Dwa tygodnie. Dokładnie tyle czasu minęło od pierwszej randki z Harrym. Przez cały ten czas wymienialiśmy się e-mailami lub sms'ami. Stało się to dla mnie pewną rodzaju rutyną.
Kiedy budziłam się każdego kolejnego dnia, wiedziałam, że sięgając po telefon zobaczę dwie nieodebrane wiadomości. Jedna mówiąca o tym, że nadawca życzy mi dobrej nocy, druga natomiast zawierająca przypomnienie o uśmiechu.
Nie trudno było więc o to bym szybko przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy. Może właśnie dlatego zdziwiło mnie, gdy jak co rano sprawdzając nieodebrane wiadomości nie zobaczyłam żadnej nowej od Harry'ego. Nie mogłam nic na to poradzić, że zaczęło mi być smutno. Zaczęłam się zastanawiać, czy może chłopak postanowił zrezygnować z jakichkolwiek kontaktów ze mną. Natychmiast zaprzeczyłam stwierdzając, że popadam w lekką paranoję.
Zdumiewające, jak jedno wydarzenie przerywające dotychczasowy schemat działania może budzić w nas takie emocje.
**
- Idę do pracy!
Krzyknęłam informując Kevina. Zamknęłam drzwi i powolnymi krokami schodziłam po schodach. Czułam, że ten dzień będzie mi się niemiłosiernie dłużył.
Poprawiłam torebkę na ramieniu wychodząc z klatki schodowej. Postanowiłam pójść dzisiaj piechotą, dlatego wyszłam wcześniej niż zwykle. Skoro już na samym początku dnia harmonia została zaburzona, czemuż nie mogę tego kontynuować?
**
- Mam nadzieję, że się wyspałaś. - Melanie przywitała mnie całując w policzek.
- Stało się coś?
- Nie, nie. Po prostu dzisiaj będzie duży ruch. - zatarła ręce po czym zawiązała swój ulubiony błękitny fartuch.
- Czemu?
- Dwie fryzury na ślub, farbowanie, strzyżenia... - zaczęła wyliczać.
- Okej, rozumiem. Nie ma co zwlekać. Otwieramy?
Dzisiejszego dnia irytowało mnie każde słowo. Nie mogłam sobie wyobrazić w jaki sposób przetrwam do godziny siedemnastej wśród wielu klientów wymagających ode mnie kulturalnego zachowania. Westchnęłam powtarzając sobie w myślach, że jakoś to będzie.
**
- Już zamknięte, proszę przyjść jutro! - krzyknęłam, gdy tylko usłyszałam charakterystyczny dzwonek.
Po raz kolejny moja intuicja mnie nie zawiodła. Przeklinałam godziny spędzone w pracy narzekając na dosłownie wszystko. W przerwie na lunch udało mi się choć na chwilę wyrwać z salonu i przenieść w magiczny świat książek. Niestety, kiedy po zakończonej przerwie mój humor choć trochę się polepszył - od razu znalazła się osoba, przez którą cały urok prysł.
Wyszłam z małego pomieszczenia dla personelu trzymając w ręku pęk kluczy. Zatrzymałam się widząc Kevina.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Myślałem, że po ciebie przyjdę i pójdziemy coś zjeść. - podrapał się nerwowo po karku, unikając mojego spojrzenia.
- Nie jestem głodna.
I może moje słowa mogły zabrzmieć trochę wrogo, ale naprawdę to nie był najlepszy czas, żebyśmy mogli porozmawiać. Wciąż miałam do niego ogromny żal o to, co zrobił i nadal robi. Nie przestał chodzić do klubów, nie przestał pić, nie dotrzymał obietnicy.
- Słuchaj, nie chcę, żeby to tak wyglądało. Ja się staram być lepszy.
- No to musisz postarać się bardziej, bo jakoś ci nie wychodzi. - prychnęłam.
Wyszłam z budynku czekając aż brat zrobi to samo. Poprawiłam torebkę na ramieniu i zamknęłam drzwi. Sprawdziłam czy na pewno nikt nie będzie w stanie się dostać do pomieszczenia i dopiero wtedy uniosłam wzrok patrząc na Kevina.
- Czemu ciągle udajesz obrażoną? - warknął.
- Udaję? Chcę dla ciebie jak najlepiej!
- Jak najlepiej? Zabraniasz mi chodzić na imprezy jakbym był smarkaczem. Nie możesz mnie kontrolować i zachowywać się jak nasza matka. Jestem już dorosły, Nicole!
- Nie widać. - syknęłam.
Nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo zraniły mnie słowa własnego brata. Wbijały się w moje serce niczym małe odłamki szkła.
- Dlaczego nagle stałaś się taka... trudna? - jęknął.
- Dlaczego po prostu nie zrezygnujesz z tego całego gówna?
- Ty nic nie rozumiesz!
- To mnie oświeć, geniuszu!
Nawet nie zdążyłam zauważyć, w którym momencie podnieśliśmy na siebie głos. Ludzie przechodzący obok omijali nas szerokim łukiem posyłając wymowne spojrzenia, które z łatwością ignorowałam. Zacisnęłam usta z determinacją wpatrując się w Kevina.
- Po prostu się odpierdol.
Zastygłam w miejscu nie będąc zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami nie chcąc się rozpłakać. Nie mogłam dopuścić do siebie faktu, że on to naprawdę powiedział. Rodzony brat kazał mi się odpierdolić.
- Jasne. - szepnęłam.
Odwróciłam się na pięcie podążając w tak dobrze znanym sobie kierunku.
**
Usiadłam na ławce przed grobem rodziców już kompletnie nie kontrolując płaczu. Moja twarz była cała czerwona nie tylko od słonych łez, ale też od wiatru, który nagle postanowił, że popsuje ładną pogodę w Londynie.
- Przepraszam. Nie wiem, co mam robić.
Spojrzałam w niebo, kiedy poczułam pierwsze krople deszczu. Nie mogłam się jednak zmusić do tego, by opuścić to miejsce nawet, gdy mżawka zamieniła się w ulewę. Niechętnie podniosłam się udając w stronę wyjścia z cmentarzu. Nawet nie zapaliłam znicza.
**
- Jak jedziesz, idioto! - wydarłam się na jadące auto, które ochlapało moje, i tak już przemoczone do suchej nitki, ubranie.
Odwróciłam się w prawą stronę słysząc cichy śmiech. Stanęłam w miejscu przyglądając się Harry'emu, który włączając awaryjne światła wyszedł z samochodu i obchodząc go otworzył drzwi kierując na mnie swoje spojrzenie.
- Podwieźć gdzieś panią? - zapytał.
_______________________
No hej! :)
Powinnam już dawno spać, nie wiem, czemu jeszcze tego nie robię ;o
Ale naszła mnie wena i choć odpokutuję za to jutro w szkole śpiąc na każdej lekcji - warto było.
Sprawdziłam, ale gdybyście coś wyłapali - ortografię, interpunkcję, styl czy cokolwiek - piszcie! :)
Miłego czytania.
All the love. x

YOU ARE READING
I'm a liar
FanfictionKażdy ma sekrety. Każdy ukrywa coś przed światem. Jednak, co może się stać, kiedy z niedopowiedzianych słów i zatajonych informacji narasta niebezpieczeństwo bliskiej nam osoby? Jak bardzo będziemy zdeterminowani w dążeniu do okrycia prawdy? A gdy j...