Rozdział 2

134 16 7
                                        

Znów brzęk rozbijanego szkła rozniósł się echem po starej kamieniczce. Otworzyłam jeszcze zaspane oczy i niechętnie spojrzałam na budzik. Nienawidziłam godziny siódmej rano, o której to śmieciarka podjeżdżała pod zabytkową budowlę tylko po to, by wysiadło z niej dwóch facetów w zielonych strojach zabierając śmieci i robiąc przy tym nieznośny hałas.

Warknęłam zrezygnowana w poduszkę.

Położyłam się na plecach odliczając w myślach trzy minuty. Dokładnie po tym czasie usłyszałam zapalany silnik i pojazd odjechał.

Wstałam z łóżka podchodząc do okna. Odsłoniłam fioletowe zasłony pozwalając dostać się porannym promieniom słońca do wnętrza pokoju. Usiadłam przy oknie obserwując miasto, które już dawno obudziło się do życia.

Chwyciłam klamkę okna i obróciłam ją ku górze, aby do sypialni dostało się choć trochę świeżego powietrza. Zauważyłam moją sąsiadkę, panią Bentz, spacerującą z psem. Starsza pani najwyraźniej udzielała lekcji savoir vivre'u swojemu czworonogowi, gdyż pochylona wymachiwała mu przed nosem palcem. Uśmiechnęłam się na ten widok.

Niespodziewanie moją uwagę przykuł widok blondyna, który właśnie wyszedł z klatki schodowej i szedł w kierunku chłopaka stojącego koło pobliskiego sklepu. Rozmawiali przez krótką chwilę po czym blondyn wręczył drugiemu chłopakowi kopertę.

Odsunęłam się od parapetu chcąc zostać niezauważoną przez obu. Czekałam na moment, kiedy się rozejdą. Widziałam, jak kiwają sobie głowami na pożegnanie. Miałam nadzieję, że blondyn, który sylwetką przypominał mi Kevina, odwróci się i będę mogła zobaczyć jego twarz. Niestety chłopak ruszył przed siebie.

Zawiedziona jęknęłam przeciągle. Postanowiłam zamknąć okno jeszcze raz wyglądając przez przezroczystą powierzchnię. Ten sam chłopak, który dostał kopertę szedł zwrócony twarzą w moją stronę. Spojrzałam na nieznajomego zaciągając firanki. Kiedy już prawie zniknął z zasięgu mojego wzroku zatrzymał się w miejscu, jakby czując na sobie czyjeś spojrzenie.

Nagle odwróciwszy się przesunął spokojnie wzrokiem po ścianie kamienicy zatrzymując go na moim oknie.

Spanikowana gwałtownie rzuciłam się na podłogę, by facet nie zauważył mojej sylwetki.

Leżąc na podłodze stwierdziłam, że zachowałam się jak idiotka. Podniosłam się do pozycji siedzącej w tym samym momencie, kiedy do pokoju wszedł mój brat.

- Co ty robisz? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy.

- Ćwiczę. Nie wiesz, że się puka? - warknęłam wstając.

Więc to nie mógł być Kevin. Mimowolnie odprężyłam się. Nieznajomy z okna nie wydawał się być człowiekiem, z którym chętnie by się rozmawiało.

- Co cię tak bawi? - spytałam obserwując śmiejącego się chłopaka.

- Poważnie, Nicol? Ty i ćwiczenia?

- Och, zdziwiłbyś się.

Wyminęłam go ostentacyjnie odwracając głowę w drugą stronę. Moja urażona duma i tym razem dała o sobie znać.

- Poczekaj!

- Co?

- Myślałem, że możemy pójść na miasto i coś zjeść.

- Przecież pracuję. Poza tym sądziłam, że umówiliśmy się dzisiaj na kolację? - zmarszczyłam brwi patrząc w kierunku blondyna.

- Nie mogę wieczorem.

- Czemu?

- Spotykam się z kumplami. - spuścił wzrok na podłogę.

Zrobiło mi się przykro. Poświęcam dla niego wszystko, staram się, żeby nasze kontakty były jak najlepsze, zawsze próbuję znaleźć choć trochę czasu dla brata, a on zrezygnował z naszego wspólnego posiłku dla swoich przyjaciół.

- Jasne.

- Nie masz nic przeciwko?

- Twoje życie, twoje decyzje. - wzruszyłam ramionami.

***

- Co ja robię źle?

- Kochanie, Kevin to młody mężczyzna, który potrzebuje się teraz wyszaleć.

Siedząc w salonie fryzjerskim obok swojej najlepszej przyjaciółki i szefowej - Melanie, żaliłam się kobiecie.

- Chciałam spędzić z nim tylko trochę czasu. - szepnęłam.

- Wiem, słońce. Uwierz mi, że jeszcze będziesz miała go dość. A teraz pozwól hormonom buzować. - zaśmiała się.

- Chyba nie mam innego wyjścia. - uśmiechnęłam się.

Kochałam tę kobietę. Zawsze znalazła sposób, dzięki któremu nie przejmowałam się aż tak życiem. To właśnie jej zawdzięczam to, że nie załamałam się po śmierci rodziców.

- No! Czas otworzyć salon.

I'm a liarWhere stories live. Discover now