Rozdział 5. Wyprawka.

81 8 2
                                    

(Perspektywa April)

Przed opuszczeniem kryjówki wzięłam wszystkie pieniądze jakie miałam. Opłacało się pracować w restauracji na zmywaku lub sprzątać restaurację po godzinach. Napisałam jeszcze listę zakupów. Spojrzałam na Casey'ego.

-Casey idziemy.- Powiedziałam idąc do imprezowozu. Założyłam w międzyczasie kurtkę i czapkę.

-Co? Gdzie?- Zapytał się Casey zaczynając biec za mną.

-Na zakupy. Wczoraj w nocy padał śnieg jakbyś zapomniał. Poza tym nie można pozwolić by teraz Mikey jako niemowlę zachorowało bo będą bardziej nie wyspane noce przez gorączkę i zmęczenie.- Powiedziałam wsiadając do pojazdu. Jones wsiadł po chwili za kierownice. Pomachałam do chłopaków życząc im w tym powodzenia nad opieką. Przyda im się taka nauka kiedy będą chcieli założyć swoje własne rodziny. Najpierw z Casey'm pojechaliśmy do centrum handlowego. Wysiadłam z pojazdu. Padał śnieg. Uwielbiałam zimę, a szczególnie święta. Razem z Casey'm weszliśmy do środka. Zaczęliśmy szukać po różnych sklepach rzeczy dla malca. W końcu odnaleźliśmy artykuły dziecięce. Jones trzymał cały czas koszyk. Zaczęłam wybierać trochę za duże ubranka. Mikey jako dziecko był mniejszy od noworodka. Cóż ważne by nam nie zmarzł bo może być źle. Wybrałam jeszcze kilka pieluch flanelowych bo wiem jak dzieci lubią je przytulać. Dodałam do tego kilka niegroźnych zabawek typu maskotki i różne grzechotki. No i oczywiście butelki oraz smoczki. W drodze do kasy niestety wpadliśmy na Sabrine. Była ona czirliderką w naszej szkole.

-No proszę. Jones i O'Neil. A wy co tu robicie?- Zapytała po czym spojrzała na zawartość koszyka. Zaczęła się ona śmiać.- Ale wtopa. Zaszłaś w ciąże co?- Zapytała się śmiejąc.

-Nie. A nawet jeśli to nie twój interes. To rzeczy dla moich kuzynów. Brat się im urodził, a nie mają rzeczy dla niego bo mają trudną sytuację.- Powiedziałam po czym ciągnąc Jonesa poszliśmy do kasy. Zapłaciliśmy za wszystko po czym zapakowaliśmy rzeczy do reklamówek. Daliśmy oddzielnie zabawki z ubrankami od butelek i smoczków. Poszliśmy do kolejnego sklepu. Tam kupiliśmy mleko w proszku odpowiednie dla Mikey'ego, pieluchy oraz potrzebne maści i olejki do pielęgnacji po kąpiel i po przewinięciu. Pod czas drogi powrotnej zaszliśmy do kolejnego sklepu z akcesoriami dla dzieci. Kupiliśmy wanienkę i nosidełko. Lepiej kąpać młodszego teraz brata chłopaków w wanience, a nie w misce czy zlewie. Jones był chyba zmęczony bycie tragarzem tego wszystkiego. Cóż czekało go jeszcze niesienie tego wszystkiego do kryjówki do której wróciliśmy po chwili. Słyszałam płacz najmłodszego z braci. Wzięłam nosidełko i torbę gdzie były zabawki i ubranka. Weszłam do środka.- Wróciliśmy.- Powiedziałam wchodząc do środku. Poszłam do przyjaciół. Położyłam nosidełko i torbę na kanapie.

-W końcu. Nie dajemy go uspokoić od kąt sensei  poszedł do dojo.- Powiedział spanikowany Raph kołysząc brata. Wzięłam Mikey'ego na ręce.

-No już, już spokojnie. Pomóż Casey'emu z resztą rzeczy, a ja się nim zajmę. Donnie w torbie jest mleko w proszku. Zrobisz je dla niego?- Zapytałam podając mu jeszcze zapakowaną butelkę. Donnie wziął butelkę i skinął głową.

-Pewnie nie ma problemu.- Powiedział i poszedł do auta. Włożyłam małego do nosidełka po czym ostrożnie włożyłam mu do buźki skoczek. Zaczął go ssać energicznie popłakując. Ostrożnie kołysałam nosidełkiem by uspokoić malucha. Mistrz Splinter przyszedł po chwili gdy Donnie w kuchni robił mleko. Spojrzeliśmy na Mikey'ego który był nieco spokojniejszy niż wcześniej. Otworzyłam opakowanie z pieluchami i wzięłam jedną.

-Raph przynieś ręcznik.- Powiedziałam kiedy mistrz wziął Mikey'ego. Raph szybko pobiegł do łazienki po ręcznik.

-Dobry pomysł April. Małe dzieci zawsze mają problem z wypróżnianiem się.- Powiedział mistrz gdy Raph wrócił z ręcznikiem. Mistrz nie czekając na nic sprawnie i szybko założył Mikey'emu pieluchę, a na dodatek ubraliśmy go w bluzę, skarpetki i spodenki. Zrobiliśmy wcześniej w pieluszce i spodenkach mały otwór by ogonek mu nie przeszkadzał w różnych czynnościach. Po chwili przyszedł Donnie z butelką.

-Sprawdziłem czy nie za gorące i chyba jest ok.- Powiedział Donnie patrząc na Mikey'ego który z ciekawości przekrzywił trochę główkę jak szczeniak. Mistrz dał małego na ręce Leo. Widziałam po minie, że się bał. Każdy boi się trzymać pierwszy raz takie maleństwo na rękach. Sensei pokazał mu, a raczej pomógł w karmieniu Mikey'ego. To było takie słodkie, że musiałam zrobić kilka zdjęć jak i nagrać to.

Opieka nad braciszkiem.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz