Każdy idący w tej grupie ubolewał nad stratą po tej bitwie. ANBU wiedzieli że przez to będą mieli więcej roboty a wioska straciła właśnie swoją najpotężniejszą broń. Sasuke i Sai stracili swojego niedawno dopiero co zdobytego przyjaciela i towarzysza z drużyny. 

Ja na to miast straciłem...straciłem...straciłem sens mojego życia. Moim motorem napędowym było to aby upilnować go. Żeby sprawić by miał choć trochę normalnego życia. Chciałem być mu jak brat. Zobaczyć jak dorasta i zaczyna swoje życie na nowo. Już nie jako Lis Liścia a jako Naruto Uzumaki-Namikaze. 

Jednak zawaliłem. Nie obroniłem go. Mało tego to przeze mnie zginął. Zginął ponieważ chciał mnie ratować. Zginął żebym ja mógł żyć. 

Dlaczego. Dlaczego shinigami. Czemu zabierasz wszystkie bliskie mi osoby a mnie zostawiasz tu samego z poczuciem winy. Najpierw mój ojciec, potem Obito, następnie Rin, Mój mistrz który w raz z żoną kochali mnie jak własnego syna a umierając oddali mi go pod opiekę a teraz ja niosę osobę którą miałem bronić na rękach w stronę wioski martwą ponieważ sam nie potrafiłem go obronić...

***

Idziemy w milczeniu. W ciszy. Żadne zwierzę ani podmuch wiatru nic nie przerwa tej ciszy. W takim otoczeniu ukazała nam się brama wioski. Zbliżaliśmy się do niej powolnym krokiem. 

Gdy doszliśmy do bramy jeden z ANBU zajął się formalnościami z Kotetsu a my ruszyliśmy od razu w stronę biura Hokage. 

Reszta ANBU poszła z nami do budynku administracyjnego po czym odmeldowała się u mnie i ruszyła złożyć raport do swojej kwatery. My w tym momencie zwartą trójosobową grupą zaczęliśmy wchodzić po schodach w stronę piętra na którym znajdował się pokój Hokage. 

***

Stanęliśmy przed gabinetem. Nikt się nie ruszył. Wszyscy czekali aż ktoś odważy się zapukać. Wszyscy bali się tego co nastąpi po wejściu do środka. Czułem się jak gdybym miał za tymi drzwiami walczyć ze wszystkimi ogoniastymi na raz w pojedynkę. Strach przejął chwilowo nad mną kontrolę tak iż nie mogłem wejść do środka. Jedyne co zdołałem zrobić to wydukać ciche słowa skierowane do towarzyszących mi świeżo upieczonych chuninów. 

-Zapukać. -Powiedziałem to cichym i bardzo chwiejnym głosem. Ledwo trzymałem moje emocje na wodzy. Gdyby nie obowiązek najpewniej zapłakiwał bym właśnie się na śmierć na jednym z pól treningowych lub na cmentarzu.  

Sasuke i Sai jak gdyby wyszarpnięci z letargu spojrzeli błagalnym wzrokiem na siebie wzajemnie. Żaden nie chciał zapukać. Tak jak gdyby zapukanie do drzwi było największym przestępstwem które było karane nie tylko śmiercią tego który to zrobił ale i zabiciu całej jego rodziny i wyniszczeniu jego klanu. 

-Zapukać. -Powtórzyłem po chwili już pewniejszym głosem gdy zauważyłem że żaden z nich nie ma zamiaru tego uczynić.

Tym razem obaj spojrzeli na mnie zarówno z wyrzutami ale i ze strachem. Po kilku sekundach Sai cicho westchnął cierpiętniczo i zapukał. Zapukał ale tak delikatnie że cudem było iż szanowna Tsunade-sama to usłyszała. I automatycznie powiedziała.

-Wejść. -Powiedział to zwyczajnym głosem. Jednak ja odczułem jak gdyby był to głos pełen wyrzutów i odrazy. Przeszyły mnie dreszcze. Jednak nie miałem na to czasu ponieważ Sai otworzył trochę szerzej drzwi i wszedł do środka. Za nim wszedł Sasuke a ja zaraz po nim. Stanęli oni w rzędzie a ja zająłem miejsce za nimi. Trzymałem Naruto w taki sposób że czcigodna Tsunade-sama wraz z jak się okazało Jirają który widocznie ją odwiedzał bądź wrócił z jakiejś misji nie widzieli go. 

Staliśmy przez chwilę w ciszy i posępnych minach. Ciszę tą jednak przerwał dość zmartwiony głos Jiraji.

-Gdzie jest Naruto? -Te słowa sprawiły że czułem się jak gdybym miał na sobie kilka ton obciążenia. Jak bym miał zaraz zapaść się pod ziemię. 

Sasuke i Sai spojrzeli po sobie i po chwili rozeszli się na boki pokazując leżącego w moich ramionach Naruto.  

Przez chwilę staliśmy w ciszy gdy usłyszałem chwiejny głos Tsunade-sama.

-Jestem chora? Prawda? Nie wyczuwam jego chakry ponieważ coś mi jest? -Zachlipała. -Kakashi! To prawda? Powiedz? Żartujecie...

Nikt nic nie powiedział. W tedy usłyszeliśmy pociąganie nosem i gdy spojrzeliśmy w kierunku z którego on się wydobywał ujrzeliśmy płaczącego Jiraję. 

-To prawda. -Wydałem z siebie po czym wziąłem wielki oddech i dodałem. -Zabiła go błyskawica wycelowana we mnie.

Po tym zdaniu zapanowała grobowa cisza. Ale tylko na chwilę. Sasuke i Sai nie byli już w stanie powstrzymywać łez. Tsunade natomiast spojrzała na Jiraję i powiedziała dobitnym choć bardzo chwiejnym głosem.

-Sasuke, Sai. Idźcie do domu. Kakashi daj Naruto Jiraji i zostań zdasz mi szczegółowy raport. -Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Jiraję mówiąc. -Zabierz go do kostnicy ale tak by nikt nie widział. Następnie pilnuj go i nikogo nie wpuszczaj aż przyjdę. 

***

Po tych słowach wszyscy się rozeszli a w gabinecie pozostałem tylko ja i Tsunade. Zanim cokolwiek się wydarzyło ona jak i ja staraliśmy unormować swoje oddechy i uspokoić się. Trwało to koło pięciu minut. Po czym Tsunade powiedziała zimnym głośnym i donośnym głosem.

-Zatem słucham...

****************

Za wszelkie błędy przepraszam.
Jutro albo nawet może dzisiaj będzie część druga tego rozdziału.

Cień człowieka - NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz