TRZYNAŚCIE

778 77 654
                                    

Mikołaj czuł się źle z tym, że jego myślą w pierwszych pięciu minutach po obudzeniu się było to jak bardzo jego rodzina była czasami popierdolona.

Słysząc jak jego rodzice się kłócą, a siostra z kolei drze się na nich, że jej przeszkadzają w oglądaniu filmu, sięgnął po fioletowego jaśka i położył go sobie na ucho, by jak najbardziej odciąć się od głupich dramatów. Z irytacją leżał tak kilka dobrych minut, nim w końcu rozbolała go głowa od wciskania w nią poduszkę. Odrzucił ją gwałtownie, wyładowując tak swoją złość na to, że był zły.

Był zły, bo był zły.

Tylko popierdoleńcy tak chyba mieli – pomyślał z irytacją.

Powinien mieć to gdzieś, rodziny się kłóciły i to było normalne, a jednak nie mógł już powoli tego znieść.

Czemu nie mogli żyć w spokoju?

Czemu nie mogli się o siebie bardziej troszczyć?

Czemu nie mogli być jak rodzina Karola?

Rozżalony zaczął się ubierać, już nawet nie przyswajając, że wciągnął na siebie czerwoną bluzę z reniferem, którą ostatnio zapomniał oddać i przypadkowo zabrał ją do domu. Dopiero, gdy zobaczył się w lustrze, jęknął dramatycznie. Złapał za jej końce i już miał ją ściągnąć i wysłać priorytetem z powrotem do właściciela, ale powstrzymał się. Zerknął w lustro ponownie, widząc jak dobrze na nim leżała i jak ciepła była, zawahał się, ale postanowił w niej zostać.

Powodem mogło być również to, że pachniała pewnym brązowowłosym chłopakiem i przywodziła na myśl dzień, w którym piekli pierniczki z jego rodziną, a Mikołaj czuł się jak na właściwym miejscu, mimo że tak powinien czuć się w swoim własnym domu.

Tylko, że tam nigdy tak się nie czuł.

Pomyślał o tym jak szatyn był dla niego miły, jak nie zrażał się jego często bardzo negatywnym nastawieniem i jak dbał, aby zawsze czuł się włączony w grupę, w której byli. Aż przysiadł na ten przypływ samoświadomości. Potarł twarz, zaciskając palce na rękawach nieswojej bluzy. Ostatnia częsta obecność Karola naprawdę nie pomagała mu w zachowaniu trzeźwego umysłu. Na myśl o tym jak oglądali Kevina samego w domu, jak leżeli blisko siebie i jak przypadkowo złapał go za dłoń, zrobiło mu się cieplej, zarówno na twarzy jak i na sercu. A później jeszcze to, co do niego powiedział.

– Skoro tak ci na tym zależy, to złap mnie sam, a nie czekaj, aż ja to zrobię pierwszy.

Boże, jaki wstyd. Mógł siedzieć cicho i tonąć w zwyczajowym zażenowaniu swoją własną osobą i bliskością chłopaka, który mu się podobał. Znał go już na tyle, że od ich pierwszego spotkania na imprezie Halloweenowej, z łatwością dało się zauważyć jak bardzo we krwi miał flirtowanie z ludźmi, nie mając nawet na celu, by ci go chociażby polubili. Taki już zwyczajnie był.

Mimo to na Mikołaja działało to za każdym razem, jakby nie był już wystarczającym frajerem.

Z zażenowaniem pomyślał o swojej odpowiedzi. Z jego ust to wcale nie brzmiało tak niewinnie, bo w przeciwieństwie do Karola mówiącego podobne rzeczy, on naprawdę miał to na myśli.

Przez cały film, który mimo że go wciągnął i naprawdę mu się mimo wszystko podobał, nie mógł przestać myśleć o tym, jak stykają się ramionami, a ich dłonie dzieli kilka centymetrów. Miał szczęście, że szatyn nie dręczył go później, wracając bez słowa do oglądania.

Minęło chyba kolejne pięć minut, nim w końcu uznał, że użalanie się nad swoim losem nie przyniosło nic przez dziewiętnaście lat, to i tym razem nie przyniesie. Opuścił pokój, z radością uświadamiając sobie, że krzyki się skończyły, więc któryś z rodziców musiał wyjść.

Pokochać świętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz