OSIEM

717 83 313
                                    

Karol stał przy blacie kuchennym i nalewał sobie kolejny kubek grzańca, sięgając po jednego z niewielu pozostałych już pierniczków. Wgryzł się w niego i z zadowoleniem stwierdził, że był on całkiem smaczny. Nic nie mogło jednak przebić tych, które rok w rok robił z tatą, Nikolą i Mają. Tamte były idealnie puszyste, a przy tym lekko chrupkie. Te należały do tych bardziej twardawych, ale wciąż były bardzo dobre.

Od jakiejś godziny byli już na domówce, która wcale taka mała i skromna jak początkowo myślał, że będzie, nie była. W domu znajdowało się naprawdę sporo osób. Niektórzy tańczyli – miał zamiar w końcu do nich dołączyć, inni oglądali w salonie jakąś świąteczną bajkę – z tego co widział fragment, to chyba był to Ekspres Polarny, a inni jak on i Mikołaj w tamtym momencie po prostu rozmawiali, pili i jedli.

Zerknął kątem oka na blondyna, który pił kolejny kubek swojego napoju, słuchając jak Daniel opowiadał mu jakąś głupią, bezsensowną historyjkę o swoim jeszcze głupszym kocie. Jak Karol kochał zwierzęta, tak ten jeden futrzak był wyjątkowo tępawy, nie mniej jednak wciąż przeuroczy i puchaty, co było chyba najważniejsze.

Mikołaj był już widocznie rozluźniony, co go cieszyło, bo nie chciał, aby chłopak robił cokolwiek na siłę. Na początku imprezy ilość nieznanych osób go przytłoczyła, a Daniel, który na niego naskoczył, wypytując kim był i skąd znał się z Karolem, na pewno mu nie pomagał. Szatyn musiał dyskretnie palnąć przyjaciela w tył głowy, by ogarnął trochę swoje dzikie zapędy i nie naruszał komfortu osobistego jego nowego kolegi.

Daniel więc przestał zarzucać pytaniami skołowanego dziewiętnastolatka, tylko wcisnął mu grzaniec domowej roboty, każąc pić do dna. Mikołaj nawet po kilkunastu minutach, ku wielkiemu zaskoczeniu szatyna, przyznał, że nie było tak źle jak myślał, że będzie. Jasne, było pełno osób niewiadomego pochodzenia, ale było też co robić. Daniel rozwiesił wszędzie świąteczne dekoracje, a na każdym rogu można było natknąć się na migoczące wieloma kolorami światełka. Było po prostu ślicznie i świątecznie, czyli jak Karol lubił najbardziej.

– Podobają ci się dekoracje? – spytał cicho blondyna z rozbawieniem, podejrzewał, że zna odpowiedź.

Mikołaj przejrzał się ze zmrużonymi w sztucznej surowości oczami po pomieszczeniu, obserwując figurki reniferów, Świętych Mikołajów, kilka małych choinek i świeczek w kształcie prezentów.

– Prawdziwe piekło na ziemi – podsumował poważnym głosem.

Karol widział jednak po jego oczach, że nie było to tak bliskie prawdy jakby mogło. Jasne, podejrzewał, że Mikołaj wolałby wystrój w czachy, trupy i krew na ścianach znacznie bardziej, niż uroczo świąteczne elementy, przypominające mu o znienawidzonym święcie, ale przecież nie mogło być tak źle skoro wciąż tam był, stał i pił, nawet unosząc czasem kącik ust w, nawet bardziej niż te wszystkie dekoracje, uroczym półuśmiechu.

Miał przynajmniej taka nadzieję.

– Tak myślałem – parsknął, sięgając po dwa ostatnie pierniczki i jeden wysuwając w Mikołajową stronę.

– Nie przepadam za piernikami.

Karol wybałuszył oczy i skrzywił się z oburzeniem, na co drugi chłopak westchnął ze znużeniem.

– To się powinno leczyć – stwierdził szatyn i sam zjadł oba, mu nie musieli dwa razy powtarzać, by zabrać się za takie pyszności. Kiedy w końcu przełknął, stanął przed dziewiętnastolatkiem i wystawiając palec w górę, by ten go posłuchał. – Jak tylko upiekę z rodziną swoje własne, będziesz zmuszony ich spróbować i nie ma tutaj żadnego „ale". Mój drogi, jak już spróbujesz raz, to będziesz błagał mnie o więcej. – Mikołajowe policzki zarumieniły się, a ten wbił wzrok w swój kubek, widząc to Karol powstrzymał cisnący mu się na usta głupi uśmieszek. – Więcej pierników.

Pokochać świętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz