Rozdział 4

98 10 1
                                        

Skłamałabym mówiąc, że miałam spokojny sen. Budziły mnie nawet najmniejsze szelesty. Kot chodzący po dachu, pojedyncze samochody przejeżdżające ulicą, a nawet księżyc, który świecił prosto w moje okno.

O szóstej rano byłam więc zmęczona bardziej, niż gdy kładłam się spać. Przetarłam piekące od małej ilości snu oczy i przeciągając się na łóżku ruszyłam w stronę parapetu. Usiadłam uprzednio odsłaniając zasłony.

Dzień zapowiadał się cudownie. Wiedziałam jednak, że dla mnie nie będzie on taki łatwy. Czekała mnie bowiem rozmowa z bratem, którą starałam się odwlec jak najdłużej mogłam.

Gdy znowu spojrzałam w okno ujrzałam śmieciarkę. Od razu sprawdziłam godzinę i z niedowierzaniem stwierdziłam, że spędziłam sześćdziesiąt minut bezmyślnie patrząc na ulicę.


**


Wyszłam z domu, zostawiając Kevinowi kartkę z krótką treścią: "Wrócę późno. Nicki.". Nie zamierzałam się mu tłumaczyć z prostego powodu. To ja zawsze martwiłam się o niego i o to, czy przypadkiem nic mu się nie stanie, więc raz mógł przejąć moje obowiązki.

Zamierzałam udać się na cmentarz. Zazwyczaj chodziłam tam dwa razy w tygodniu wieczorami, że posprzątać grób rodziców, a potem móc usiąść na ławce i rozmyślać o życiu. Takie odwiedziny prawie zawsze kończyły się tym, że wracając płakałam. Wciąż nie mogłam poradzić sobie z tak ogromną stratą i miałam za złe to, że sąd wymierzył tak małą karę sprawcom wypadku. Niestety minęły już dwa lata i pomimo mojej zaciętości w walce z prawem nie udało mi się osiągnąć nic innego, jak tylko rok pozbawienia wolności z wysoką grzywną.

Poprawiając torebkę na ramieniu udałam się najpierw do małego sklepiku obok ze zniczami. Kupiłam dodatkowy wkład zostawiając trochę więcej gotówki niż było to konieczne i wąską dróżką dążyłam do celu, jakim było miejsce pochówku rodziców.

Zapaliłam knot i włożyłam wkład do znicza. Od razu poczułam specyficzny zapach parafiny. Mimowolnie się skrzywiłam.

Normalny człowiek zacząłby się teraz modlić i prosić Boga by przyjął zmarłego do nieba. Problem tkwił w tym, że nie byłam katoliczką. Ceremonią pogrzebu zajmowała się Melanie, z którą zaprzyjaźniłam się na krótko przed tragiczną śmiercią rodziców. Pomogła mi nie tylko psychicznie, ale też odciążyła ze wszystkich formalności. Nie musiała tego robić, jednak zawsze będę jej wdzięczna za tę nieocenioną pomoc.

Usiadłam na ławce stojącej naprzeciwko nagrobka patrząc na wyryte w nim napisy. Poczułam ból narastający w klatce piersiowej i szybsze bicie serca. Los jest taki niesprawiedliwy. Kiedy myślisz, że w twoim życiu wszystko jest poukładane, on śmieje ci się w twarz i za sprawą pstryknięcia palcami obraca dotychczasowy ład w chaos pełen bólu, cierpienia i nienawiści. 

Zakryłam rękami twarz nie mogąc znieść tego przeklętego uczucia pustki. 


**


Ocknęłam się podnosząc z zimnej już ławki i próbowałam przypomnieć sobie, gdzie jestem. Chwilowa dezorientacja minęła, gdy tylko spojrzałam prosto na grób. Wyciągnęłam telefon z torebki uprzednio sprawdzając, czy nic z niej nie zginęło. Było już po siódmej, a mnie ogarnęło uczucie przerażenia. Czy to możliwe, że zasnęłam na cmentarzu?

Znajdując się poza ogrodzeniem wybrałam numer Kevina. Odebrał natychmiast.

- Czy ty...

- Niedługo będę. - przerwałam mu, po czym od razu się rozłączyłam.

Czas na rozmowę.


**


- Chyba do reszty oszalałaś! - były to pierwsze słowa, jakie usłyszałam przekraczając próg mieszkania.

Nie odpowiedziałam. Starałam się jak najdłużej zdejmować buty tylko po to by choć przez chwilę podroczyć się z niskim poziomem cierpliwości brata.

- Gdzie byłaś? Dzwoniłem do ciebie trzydzieści razy!

- Doprawdy? Chyba po raz pierwszy, aż tak dużo. - powiedziałam w końcu.

- Boże, nie o to chodzi. Martwiłem się.

- Oh, no patrz, co za nowość.

Skierowałam się do kuchni, bo uczucie głodu dawało o sobie coraz bardziej znać. Wyjęłam miskę i nalałam do niej mleka zasypując ciecz zbożowymi płatkami. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść, gdy do pomieszczenia wszedł Kevin.

- Co ty robisz? - zapytał z niedowierzanie w głosie.

- O ile się nie mylę, nie masz problemów ze wzrokiem. - stwierdziłam chłodno i wróciłam do przerwanej czynności.

- Porozmawiajmy.

Zobaczyłam, że na stole leży porzucona gazeta. Zaczęłam przeglądać czasopismo zupełnie ignorując słowa chłopaka.

- Nicole! - wybuchnął nagle, co spowodowało, że nie wytrzymałam.

- Okej, chcesz znać prawdę? Proszę bardzo! Wkurza mnie to, że od jakiegoś czasu zachowujesz się jak nieodpowiedzialny gnojek. Masz dwadzieścia dwa lata, a zachowaniem upodabniasz się do nastolatka, który gdzieś ma zasady i to, co mówią mu inni. Od dnia, w którym zginęli nasi rodzice ani razu nie zainteresowało cię to, jak się czuję, czy może nie potrzebuję pomocy, kiedy ja za wszelką cenę starałam się być dla ciebie podporą we wszystkim, co robisz. Mówisz, że się o mnie martwiłeś, tak? To pomyśl, co ja przeżywam za każdym razem, gdy ty znikasz na całą noc z domu nie dając znaku życia!

Patrzyłam na brata czując, że robi mi się gorąco.

- O czym ty mówisz? Ja tylko...

- Ty tylko, co? Masz mnie w głębokim poważaniu sądząc, że koledzy i alkohol sprawią, że życie będzie dla ciebie łatwiejsze? Nadal myślisz, że to ty jesteś tym, który się martwi?

Otworzył usta ale zaraz je zamknął unikając mojego spojrzenia.

- Nicole, to nie tak. Ja wcale...

Podniosłam rękę uciszając go po raz kolejny tego dnia. Miałam już dość.

- Pierdol się, Kevin.


_______________________________


Hej ! :)

Może trochę chaotycznie, wiem, ale zamierzam z tego zrobić one shot (mam nadzieję, że tak się to pisze haha). Po raz pierwszy chyba postanowiłam zrobić coś takiego, więc mam nadzieję, że mi wyjdzie. Paradoksalnie stwierdzam, że nie podoba mi się tak szybka akcja, mimo że jestem autorką i mogę to w każdej chwili zmienić. Ale chociaż raz chcę się trzymać tego, co zaplanowałam. Cóż, reasumując, pozostaje mi tylko nadzieja, że przypadnie wam to do gustu.

All the love. x



I'm a liarWhere stories live. Discover now