1

467 20 5
                                    

Ten dzień był iście słoneczny. Światło górującego słońca rozświetlało całe Piltover. 
Całe z wyjątkiem jednej pracowni uniwersytetu, gdzie pewien młody naukowiec prowadził nie do końca legalne pierwsze testy czegoś naprawdę niesamowitego. 
W pełni skupiony młody mężczyzna miał zdrową wysportowaną sylwetkę, czarne włosy i ciemną karnację. 
Ubrany w bordową koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, białą, ozdobną kamizelkę i białe spodnie wyglądał bardzo dostojnie jak na naukowca. Niektórzy mówili, że z samego wyglądu nigdy by nie powiedzieli, że to człowiek z nosem w książce, a z kolejnymi rekordami na siłowni. 
On to lubił. Ogólnie przejawiał zazwyczaj bardzo narcystyczne mniemanie o sobie. 

Teraz miał się odbyć decydujący moment. 
Po wielu dobach nieprzerwanej pracy niebieski, świecący kamień miał zostać czymś w rodzaju siły napędowej. 
Ustawił go ostrożnie we wcześniej przez niego wykonane urządzenie. 
Wszystkie styki się zwarły. Kamień zaczął mocniej świecić. Wydawało się, że urządzenie się uruchamia, ale nagle okazało się, że kamień oddaje zbyt wielką ilość mocy. Nagle całe pomieszczenie zalało się niebieskim światłem. 
Zdesperowany wynalazca podjął próbę wyjęcia kryształy, ale też jego nierówna powierzchnia sprawiła, że zaklinował się. 
Dosłownie w ostatnim momencie udało mu się wyrwać styki od kamienia i skończyło się tylko na zniszczonych ścianach, wyparowaniu kilku notatek i zniszczeniu jego ubrania. No i jeden odłamek jakiegoś metalu rozciął mu brew. 

-Nosz ja pierdole! 

Krzyknął ściągając z siebie okulary ochronne i rzucając nimi w ziemię. 
Syknął od szczypiącego bólu przeciętej brwii. 
Zaczął grzebać w szafce w poszukiwaniu jakiejś chusteczki, a drugą ręką kartkował swój dziennik. 

-Panie Talis. Co tu się wydarzyło? 

Usłyszał nagle za sobą głos. Szybko się odwrócił. 

-A to… to pierwszy test mojego projektu.. Trochę nie wypalił, ale zrobię kilka poprawek i… 

-Kto prawi opiekę nad twoim projektem? 

-Nikt profesorze Heimerdinger. To prywatny projekt, a ale! Bardzo przełomowy. Jestem pewien, że już nie długo. Że jestem tak blisko od perfekcji. To będzie coś… 

-Świetnie Jayce! Wprowadzisz mnie? 

Talis jeszcze chwile temu bał się, że będzie miał problemy, a teraz jakby obrósł w piórka. Wyjął dziennik i podał go profesorowi. 

-To uwaga. Hextech. Nowe źródło energii.. Sposób na okiełznanie magii przez naukę! O a tutaj… 

Chłopak zamknął w pięści jeden z kryształów. 

-Słucham!? 

Ale nagle przerwał mu wkurzony ton niziołka. Profesor zamknął dziennik jedną ręką, a drugą kręcąc wąsa. 
Jaycowi stanęła gula w gardle. 

-Magia chłopcze jest niebezpieczna. Zbyt niebezpieczna, aby prowadzić nad nią takie badania i robić z niej coś do użytku zewnętrznego. Przynosi ona tylko zniszczenie i dowodem tego jest co stało się tutaj. Zabraniam ci prowadzić te badania. 

-Ale… 

-Niema żadnego ale. Chodzę po tym świecie już 307 lat panie Talis. Widziałem do czego zdolna jest magia i ci co nią władają. Przez istoty magiczne. Ta przeszłość nie może się powtórzyć. 
Rozumiem, że jesteś odpowiedzialny i sam pozbędziesz się tego. Nie chcę robić ci problemu, bo masz wielki umysł i źle by było tracić takiego dobrego naukowca. Niech to stanie się tajemnicą, która zabierzemy obaj do grobu. Do widzenia. 

Powiedział oddając mu do ręki dziennik. 
Jayce był w szoku. Nie wiedział, że samo słowo magia może tak zdenerwować starszego przewodniczącego rady. 
Wkurzony rzucił oprawiony w skórę dziennik o podłogę. Otrzepał się i wyszedł zamykając za sobą drzwi. 
Korytarz, którym szedł był pusty. Dla niego to dobrze. Nie chciał odpowiadać na pytania co się stało. 
Wyszedł z uniwersytetu i skierował swoje kroki do domu. 
Po drodzę jednak zauważył swoje koleżanki w restauracji, które zaczęły do niego machać i wołać go. 

Hextech [JAYCE X VIKTOR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz