— Nie! — przerwała Morgan wstając z kanapy. Nie mogła dopuścić do tej akcji.
Cała trójka spojrzała w szoku na Mistbranch. Przez wydarzenia z ostatniego dnia wyglądała, jakby postarzała się o kilka lat. Nienawidziła, gdy coś nie szło po jej myśli, planie.
— Nie będzie tak ryzykować! Biuro Dicka jest mocno strzeżone! Coś jej się może stać! — wydarła się na Deana, patrząc na niego wściekle.
— Ale decyzja należy do mnie. — wtrąciła spokojnie, lecz donośnie Charlie. Dalej siedziała przed laptopem i wpatrywała się mocno w Morgan.
Wszystkie pary oczu skierowały się na Charlie. Nikt się nie odzywał tylko z wyczekiwaniem patrzyli na Charlie.
— Nie stresujcie mnie aż tak. — powiedziała cicho pod nosem spuszczając głowe. W tym momencie cała trójka odwróciła wzrok. Sam odchrząknął drapiąc się po karku, a Deana nagle zaczęła interesować tapeta na ścianie. Morgan zaś patrzyła na swoje buty, pewnie zastanawiała się czemu sznurówki ma takie brudne.
Przez kilka minut panowała totalna cisza, nikt nie ważył się odezwać, ani na siebie spojrzeć.
— Zrobię to. Zrobię to, tylko nie dostanę się tak łatwo na piętro z biurem Dicka. — przełamała w końcu ciszę Charlie. — I Morgan, błagam cię, nie praw mi morałów. Jestem dorosła, wiem co robię i co chcę robić. — dodała szybko, zanim Mistbranch miałaby szansę się odezwać.
Morgan podniosła wzrok na przyjaciółkę, nie miała siły się już odezwać. W środku była przerażona, bała się, że znowu kogoś ważnego straci przez cały interes łowców. Nie chciała na to pozwolić, nie znowu. Wystarczyli jej straceni rodzice, nie potrzebowała nikogo innego.
— Będzie bezpieczna- — zaczął Sam, ale przerwano mu.
— Nie Sam! Nie ma szans, że będzie bezpieczna! Będzie w niebezpieczeństwie i sam to dobrze, doskonale wiesz! Więc przestań kłamać i przyznaj, że to misja z powodzeniem 50 na 50! — podniosła głos Morgan wkurzona patrząc na młodszego Winchestera.
— Mówiłem ci, że ona się nie zmienia- — wtrącił Dean z lekkim śmiechem, ale od razu został skarcony wzrokiem — Wybaczcie. — dodał krótko bez uśmiechu.
— Zabierzmy się już do roboty, proszę. — przerwała Charlie.
Po chwili wszyscy zaczęli wymyślać plan. Ze wszystkim udało im się uwinąć w parę godzin.
❦
— Okej, tu masz słuchawke z mikrofonem — wyjaśnia Sam zakładając Charlie sprzęt. — Dzięki za pomoc we włamaniu się do monitoringu, przez to będziemy mogli dokładnie widzieć jak ci idzie, ostrzegać przed ochroniarzami i ewentualnie pomagać, jak spanikujesz. — uśmiechnął się do niej i poklepał ją po ramieniu.
— Nie ma za co i trzymajcie kciuki, żeby mnie jakiś lewiatan po drodze nie postanowił pożreć. — powiedziała Charlie dosyć cichym, ale mocno spanikowanym głosem.
— Lecisz Charlie. — powiedziała Morgan przytulając z całej siły Charlie. Tak się bała, że to mógł być ich ostatni uścisk. Zawsze miała tendencje do bycia pesymistyczną, choć w przypadku bycia łówcą to bardziej realistyczną. — Będę siedzieć razem z nimi w vanie, w razie czego wejdę zrobić dymy i cię uratuje — szeptała do Bradbury.
— Dziękuje. — odszepnęła z uśmiechem.
Ledwo minął kwadrans, a Charlie już znalazła się w budynku Richard Roman Interprices.
Morgan nerwowo obserwowała całą akcję, nie dawała sobie zabrać krótkofalówki, przez którą mogła mówić do Charlie.
W jej ciele budziło się coraz więcej emocji, nerwów, myśli. Dawno tak się nie martwiła.
CZYTASZ
What's up, bitches? ❦ Charlie Bradbury
FanfictionLewiatany krążą po świecie. Młoda łowczyni znajduje jedno z miejsc, gdzie te potwory grasują, wiedząc, że będzie musiała zostać na dłużej i zatrudnić się wynajmuje pokój w apartamencie swojej rówieśniczki. ❝- Wiesz co boli najbardziej? - Co takiego...