37 MARATON cz1

568 34 8
                                    

***Pav.Sasuke***

Wraz z bratem byliśmy w trakcie przeszukiwania kasyna gdy wyczuliśmy impuls energii od Jiraji oznaczał on że odnalazł on Tsunadę. Porzuciliśmy więc nasze zajęcia i ruszyliśmy w stronę tego impulsu.

-W końcu ją znalazł. Już myślałem że... -Nie dokończyłem tego zdania. Bałem się go jak cholera. 

-Spokojnie braciszku. -Tylko tyle odparł mój brat ale ja też wiem że ulżyło mu tak jak i mnie.

Po jakichś pięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Jednak to co tam zastałem przeszło moje oczekiwania. Ujrzałem w barze zapłakanego Jiraję i idąc wzdłuż ulicy blondynkę.

Nie bacząc na nic ani na brata ani na rozum który mówił lepiej spasuj pobiegłem w jej stronę Krzycząc.

-Tsunade-sama!

Ona jednak niewzruszenie szła dalej. Nie odwróciła się ani nie przyśpieszyła. Szła tak jak szła.

-Tsunade-Sama proszę. Proszę się zatrzyma!

Zatrzymała się ale nie odwróciła i rzuciła pusto. -Czego.

-Dlaczego? Czemu nie chce pani wrócić? 

-Nie twój interes. -Po tych słowach ponownie ruszyła. Ja w tym monecie zdążyłem ją wyprzedzić i stanąć jej na drodze.

-Nie interesuje pani to że on zginie? Jest pani jego jedyną szansą!

Nie odpowiedziała wyminęła mnie i szła dalej.

-Proszę. On uratował tak wielu. Uratował mnie kilku krotnie. Proszę. Jeśli nie chce tego pani zrobić dla niego. Niech Pani zrobi to dla tych za których ryzykował życie. Za tych których uratował ale i dla tych którzy się dla niego poświęcili.

Nie zatrzymała się. Nie obróciła. Nawet nic nie powiedział. Szła w zaparte. 

Ja nie miałem już siły na to żeby za nią iść. Po prostu nie mogłem. Nie z powodu bólu tylko braku nadziei. Wróciłem do brata który starał się powstrzymać Jiraje od zapijania żalu. Zostaliśmy w tej wiosce do rana. W tedy wyruszyliśmy w stronę wioski. Nastrój o ile można w ogóle go nazwać to był grobowy.  

Jiraja nic nie mówił szedł i nie zwracał na nic uwagi. Itachi choć nie dawał po sobie tego poznać był smutny. Nie wiem w sumie dlaczego aż tak zależy mu na Naruto bo nie licząc tego że uratował mnie kilka razy to nie powinno ich nic innego łaczyć. Chyba...

Szliśmy tak bez nadziei, bez sił i bez chęci gdy w pewnym momencie Jiraja nagle ożył. Zaraz po nim mój brat i razem w przerażająco szybkim tempie ruszyli w prawo od nas. Po chwili usłyszałem wielki huk i również tam się udałem. Doszedłem na polanę na której wdziałem jak teraz Jiraja i Itachi walczą z jakimś typem broniąc tym samym Tsunadę. 

Niewiedziałem oco chodzi ale patrząc na poziom mocy z jaką oni walczyli szybko stwierdziłem że najlepiej będzie jeżeli pójdę do Tsunade i jakiejś brunetki ze świnką. Co tu do cholery robi świnka?!

-Co się stało Tsunade-sama? -Powiedziałem gdy podszedłem do nich.  Ona jednak nie odpowiedziała.

-Jest w paraliżu fobiowym. Nie da się do niej dotrzeć puki co.

-Jak do tego doszło i kim jesteś?

-Nazywam się Shizune i jestem uczennicą czcigodnej. A stało się to zaraz po tym gdy wkurzona Tsunade weszła do pokoju zaczęła coś wrzeszczeć o głupim dzieciaku i że nierobi czegoś bo musi tylko i wyłącznie dlatego że ma taki kaprys a wcale nie z obowiązku. Gdy zapytałam o co jej chodzi to ta tylko krzyknęła że jutro idziemy do Konohy. Jednak rano w czasie drogi zaczepił nas Orochimaru a pani Tsunade pchana chyba żądzą zemsty za mistrza ruszyła za nim aż na tą polanę. Potem walczyli ale po jednym z uderzeń z tego gad zaczęła lecieć krew. I dlatego Pani Tsunade jest w takim stanie. Ona boi się krwi. -Zakończyła i szybko wzięła wdech.

-A wiesz czego chciał ten Orochimaru? -Zadałem nurtujące mnie pytanie.

-W czasie walki powiedział że ich mistrz zapieczętował mu ręce w czasie ich ostatniej walki i teraz puki nie zmieni ciała nie może nimi ruszać chyba że Tsunade go wyleczy. -Zakończyła.

Tyle informacji mi wystarczy. Zacząłem przyglądać się walce. Itachi walczył z...Kabuto? Co on tu robi. Przecież jest Geninem. Więc zdradził? Mniejsza. Jiraja walczył za to z Orochimaru. A właściwie to jakaś gigantyczna żaba walczyła z jeszcze większym wężem na których byli właśnie oni. Walka wyglądała na ciężką ale bardziej interesował mnie brat.  

Podczas walki używał sharingana z trzema tomoe. Ja puki co mam dwa ale...mniejsza to nie czas na to. Wyglądało na to że Itachi przewiduje każdy ruch Kabuto. Nie wiem jak to możliwe bo brat mówił mi że sharingan nie rozszyfruje tayjutsu. Ale on i tak wydaje się być dwa kroki przed nim.

Gdy analizowałem walkę brata nie zauważyłem nawet kiedy Jiraja zdołał pokonać węża Orochimaru kosztem skrajnego wyczerpania samego siebie. Wtedy też Kabuto udało się jakoś uciec mojemu bratu i podszedł do tego gada. Podparł go i po wymamrotaniu czegoś w stylu "jeszcze się spotkamy" niknął w białym dymie.

***

Tsunade ocknęła się jakoś po pół godzinie. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i razem sprintem ruszyliśmy w stronę Konohy po to by uratować mojego przyjaciela, nauczyciela i można rzec bohatera bo w końcu uratował mnie.  

Droga mijała szybko. Wszyscy byliśmy tak zdeterminowani że nie robiliśmy żadnej przerwy. Biegliśmy nieustannie przez dwa dni i jedną noc. W tedy też mniej więcej pół dnia drogi przed Konohą zarządzono przerwę na godzinę. W tym czasie jedni się zdrzemnij a ja po prostu usiadłem pod jedną z sosen i się napiłem.

***Pov.Shisui***

Został im dzień. Jeśli nie wrócą będę musiał objąć stanowisko Hokage i odpiąć Naruto od aparatury co nie dość że pozbawi konochy jakiś 10% siły bojowej to narazi ją na zniszczenie poprzez uwolnienie Kybiego.

Ktoś zapukał. 

-Wejść. -Powiedziałem by po chwili do pokoju wszedł lekarz w tradycyjnym białym kitlu.

-Shisui-sama. Przyszedłem przypomnieć że za 20 godzin odłączymy Jinjurikiego więc proszę przygotować nowy pojemnik i oddział pieczętujący aby nie doprowadzić do zniszczenia wioski.

-Wiem. Nie musisz przypominać. Wszystko jest załatwione jednak dalej wieżę że oni zdążą. Muszą.

-Hai.

-Możesz wyjść.

-Hai.

I wyszedł a ja ponownie zostałem pozostawiony ze swoimi rozmyślaniami.

******************
  M nadzieję że rozdział się podoba.

Cień człowieka - NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz