Rozdział 7 ❝Chronić Charlie❞

50 7 62
                                    

Coś mówiło Morgan, żeby nie szła dzisiaj do pracy. Nie wiedziała czemu, ale uznała, że z intuicją igrać nie będzie. Zawsze gdy miała dziwne przeczucie, które zaczynało się od bólu brzucha i iskierek skaczących po jej kręgosłupie, działy się niepokojące, poważne rzeczy.

Martwiło ją również to, że nie było Charlie, nie dostała żadnej nowej wiadomości, telefonu, nic. I te myśli połączone z przeczuciem świadczyły, że już niedługo będzie się dziać.

Mistbranch zebrała się później, niż zwykle, jako że nie szła do pracy. Wysłała sms-a do swojego szefa, że nie da rady dzisiaj przyjść i bierze urlop na żądanie.

W mieszkaniu nie było nic świeżego do jedzenia, dlatego też udała się do sklepu niedaleko. Sądziła, że szybko się uwinie, jednak po drodze zahaczyła o kilka innych sklepów. Nie mogła oprzeć się kawie z kociej kawiarni, ani przejrzeniu setek winylów, kaset i płyt w vintage sklepie.

Zakupy miały wyjść małe, a do mieszkania wracała z trzema siatkami rzeczy. Nie oparła się nowym kasetom do auta i nagle naszła ją wielka ochota na mniej zdrowe przekąski, które schowała w bagażniku auta.

Wchodziła po schodach, gdy poczuła coś dziwnego, że coś w tym momencie się dzieje. Morgan zatrzymała się w połowie drogi i wzięła głęboki wdech. Włożyła dłoń do kieszeni z bronią, tak w razie czego. W końcu nigdy nie wolno igrać z losem - nauczyła się tego z poprzednich wydarzeń.

Gdy była zaledwie piętro poniżej apartamentu, usłyszała trzask i pobiegła na górę. Drzwi od mieszkania były uchylone. Cicho, na paluszkach podeszła do drzwi, wyciągając broń. Zauważyła rude włosy, które na pewno należały do Charlie. Zmroziło ją, gdy usłyszała dwa znajome głosy. Nie miała wątpliwości, kim byli ich właściciele.

Morgan wparowała do mieszkania nie opuszczając broni.

— Zostawcie ją i odsuńcie się — syknęła, stojąc tyłem do dwóch mężczyzn — nie pozwolę wam zniszczyć jej życia.

Oboje odwrócili się w ułamku sekundy z podniesionymi rękami. Charlie patrzyła na nią w przerażeniu nie mając dalej pojęcia o co chodzi.

Morgan zaśmiała się pod nosem rozpoznając ich od razu.

— Sam i Dean Winchester, czego chcecie od Charlie? — zapytała ostro nie opuszczając broni.

— Morgan? — niższy z nich się odezwał, Dean, wyglądał na poruszonego. Patrzył na Mistbranch łagodnym wzrokiem. Dziewczyna przełknęła ślinę i zanim zdążyła zareagować została mocno przytulona przez Deana. — Nie wierzę, Morgi. — szepnął głaszcząc jej włosy, wyglądało na to, że nie miał zamiaru jej puścić.

— Czy ktoś mi powie co tu do cholery się dzieje? — przerwała moment Charlie stojąc ze zmieszaną miną.

Dean puścił Morgan, która kompletnie nie wiedziała jak zareagować. W końcu kto wie co powiedzieć, gdy widzi ludzi, którzy ignorowali jej telefony, wiadomości i wszelkie próby kontaktu od ponad dwóch lat?!

Sam zamknął drzwi od mieszkania i odezwał się:

— Słuchaj Charlie, wiesz już czym są lewiata-

— Nie! Ona nie może wiedzieć! — krzyknęła Morgan czując łzy w oczach. Chciała chronić Charlie, nie mogła pozwolić sobie na porażkę. — Ona jest niewinna! Zasługuje na spokojne życie! — mówiąc to stanęła przed Bradbury, robiąc z siebie mur do pokonania.

— Ona shackowała dysk Franka, sama przeczytała co tam jest, my nic nie zrobiliśmy. — powiedział spokojnie Sam. Morgan w końcu odważyła się na niego spojrzeć. Mocno wydoroślał od ich ostatniego spotkania. Zapuścił włosy, jednak na zarost dalej się nie zdecydował.

What's up, bitches? ❦ Charlie BradburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz