Rozdział 6 ❝Zaczyna się.❞

39 7 124
                                    

— Pogadamy później, dobra? Wszystko ci wyjaśnię, a sprawa z comic con'em może poczekać. — spławiła Bartona Charlie po tym, jak po cichu wyjaśnił o co chodziło. — Wybacz. — dodała i z nerwowym uśmiechem zamknęła do drzwi do mieszkania.

— Kto to był? — zapytała Morgan półleżąc na kanapie. Rozczochrane, długie, rude włosy jedynie dodawały jej uroku, co nie uszło Charlie, gdy tylko odwróciła wzrok w jej stronę.

— Mój przyjaciel, Barton, pracuje na naszym wydziale. Jego stanowisko było obok mojego, ale ze względu na ciebie przenieśli go trochę dalej. — wyjaśniła prędko. Mistbranch zrobiło się głupio, nieumyślnie zajęła stanowisko człowiekowi bliskiemu Charlie i nie czuła się pozytywnie z tą myślą. Charlie widząc wyraz jej twarzy od razu zaczęła tłumaczyć. — Ale nie martw się tym! Pewnie rozumie o co chodzi nie ma ci nic za złe! Jak będziesz chciała to pogadasz z nim w pracy i wyjaśnicie wszystko sobie. 

Morgan uśmiechnęła się na samo staranie Charlie, to było naprawdę miłe i urocze z jej strony. Rzeczywiście, sprawiło to, że nie czuła się winna, lecz tylko na chwilę.

— Dzięki, to miłe, pogadam z nim, jak mnie z nim poznasz oczywiście. Dzisiaj chyba tego nie chciałaś. — zażartowała dziewczyna.

Minął już tydzień odkąd Morgan dołączyła do składu Richard Roman Interprices. Za każdym razem jak wchodziła do budynku śniadanie usiłowało się zwrócić. Mało spała, stresowała się, w jej wynajmowanym pokoju panował istny chaos. Wszystko co znalazła o lewiatanach, Romanie Dicku. Nie mogła znaleźć nic, co by ją na coś naprowadziło.

Charlie ślepa nie była i zauważyła zmiany w zachowaniu współlokatorki. Próbowała ją wypytać, pomóc, jednak była zawsze zbywana tymi samymi słowami to nic takiego, zawsze się stresuje nową pracą. Morgan za żadne skarby nie wpuściła też Charlie do pokoju, zabierała klucz wszędzie, a w nocy zamykała się od środka. Przecież nie mogła się dowiedzieć o jej sekrecie, o lewiatanach i innych stworach. Wtedy nie miałaby szans na spokojne życie.

Przez to wszystko poprzedniego wieczora doszło do kłótni pomiędzy Bradbury, a Mistbranch. Dlatego też rano do pracy udały się osobno.

Siedziały obok siebie, ale nie odzywały się, przechodząc obok siebie wymieniały się jedynie niepochlebnymi spojrzeniami.

Morgan zainteresowała się drugą rudowłosą, gdy została poproszona przez ich szefa do biura. Pod pretekstem znalezienia ekspresu do kawy podniosła się z siedzenia i przechodząc obok biura, w którym zauważyła Dicka Romana, zamontowała na klamce szpiegowski mikrofon. Dzięki temu słyszała wszystko w słuchawce, którą ukryła pod gęstymi, długimi włosami.

Wróciła na swoje stanowisko, po drodze słuchając wszystkiego co działo się w biurze Peeta. Serce zaczęło jej bić szybko, gdy usłyszała imię Frank Devereaux, przełknęła ślinę i z drżącymi rękoma wszystkiego słuchała.

Charlie miała shackować dysk, Charlie, Morgan od razu wiedziała, że ryzykuje życiem w tym momencie. Dick chciał wiedzieć wszystko, co mogło oznaczać tylko jedno.

A przede wszystkim zastanawiały ją jego odzywki! Dopełniasz mnie, Charlie. Ludzie tacy jak ty, są nie do skopiowania.

Spanikowana Mistbranch odeszła od swojego stanowiska i poszła do łazienki, po drodze minęła Charlie, która wyglądała na niezbyt przejętą. Nie przejęła się również Morgan, która była blada jak ściana.

What's up, bitches? ❦ Charlie BradburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz