18. Przejrzeć na oczy

36 4 4
                                    

Minął kolejny tydzień. Kolejny tydzień, podczas którego nie rozmawiałam ani razu z Vincentem. Teraz jednak wychodziłam z domu, głównie z Aaronem, czasami z mamą, ale na nich się kończyło. W końcu nie miałam tutaj żadnych przyjaciół. Przyjechałam do Paryża, by być z Vincentem, ale skoro nie gadaliśmy już ze sobą, nikt inny mi nie został.

Był piątek wieczór. Słońce już powoli zachodziło, zostawiając na niebie piękne kolory. Od kiedy umarła Claire, wyobrażam sobie, że to ona maluje dla mnie każdy zachód słońca, pilnując mnie z góry. Wzięłam Rybę na smycz, drugiego psa zostawiając w domu, i przeszłam się z nią aż do najbliższego parku.

Usiadłam na ławce, wzdychając głośno. Zastanawiałam się, jak się w ogóle znalazłam w tak beznadziejnej sytuacji. Marnowałam swoje wakacje, cały czas zamartwiając się, co powinnam zrobić. Wybaczyć Vincentowi i skończyć się spotykać z Aaronem, czy dalej robić to, co robię? Kto mnie wykorzystuje, a kto mówi prawdę, to też było mi trudno stwierdzić. Szczególnie, że obaj są bardzo przekonywujący. Powinnam wierzyć Vincentowi, ale on mi nic nigdy nie mówi, i mimo że go kocham, nie mogę już dłużej być w takiej relacji.

No właśnie, czy ja go w ogóle jeszcze kochałam?

Cholera, oczywiście, że tak.

Stwierdziłam, że skończę z Aaronem, jednak nie wrócę do Vincenta. Jedynie pójdę z nim pogadać, ale na tym się skończy. Chciałabym w to wierzyć, sama wiedziałam, że z trudem trzymałam się od niego z daleka.

– Kurwa. Ryba, do nogi! Wracaj! – krzyknęłam, zrywając się z miejsca. Pobiegłam za moim psem, który z kolei gonił jakiegoś innego o wiele mniejszego. Jego właściciel również za nimi biegał, próbując dogonić któregoś z nich, jednak kiepsko mu to wychodziło. – Ryba!

– Pimpek, chodź tutaj! – powiedział mężczyzna, mierząc mnie spojrzeniem kątem oka. Uśmiechnęłam się do niego nerwowo, nie za bardzo wiedząc, co mogłam powiedzieć. Czułam się strasznie niezręcznie i głupio.

Przyspieszyłam jeszcze bardziej, czując, że jestem już na skraju wyczerpania. Sport nie był moją mocną stroną, a w szczególności bieganie, gdzie moja kondycja była gorsza niż siedemdziesięciolatka. Złapałam Rybę za obrożę, a Pimpek poszedł do swojego właściciela.

– Bardzo pana przepraszam, nie wiem, co jej się stało. To moja wina, nie powinnam jej puszczać wolno, jednak zawsze się słuchała – przyznałam. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i machnął lekceważąco ręką.

– Na spokojnie. Najwyraźniej twój pies zapomniał gdzie jest jego miejsce i dał się ponieść. Najważniejsze, że przestał biegać za czymś, co nie jest ważne. Wszyscy czasami tak mamy, mam rację? – spytał i zaśmiał się, zapinając Pimpka na smycz. Pokiwałam głową, a uśmiech powoli zszedł mi z twarzy.

Chyba jaja sobie pan ze mnie robi.

– Przepraszam jeszcze raz. Miłego wieczoru – powiedziałam i szybko odwróciłam się z zamiarem odejścia w stronę domu. Popatrzyłam na Rybę, która szła przede mną i wydawała się zadowolona. – Z czego się cieszysz? To przez ciebie.

Wróciłam do domu w dość szybkim tempie, cały czas myśląc o zaistniałej sytuacji. Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie, czy tego typu rzeczy, ale może to był znak. Może to był znak, że to co postanowiłam, jest właściwą decyzją i wyjdzie mi na dobre.

***

Aaron odsunął mi krzesło, na którym usiadłam po chwili, a sam zajął miejsce naprzeciwko mnie. Uśmiechnął się i wziął moje dłonie w swoje, dotykając mojego pierścionka, którego dostałam od Vincenta. W międzyczasie przyszła kelnerka, aby dać nam menu i powiedzieć jeszcze kilka mało istotnych rzeczy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NyctophiliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz