3. Dzieci są jak koty

139 5 2
                                    

Usiadłam na krześle przy stole, szczelniej opatulając się ręcznikiem. Moim ubraniom było daleko do wyschnięcia, a ręcznik niedokładnie zabezpieczał wodę, która skapywała z nich na ziemię co kilka sekund. Denerwowało mnie patrzenie jak umyślnie robię bałagan, jednak mama Vincenta powiedziała, żebym się nie przejmowała takimi rzeczami, bo i tak miała tutaj już dawno umyć podłogi. Kobieta cały czas coś do mnie mówiła, przygotowując nam coś do jedzenia, a ja odpowiadałam jej krótkimi słówkami, nie za bardzo czując się dobrze w tej rozmowie. Mówiliśmy jej, że możemy zjeść coś na mieście, jednak uparła się, że nie będziemy marnować pieniędzy, gdy w domu jest pełna lodówka jedzenia. Vincent gdzieś poszedł, nikomu nic nie mówiąc i nie było go już dobre dwadzieścia minut.

– Nigdy nie lubiłam gotować, ale jak trzeba to trzeba. Przecież nie mogę pozwolić, żeby moje dzieci chodziły głodne, a raczej jedno dziecko, chociaż ty też jesteś dzieckiem, co prawda nie moim, ale nadal. Aha, no i jest jeszcze Gigi. Jest tu co rok w wakacje, a ja nadal nie mogę się przyzwyczaić, że tutaj przebywa. Właśnie, gdzie ona w ogóle jest? – spytała, nieruchomiejąc na chwilę, a później znów wróciła do poprzedniej czynności. – Zresztą nieważne. Dzieci są jak koty, wychodzą z domu, kiedy im się tylko podoba i wracają, kiedy im się podoba. Gorzej, jak nie wrócą, ale przyjmijmy wersję, że zawsze wracają.

– Okej – burknęłam, uśmiechając się lekko. Ona gada więcej ode mnie, przysięgam.

– Matko jedyna, czemu tutaj jest tyle mąki? Skąd to wzięło? Jestem pewna, że jak wychodziłam, to było czyściutko – powiedziała. Odwróciłam wzrok, udając, że w ogóle nie wiem, o czym mówi i nie mam z tym nic wspólnego. Kobieta westchnęła głośno i oparła się o blat, a po chwili dalej robiła kolację. – Zresztą nieważne. I tak wiem, że to wy. Co prawda nie wiem, co z nią robiliście, ale chyba nie chcę wiedzieć. Młodzi teraz mają nie po kolei w głowach, zresztą nieważne. Ja z mężem w młodości też kombinowaliśmy z różnymi rzeczami, żeby urozmaicić sobie...

– Ale my nic takiego nie robiliśmy, przysięgam – przerwałam jej. Kobieta prychnęła pod nosem, kręcąc głową.

– No jasne, tak jak w basenie. Zabawa z kuchni przeniosła się do basenu, wszystko jasne. Zresztą nieważne, tak jak mówiłam, nie obchodzi mnie to, nie chcę tego wiedzieć, bo wyobrażanie sobie mojego syna z jakąkolwiek dziewczyną podczas seksu przyprawia mnie o zawroty głowy. Och, chyba to nie jest dla ciebie komfortowy temat, nie musimy więc o tym rozmawiać – odparła, spoglądając na mnie przez ramię. Odetchnęłam w duchu. Zanim mama Vincenta podjęła się kolejnego tematu, usłyszałyśmy głośne zamykanie drzwiami.

– Jestem! – krzyknęła młoda dziewczyna i podeszła do nas, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.

– Gigi, w samą porę. Aha, i ile razy mówiłam ci, żebyś nie trzepała drzwiami?! – odparła kobieta, marszcząc czoło. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie przejmując się jej słowami.

– Gigi – powiedziała, wyciągając rękę w moim kierunku.

– Marise – odparłam i uścisnęłam jej dłoń. Jej bujne, brązowe loki były związane w wysokiego kucyka. Miała podobne oczy do Vincenta, ponieważ również były ciemne, jednak nie tak bardzo jak chłopaka. Charakteru dodawał jej kolczyk w nosie, który pasował do niej aż za bardzo.

– Nie wierzę, że nasz Vincent przyprowadził do domu dziewczynę – skomentowała, siadając obok mnie. Uśmiechnęłam się automatycznie.

– Nie jestem jego dziewczyną – burknęłam, bawiąc się swoim pierścionkiem.

– Wiem, ale nadal jesteś dziewczyną. Poza tym, siedzisz w ręczniku przemokniętym wodą. – Prychnęła, patrząc na mnie od dołu do góry. Wstała od stołu i wzięła mnie za rękę. – Chodź, pożyczę ci jakieś ubrania.

NyctophiliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz