Księga piąta: Prawda była bliżej niż myślałaś

317 17 4
                                    

C A D O L I N E

— Fillius?! Serio pomyślałam że on zna prawdę o mojej rodzinie? – zaczęłam się zastanawiać nad swoją głupotą – Wiesz, jest tylko jubilerem-

— Ten tylko jubiler zna praktycznie każdą osobę w Asgardzie, z moją matką jest na ty, z ojcem tak samo. To chyba pokazuje jak bardzo wysoko jest ustawiony. – przerwał mi Loki – A teraz zastanów się dlaczego mogłaś pomyśleć akurat o nim jako o osobie która wie kim jesteś. – wstał i podszedł do jednego ze swoich regałów, tego najbliżej ściany i kucnął przy nim – I co? Wiesz już czemu?

– Nie, nadal pustka – odpowiedziałam. Przewrócił oczami i wyciągnął jakąś książkę z półki.

— Jesteś bardziej tępa niż myślałem – zaśmiał się i usiadł na podłodze obok mnie. Popatrzyłam na niego pytająco. Otworzył książkę którą trzymał prawie w połowie, na moje nieszczęście nie zauważyłam tytułu.

— Domyślasz się co to za książka? – zapytał.

Aha, panu Lokiemu zachciało się bawić w detektywa.

Pokiwałam przecząco głową.

— Fillius powiedział ci skąd masz moce, dziedziczne, nie wyuczone w twoim wypadku, a żeby było mało wyjawił gdzie szukać dokładniejszych opisów twojej rodziny.

— I ty o tym wszystkim wiesz? Tak po prostu dałam ci o tym słuchać? – zapytałam z niedowierzaniem – Zaufałam ci?

— No cóż... Najwidoczniej czasem budzę zaufanie. – odpowiedział wstrząsając obojętnie ramionami – A więc jest pani gotowa na prawdę?

— Nigdy chyba nie oczekiwałam jej bardziej – zaśmiałam się

— To jest książka najpotężniejszych rodów w Asgardzie – pokazał mi okładkę

— Jest dość cienka, u nas w szkole mówiono że jest obszerna – zdziwiłam się

— Tak, też tak myślałem dopóki nie zmieniłem postaci w swoją matkę i nie udałem się do biblioteki. Nasza bibliotekarka jest naprawdę łatwo wierna i od razu zapytała czy chcę wersję prawidłową czy tą zmienioną na potrzeby zatajonej sprawy. Zdziwiłem się wtedy, jakiej zatajonej sprawy? Chodziło oczywiście o ciebie, Cadoline. Twoja rodzina jest zatajonym rodem. – podał mi księgę gdzie widniało drzewo genealogiczne mojej rodziny.

Na samym dole byłam ja, wyżej moi rodzice. Pierwszy raz zobaczyłam imię mojej matki i ojca, i ich wygląd. Strasznym było żyć w tak wielkiej nieświadomości.

Moja mama miała na imię Oliwia była piękna, twarz mam podobną do niej. Tylko oczy miała zielone. Uśmiechała się na zdjęciu. Jej uśmiech też był moim uśmiechem. Mój tata, Peete, był przystojnym brunetem z niebieskimi oczami. To po nim miałam kolor swoich tęczówek. Wyżej była pokazana babcia i dziadek - rodzice mamy. Oboje byli rudzi, piegowaci z zielonymi oczami.  Babcia miała ja imię Tetelina, a dziadek Mobius.

W moim oku zakręciła się łza która opadła na kartkę. Poczułam jak Loki obejmuje mnie ramieniem.

Co jak co, ale jego dobra, miła i opiekuńcza strona była cudowna.

— Hej, wiem że to wzruszające, ale nie chcesz się dowiedzieć dlaczego jesteś w tej księdze? – uśmiechnęłam się do niego

— Ah już wiem dlaczego pozwoliłam ci słuchać.

— Oświeć mnie. – szczerze się zaśmiał

— Bo ta druga strona ciebie jest kochana – chwyciłam jego policzki jak nie raz robią ciocie i zaśmiałam się donośnie

Przyjaźń oby po grób | LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz