– Coś mi się wydaje, że będę miał z tobą kłopoty. – Przekrzywił głowę w moją stronę. Przyglądał mi się badawczo.
– Możesz jeszcze zmienić zdanie. – Schowałam drżące dłonie pod uda. – I odesłać mnie z powrotem.
– Dokąd? – Zaśmiał się, pokazując szereg białych zębów. – Musisz wiedzieć jedno: kiedy raz podejmę decyzję, jest ona nieodwołalna.
– Super... – mruknęłam pod nosem, skupiając wzrok na swoich nogach pokrytych gęsią skórką. W samochodzie było dość chłodno. Miałam na sobie tylko krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach.
– Lubię ciche i spokojne kobiety...
– Po co mi to mówisz? – Uniosłam na niego wzrok. – Nie muszę znać szczegółów. Jestem tu dla ciebie jedynie do towarzystwa.Twoje upodobania względem kobiet mało mnie interesują.
– Wiesz, czym różnisz się od dziwki? One otwierają usta tylko wtedy, gdy im na to pozwolę. Tobie najwyraźniej buzia nigdy się nie zamyka!
Zacisnęłam usta ze złości. Bardzo dobrze zrozumiałam jego aluzję.
Nasza podróż zakończyła się w wiosce oddalonej o kilka kilometrów od miasteczka. Wszędzie było zielono, dookoła rozciągały się winnice. Z głównej drogi skręciliśmy w boczną uliczkę, prowadzącą bezpośrednio do posiadłości mężczyzny. Przed wielką metalową bramą stali dwaj uzbrojeni w karabiny maszynowe strażnicy. Kiedy podjechaliśmy bliżej, wrota automatycznie się otworzyły. Wjechaliśmy na całkiem spory teren otoczony kamiennym murem. Po obejściu krążyli ochroniarze, uzbrojeni po same zęby.
Zatrzymaliśmy się obok willi. Jeden z goryli otworzył i przytrzymał mi drzwi samochodu. Rozłożył nade mną parasol, bym nie zmokła. Od razu zostałam zaprowadzona do domu.
– Rozgość się – powiedział i zniknął gdzieś w wielkim wnętrzu, zostawiając mnie samą w salonie.
Usiadłam grzecznie na dużej czarnej kanapie w kształcie litery U, umieszczonej pośrodku przestronnego, urządzonego w ciemnych tonacjach salonu. Zdjęłam przemoczone trampki i skarpetki. Pomimo parasola stopy zdążyły mi zamoknąć. Gdy koniuszki palców zetknęły się z czarną marmurową podłogą, po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Czułam się dziwnie i nieswojo.
Po chwili pojawił się mężczyzna, który skazał mnie na miesiąc swojego towarzystwa.
– Wybacz mi moje maniery. Jestem Alessio Corvonero. – Wyciągnął ku mnie rękę.
– Zoe – powiedziałam, wstając. – Zoe Moro.
Kiedy moja mała dłoń zniknęła w jego wielkiej, ciepłej i miękkiej dłoni, poczułam elektryzujący prąd przechodzący przez całe ciało. Od stóp aż po cebulki włosów na głowie. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Byłam onie- śmielona, nie umiałam spojrzeć w jego wielkie, ciemne oczy, które uparcie mi się przyglądały.
– Tak więc, Zoe... – Alessio rozłożył ręce w geście zaproszenia. – To tu będziesz mieszkać przez następny miesiąc. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, pytaj mnie lub Bellę.
W salonie pojawiła się młoda blondynka ubrana w białą, zwiewną sukienkę na ramiączkach.
– Cześć, to właśnie ja. – Uśmiechnęła się uroczo, robiąc na mnie dobre pierwsze wrażenie.
– Zoe, bardzo mi miło. – Również pozwoliłam sobie na lekki uśmiech.
– Skoro formalności mamy za sobą, zostawię cię z Bellą. Muszę wykonać pilny telefon.
CZYTASZ
Nigdy nie zadzieraj z Mafią. Tom Wydana- Self - Publishing.
أدب نسائيZoe otwiera sklep z używana odzieżą w jednym z włoskich miasteczek. Pierwszego dni zjawiają się u niej tajemniczy klienci, którzy okazują się być miastowymi bandziorami, bez ogródek każą płacić jej haracz w innym wypadku, będzie miała nie małe probl...