Rozdział 1 ❝Nieznane dotąd tereny❞

95 14 101
                                    

— To chyba tutaj. — zagadnęła do siebie dwudziestosiedmioletnia kobieta zatrzymując się przed drzwiami jednego z apartamentów. Poprawiła swoją wielką torbę, która znajdowała się na ramieniu i zapukała do drzwi. Otworzyła jej dziewczyna, o tym samym kolorze włosów co ona. Czyli rudym.

— Shirley Campbell? — zapytała, a Morgan już pomyślała czy nie strzelić sobie w czoło. Użyła złych danych, nie była aktualnie poszukiwana, więc mogła użyć swoich prawdziwych. Dodatkowo chciała zdobyć jakąś znajomą, więc tym samym przekreśla swoje szanse na dobrą znajomość.

— A nie przedstawiłam się jako Morgan Mistbranch? — przełknęła gulę w gardle. Wyciągnęła z kieszeni dowód osobisty i podała go, jeśli dobrze trafiła, niejakiej Charlie Bradbury. Wiedziała o niej dosyć sporo. Hackerka, pracuje w miejscu, które ją bardzo interesuje, mianowicie w Richard Roman Enterprises na dziale IT. Dzięki pomocy tej dziewczyny szybko znalazłaby się wewnątrz firmy jako pracownik. Tylko gdyby nie popełniła tak wielkiej wtopy na samym początku.

— Wyglądasz tak samo, jak na zdjęciach. — mruknęła. — Pewnie mi się coś pomyliło, zapraszam do środka. — przepuściła Mistbranch w drzwiach dziwiąc się, że ma ze sobą tylko torbę rzeczy. Z tyłu głowy odzywał się głos, który mówił, iż coś tu bardzo do siebie nie pasuje. — Pozwól, że jeszcze raz się przedstawię. Charlie Bradbury. — podała jej rękę w geście przywitania się. Charlie nie była do końca przekonana do Morgan. Czuła, że spotkała drugiego hackera, jednak nie robiła z tego wielkiego halo. Z drugiej strony im więcej dziwaków tym weselej.

Morgan niezbyt ufnie podała jej dłoń ściskając ją delikatnie. Rozejrzała się po przejrzystym i czerwonym pomieszczeniu, które od razu przypomniało jej o serii filmów Harry'ego Pottera. Wyglądał jak pokój wspólny uczniów Gryffindoru.

— Ładnie tu masz. Mogłabym zobaczyć pokój? Jestem dosyć zmęczona po kilkunastu godzinach jazdy z drugiego końca kraju. — rzekła nie wzbudzając tym dobrego pierwszego wrażenia. Bradbury jeszcze bardziej coś tu nie pasowało. Oczywiście rozumiała zmęczenie nowej lokatorki, jednak nawet nie zaczęła żadnej rozmowy. Może jutro będzie w lepszym nastroju.

— Oczywiście, jest naprzeciwko kuchni, a obok masz łazienkę. — odpowiedziała wskazując pełną dłonią miejsce jej pokoju. — Tak z ciekawości, masz tak mały bagaż, na tak długi czas?

— Tak, nie potrzebuję niczego więcej oprócz kilku par jeansów, paru luźnych T-shirtów i licznej koszul flanelowych. — nawet nie odwróciła się podczas mówienia tylko weszła do pomieszczenia i zamknęła szczelnie drzwi. — Dobra Morgan, dzisiaj maksymalnie do północy szukasz informacji, idziesz spać, wysypiasz się i jak Charlie wróci z pracy wypytujesz się ją o zawód i prosisz o polecenie siebie do szefa. — szeptała do siebie.

Rozsunęła zamek torby, po czym wyjęła z niej laptopa, stary zeszyt, który pękał od nadmiaru wciśniętych w niego kartek i długopis z piórem. Nie mając zamiaru niczego zjeść zabrała się za przeszukiwanie czarnej, i nie tylko, strony internetu. Musiała znaleźć coś nowego na temat lewiatanów, które wszędzie się rozsiały.

Z każdą mijającą godziną Morgan czuła, że zmęczenie coraz bardziej zaczyna brać górę. Nie chciała przestawać szukać o tych stworzeniach. Były intrygujące. W pewnym momencie zasnęła myśląc o Lewiatanach.

Nagle rozeszło się pukanie do wynajomawnego pokoju Mistbranch, która obudziła się jak poparzona. Leżała na stosie kartek, które przysypały jej laptopa.

— Możesz wejść. — odchrząknęła poprawiając się na krześle. Do pokoju wszedł nie kto inny, jak Charlie Bradbury.

— Cześć, jak pierwsza noc? — zapytała rozglądając się po pomieszczeniu. Nic nie było tknięte oprócz łóżka i biurka.

— Dobrze, bardzo dobrze. — mruknęła dziewczyna, prostując swoje bolące plecy. — Rozumiem, że zbierasz się do pracy, tak? — domyśliła się. Bradbury pokiwała głową.

— Chciałam ci jeszcze powiedzieć, że jakbyś chciała zrobić sobie śniadania to polecam pójść na zakupy, gdyż u mnie raczej niczego nie znajdziesz. Zwykle jem w pracy, a do domu przynoszę jakieś gotowce. Klucze zapasowe zostawiam ci na szafce w korytarzu. — oznajmiła. Z racji nieuwagi lokatorki mogła jej się w końcu lepiej przyjrzeć. Co już zauważyła posiadała ten sam kolor włosów co ona. Oczy były koloru niebieskiego, takie jak odblaski morza. Twarz pokryta wieloma piegami. — Jakbyś chciała coś jeszcze to możesz napisać, masz mój numer telefonu. — dodała pokazując dłonią gest dzwonienia z uśmiechem na twarzy.

— Oczywiście, trochę zajmie zanim w ogóle postanowię się ruszyć, także miłego dnia w pracy, Charlie. — odparła podnosząc się z krzesła, na którym przespała pół nocy, gdyż drugie pół pracowała.

Poczekała jak Charlie opuści mieszkanie, żeby czuć się jak najbardziej swodobnie. Po upewnieniu się, że dziewczyna wróci dopiero po pracy ruszyła do kuchni zerknąć, czy ma chociażby kawę. No i była. Całe worki, widać, że też jest kawomaniaczką. Mistbranch od razu się to spodobało.

Wyciągnęła kubek z górnej szafki, z nadrukiem Harry'ego Pottera. Miał na sobie nadruk trzech dziewczyn z tej sagi. Hermiony Granger, Ginny Weasley oraz Luny Lovegood. Były to trzy ulubione postacie Morgan nie licząc oczywiście zabawnych bliźniaków Weasley. Na pewno bardzo się polubi z Charlie.

Nastawiła czajnik na prąd, w między czasie czekania postanowiła rozejrzeć się po kawałku mieszkania. Kuchnia była zwykła, jak kuchnia. Ściany były czerwone, płytki też, a meble w odcieniu miedzi. Od salonu oddzielona była parawanem w odcieniu brązu.

Z jej zaczarowania wystrojem wyrwało ją pikanie czajnika, w którym temperatura wody osiągnęła moment wrzenia. Na szybko wsypała do kubka trzy łyżeczki zmielonej kawy i wlała do środka wrzątek mniej więcej do trzech czwartych wysokości. Resztę zalała mlekiem znalezionym w lodówce. Upiła parzącego napoju usadawiając się na blacie kuchennym.

Pomyślała, że zrobi małe zakupy, skoro chciała zatrzymać się na dłuższą chwilę tutaj. Robiąc zakupy mogłaby również poznać lepiej okolice i miasto Chicago. Może nawet odwiedzi najbardziej kultowe miejsce, żeby to odprężyć. Na przykład Millenium Park, Willis Tower i Navy Pier. W sumie to nigdy nie zwiedzała jakiegoś miasta dla przyjemności. Trzeba w końcu było coś takie zrobić pod koniec swojej dzwudziestki. Zaczynała mieć nadzieję, że jak załapie dobry kontakt z Charlie to oprowadzi ją po najciekawszych miejscach, według jej rankingu.

Wyrwała się z rozmyślań zaczynając pić kawę. Była mocna, dokładnie taka jaką lubiła najbardziej.

— Pooglądam mieszkanie do końca, bo w końcu co komu to zaszkodzi. — wymamrotała do samej siebie. Wyszła z kuchni znajdując się od razu w salonie połączonym z jadalnią i korytarzem.

Uwagę rudowłosej kobiety zwrócił wielki regał wypełniony wieloma drobiazgami. Na każdej było coś związanego z książkami lub filmami, albo serialami. Figurki postaci z Harry'ego Pottera, Marvela, DC, gier. Wszystkiego po jakiejś części całości. Musiała przyznać, że naprawdę jej się tu podobało. Było tak... Wypełnione miłością i osobowością. Na ścianach nie brakowało też plakatów z premier filmów.

Po obejrzeniu wszystkiego co się dało ubrała się w dżinsy, dołożyła zwykły czarny t-shirt i nałożyła flanelową koszulę w kratę, u której podwinęła rękawy. Na jej nadgarstkach ukazały się bransoletki, które rzecz jasna miały związek z jej zawodem łowczyni. Zebrała do nerki najważniejsze rzeczy. Znalazła klucze zostawione przez Charlie i wyszła z apartamentu. Nastał czas na jej uspokojenie.

Morgan nigdy nie bawiła się tak dobrze, jak dzisiaj. Zwiedzanie Chicago zdecydowanie ją odprężyło i przysporzyło o uśmiech na twarzy.

What's up, bitches? ❦ Charlie BradburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz