21.05.21

169 15 23
                                    


 Nawet nie słyszałem żadnego dobijania się do drzwi. Nie mogłem przestać kaszleć, chcąc jednocześnie płakać i wymiotować. Gardło paliło mnie żywym ogniem. Moje ciało było rozgrzane. Usłyszałem jak ktoś woła moje imię, więc otworzyłem oczy. Przede mną stał Souta. Zebrałem w sobie siłę aby na niego spojrzeć. Miał na sobie spodnie lekarskie, więc zapewne przyszedł do mnie prosto z pracy. 

-Reki? Reki co się dzieje? Co to za krew? - Zapytał, a ja czułem jak zaczyna brakować mi oddechu. Podniosłem rękę, aby dotknąć jego twarzy. Chciałem mieć pewność, że to na pewno on. 

 Pochyliłem się ku podłodze, a przy okazji kaszlania, z moich ust znowu wyleciała krew wymieszana ze śliną. 

 Souta wyjął telefon, oraz gdzieś zadzwonił. Ułożył mnie na boku, ale w niczym to nie pomogło. Oddechy stawały się coraz płytsze. Miałem wrażenie, że moje płuca przestały pracować. Czując to złapałem starszego za nogę, oraz mocniej ją ścisnąłem. 

 Dusiłem się.  

 Mężczyzna siedział zszokowany, nie wiedząc co ma zrobić. 

 Z powodu braku tlenu, zemdlałem.

 Obudziłem się dopiero w szpitalu. Na mojej twarzy była maska tlenowa, jednak płuca dalej nie dawały z siebie wszystkiego. Łapałem wszystkie oddechy buzią, bojąc się, że zaraz nie będę mógł tego zrobić. Niemiłosiernie kręciło mi się w głowie. Na sali leżałem sam.

 Minęło kilka minut, a do pokoju wszedł lekarz. 

 Spokojnie porozmawialiśmy, a z moich oczu pociekły łzy.

 Nie minął miesiąc, a rak zaatakował moje płuca. 

Umierałem. Znowu.

 Chciałem usiąść, wziąć pełny oddech, zdjąć tę cholerną maskę, oraz wstać i wrócić do domu. Teraz jednak nie miałem nawet siły poruszyć palcem.

 Chemię którą przyjmowałem w czasie leczenia nogi, przeżywałem okropnie. Wyżerała nie tylko komórki rakowe, ale też moje chęci i siły do życia. Mówi się, że depresja może być jednym z jej skutków ubocznych, ale nie sądziłem, że to aż tak boli. 

 Leżałem, nie panując nad swoimi łzami. Po prostu płynęły. 

 Przyszedł do mnie Cherry z Joe, ale ja nie miałem siły niczego powiedzieć. 

 Po usłyszeniu wiadomości od lekarza, nie miałem nawet siły oddychać.

"Nie wiemy jakim cudem, ale rak rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Nie wiemy co mamy robić. Czekamy na przeszczep i podajemy chemię, dasz radę chłopie, jednego raka już przezwyciężyłeś."

 Nie przezwyciężyłem go. Przecież oni po prostu ucięli mi nogę, pozbywając się problemu.

 Tak, jak Langa pozbył się mnie.

 Nie wiem skąd do mojej głowy przyszły takie myśli, jednak rozpłakałem się na dobre.

 Gdy moi goście wyszli, wziąłem w rękę telefon. Zadzwoniłem do chłopaka, o oczach równie niebieskich co ocean, o włosach wyglądających jak lody jagodowe. Przypomniałem sobie jak razem spędzaliśmy nastoletnie dni.

 To były nasze najlepsze wspomnienia. Przynajmniej dla mnie.

-Reki? Gdzie jesteś? Wracam do domu, a tu jakiś bałagan. Robiłeś imprezę? Kogo zapraszałeś? - zasypał mnie ogromem pytań, a ja zagryzłem wargę, czując jak nie mogę przestać płakać. Głośno oddychałem, dusząc się łzami. Wszystko mnie już bolało - co się stało Reki? - zapytał już spokojniej.

-Zerwijmy ze sobą. Ja już wszystko wiedziałem. Dajmy już sobie spokój. Chcę zakończyć to tak, aby mieć z tobą jak najmniej negatywnych wspomnień - powiedziałem głośno, co chwilę się zatrzymując, aby wziąć oddech. Chłopak z pewnością słyszał mój płacz. - kochałem cię. Dziękuję za wszystko. Teraz mnie zostaw. - powiedziałem, czując jak ślina spływa mi po brodzie. Za słuchawką usłyszałem długą ciszę.

-Okej. Też dziękuję. To były najlepsze lata mojego życia. Cześć. 

 W tamtym momencie, chłopak się rozłączył. 

 Wtedy też moje serce rozpadło się na tysiące małych kawałeczków, których nawet cud nie mógłby posklejać.

 To właśnie wtedy się poddałem. 

Chewed  cigarette | rekixlangaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz