C A D O L I N E
Słońce wpadło właśnie przez okna do pałacu, a śpiew skowronków mnie do końca rozbudził więc wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegar stojący przy ścianie między biurkiem, a wejściem do garderoby, był biały, ze złotymi elementami. Była równa dziewiąta co oznaczało że ja i Loki za pół godziny mamy być w sali gdzie mieliśmy ćwiczyć taktyki walk z Figgą. Umyłam twarz i uczesałam włosy w warkocza. Weszłam do garderoby i na chwilę przestałam oddychać. Ilość sukien jakie znalazły się w niej przez tą noc była oszałamiająca. Nie wiedziałam jak, i dlaczego nadal przynoszą mi ciuchy, ale pasowało mi to, kochałam wszystkie te rzeczy których nie mogłam mieć w szkole czarodziejskiej przez brak rodziców. Wybrałam najbardziej wygodną z nich wszystkich - zwiewną sukienkę do połowy uda, w kolorach przechodzących płynnie z miętowej do butelkowej zieleni. Biżuterii nie zakładałam - jeszcze jej nie miałam. Poprosiłam Friggę by osobiście poszła ze mną wybrać typ biżuterii który chciałabym nosić i przed ucztą na moją cześć odwiedzimy ród jubilerski dostarczający biżuterię do całego Asgardu. Jedyne co miałam z tych rzeczy to złoty pierścionek z zielonym brylancikiem - jedyną pamiątkę ze szkoły której ruiny widziałam przez okno. Ubrałam go, ale po zastanowieniu ściągnęłam. Nie chcę zrobić krzywdy nim Lokiemu przy walce. Spryskałam się mgiełką o zapachu wanilii i wyszłam z komnaty. Zobaczyłam na końcu korytarza Lokiego, w czarnym garniaku, chciałam do niego podejść, ale zagadał do mnie Thor:— No proszę, marzenia się spełniają. – zaśmiał się – Dziś pierwszy dzień twojej nauki jako księżniczka. – szturchnął mnie
— Thorze, powiedziałam to jakieś trzysta lat temu, a mówiąc to nie miałam na myśli by osiągnąć to z powodu śmierci moich przyjaciół...lecz no nie wiem...
— Chajtnąć się z członkiem rodziny królewskiej? – zapytał rozbawiony
— Nie powiedziałam tego.
— Ale pomyślałaś.
— Ślub z twoim bratem to nawet ciekawa propozycja, ale chyba zostanę przy przyjaznych stosunkach. – wybuchłam śmiechem – Widzimy się na obiedzie bogu pioruna, nie umiejącego go używać.
— Spadaj wiewiórko. – zaśmiał się Thor i wszedł do gabinetu jednego z oficerów. Z uśmiechem poszłam dalej, na salę gimnastyczną.
— Proszę, proszę. – Loki pojawił się z nikąd i szedł równym krokiem ze mną aż do drzwi– widzę że ty i Thor już jesteście jak rodzeństwo, pozazdrościć.
— Ja i Thor znamy się od dawna, przez moje stypendium za dobre osiągnięcia w magii. Z tobą też bym miała taką relacje gdybyś wtedy przyszedł.
— A kto powiedział że chcę taką relację? Powodzenia na pojedynkach na moce ze mną, szkoła magii nie nauczy Cię jak być prawdziwym bogiem. A ten sam wiek nie oznacza ten sam poziom umiejętności.
— Jesteś okropny.
— Wiem słońce. – zaśmiał się sztucznie i wszedł do sali.
Zaczęliśmy się rozgrzewać. Chciałam poćwiczyć trytorię obiektów, ale byłam pewna że stracę element zaskoczenia przy walce, dlatego tylko zrobiłam parę skłonów i usiadłam w jednym z rogów sali i podśpiewywałam sobie jakąś melodię o Odynie. Loki wcale nie był lepszy. Chodził po całej sali z wyczarowanym sztyletem w ręce i obracał go w palcach. Robiło się niezręcznie, lecz na szczęście przyszła Frigga.
— Synu, Cadi – uśmiechnęła się do nas. Miała dziś purpurową, obszerną, piękną suknię z wycięciem w dekolcie.
— Witaj matko – przytulił ją Loki. Zadziwiające było że dla niej był tak łagodny, chyba nikt nigdy nie sprawił że mówił z takim szacunkiem do kogokolwiek.
— Pani – ukłoniłam się – To zaszczyt mieć z tobą lekcje.
— Ah przestań z tym szacunkiem jak byś była moją poddaną. Jesteś moją córką, nie musisz mi się kłaniać czy mówić per Pani. Mów po imieniu, a jak będziesz na to gotowa możesz mówić mamo – podeszła do mnie i przytuliła. Czułam się naprawdę bezpiecznie w jej objęciach. Dzięki niej zaczęłam czuć coś czego nawet nie miałam szansy nigdy dostać, kochającą mamę.
— Dzieci, ta walka będzie waszą pierwszą, najbardziej wyjątkową bo tylko ja w tej sali znam umiejętności obu z was. Żadne nie wie jakie dokładnie moce ma druga osoba, więc uwaga, możecie być zdziwieni. Pamiętajcie, nie chodzi tu o to by zrobić sobie krzywdę, ale poznać drugą osobę. – przestrzegła.
— Pff, a po co mi ją poznawać? Wątpię że kiedykolwiek się polubimy – stwierdził Loki prześmiewczo
— Loki, skarbie. – odpowiedziała łagodnie Frigga – Wychowały mnie czarownice, znam waszą przyszłość lepiej niż myślicie. Zaufajcie mi. Im szybciej zrozumiecie że nie potrzebna wam inna rywalizacja ze sobą niż ta przyjacielska tym lepiej.
— Bzdura. – Ja i Loki powiedzieliśmy w tym samym czasie.
To nie tak że nie chciałam przyjaźni z nim, wiedziałam że jesteśmy zbyt podobni by to zadziałało. Chociaż... Może Frigga ma rację? Przyjaźń w naszym przypadku miała by same plusy?
Ja i Loki staliśmy na przeciwko siebie oddaleni o parę metrów. Frigga przyglądała nam się uważnie i czekała aż któreś z nas zrobi pierwszy krok. Trochę się bałam że Loki wyczaruje sztylet i będzie chciał w ten sposób walczyć, ale nie złamał by rozkazu matki więc uspokoiłam się. Loki zmienił swój garnitur czarami na jego rozpoznawalny czarno zielony strój. Owszem, wiedziałam że potrafi sobie wyczarować broń, albo te jego długie, złote rogi, ale nie do końca byłam przekonana, że potrafi przekształcić swoje ubranie. Wyglądało to z resztą bardzo interesująco. Stare ubranie jak by spalało się (na zielono oczywiście), a na miejsce jego pojawiło się od razu nowe. A potem zrobiłam to samo. W szkole czarodziejstwa jest to podstawowa umiejętność. Moja sukienka zmieniła się na skórzany czarny kombinezon ze złotymi elementami. Loki popatrzył się na mnie z lekkim zdziwieniem, na co zareagowałam huncwockim uśmiechem. Zrobiłam pierwszy ruch - otworzyłam gwałtownie dłoń w jego stronę, przez co poleciał kilka metrów dalej na tyłek. Atak z zaskoczenia, zaliczony. Podchodziłam do niego powoli, bawiąc się zieloną energią sprawiając by przelatywała między moimi palcami. Gdy Loki wstał starał się odepchnąć mnie tą samą sztuczką którą ja przed chwilą użyłam na nim. Nic dziwnego że mu nie wyszło, w połowie gdy otwierał swoją rękę strzeliłam w niego kulką energii którą obracałam w palcach. Podeszłam jeszcze bliżej Lokiego gdy ten oszołomiony leżał znów na podłodze i podałam mu rękę by mógł wstać. Chwycił ją i pociągnął mnie w dół. Teraz to ja leżałam a on patrzył na mnie z góry. Wyczarował mi na rękach i nogach zawiązaną linę i usiadł na mnie bym na pewno nie mogła wstać. Byłam w kropce. Moje moce, te najbardziej opanowane skupiały się na czarowaniu rękami. Telepatię umiałam, to prawda. Ale nie na takim poziomie bym mogła jej użyć na człowieku o tak silnej psychice. Chociaż? Czy Loki na pewno był silny psychiczne? Złapałam z nim kontakt wzrokowy i pomyślałam o tym że chcę przejąć kontrolę nad jego umysłem. Jego oczy zaświeciły się na jaskrawy zielony - sukces! Rozkazałam mu ze mnie zejść, a potem sprawić by te liny zniknęły. Mogłam swobodnie wstać. Nie tracąc kontaktu wzrokowego rękami wyczarowałam zielone igły które ustawiłam w powietrzu na około jego szyi. "Twój umysł jest już ode mnie wolny" pomyślałam i Loki odzyskał świadomość.
— Coś ty mi zrobiła?! – zapytał zdezorientowany
— Przejęłam kontrolę nad umysłem, a teraz spróbuj się ruszyć przed tym jak się poddasz, a zginiesz od tych igieł – przestrzegłam. Oczywiście igły były iluzją i nic mu by się nie stało, ale rzeczywiście się przestraszył.
— Dobra, wygrałaś.
— No widzisz Loki... Ten sam wiek nie znaczy ten sam poziom umiejętności – zaśmiałam się i usunęłam igły
— To nie wszytko na co mnie stać! Nie użyłem w ogóle swoich mocy!
— Mimo wszystko, wygrałam skarbie...
CZYTASZ
Przyjaźń oby po grób | Loki
Fanfiction" - 1051 lat, gdyby chciała zniszczyła by wszystkie dziewięć królestw jednym kiwnięciem ręki, a boi się piorunów?! - zaśmiał się Loki - Myślałem że gdy twoim starszym bratem jest Thor nie boi się burzy - Ah zamknij się, gdyby Thor pierwszym swoim pi...