rozdział 5

767 53 23
                                    

Camilo Madrigal.

Brunet spojrzał na mnie, rozpoznając we mnie dziewczynę z biblioteki. Odwzajemniłam spojrzenie, stając przed chłopakiem na równe nogi. Otrzepałam się na szybko, oraz zaczęłam bawić się palcami jako tik nerwowy, jednocześnie urywając kontakt wzrokowy. Ośmieszyłam się bardzo, nie miałam odwagi rozejrzeć się dookoła, bojąc się, że jestem przez wszystkich obserwowana.

— Nic mi się nie stało, a tobie? — zatroszczył się, co było dla mnie urocze, a gdy podniosłam wzrok na jego uśmiech, moje serce stopniało.

— Wszystko w p-porządku. — odburknęłam na wcześniejsze pytanie.

Spojrzałam przelotnie na brązowookiego, stwierdzając, że to najlepsza pora na pójście stąd, jednak bałam się poruszyć i stałam jak sparaliżowana. Czułam na sobie wzrok osobnika, co jeszcze bardziej mnie peszyło. Niezręczna dla mnie cisza, dłużyła się długą chwilę, dopóki nie wytrzymałam napięcia.

— To ja już pójdę. Nie chce przeszkadzać w imprezie i... Sam wiesz, to pa! — nerwowo zwróciłam się do Camilo, następnie chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.

Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się na pięcie, szybkim krokiem przeciskając się przez przybyłych gości. Gdy już myślałam, że uda mi się wybiec z zatłoczonego domu, poczułam czyjąś dłoń na tej mojej. Spięłam się na ten nagły, niespodziewany gest, zastygając w miejscu. Odwróciłam się powoli, widząc znowu te świecące czekoladowe tęczówki.

— Może jednak zostaniesz? — zachęcił mnie chłopak, a widząc mój grymas i niezadowolenie, splótł nasze palce, wprawiając mnie w jeszcze większy dyskomfort. Moje policzki płonęły. — Impreza dopiero się zaczęła.

— Nie za bardzo mogę... — zaczęłam, skanując wzrokiem dekoracje, szukając jakiegoś ratunku — bo muszę...

— Nie daj się prosić, co Ci szkodzi? — przerwał mi, patrząc na moją różową buźkę, a ja miałam wrażenie, że brunet się tylko ze mnie naśmiewa.

Lecz jednak ma rację. Co mi szkodzi? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Bałam się przychodzić tutaj sama, jednak gdybym poszła z uroczym Madrigalem, który wręcz prosi bym została, sprawy mogą potoczyć się inaczej, a ja mogłabym w końcu zatracić się w czymś innym niż lekturze.

— Dobrze — przełamałam się, jeszcze nie wiedząc, że zapamiętam ten wieczór do końca życia. 

Camilo uśmiechnął się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, ukazując swoje idealne, białe ząbki.

— Chodź za mną, zaraz Isabela pewnie będzie przemawiała — zwrócił się do mnie chłopak, a ja na przytaknięcie, pokiwałam lekko głową.

Skierowałam się za brązowookim, który przystanął obok schodów, opierając się o pobliską ścianę. Wcześniej trochę się wyluzowałam, jednak teraz, gdy wzrokiem obejmowałam całą sale wypełnioną obcymi ludźmi, spięłam się cała. Zauważyłam Isabele, która tak jak wspominał nastolatek — zaczęła swoje przemówienie.

— Chciałam wam wszystkim bardzo... — w tym momencie przestałam słuchać, rozkojarzając się całkowicie. 

Spojrzałam na spokojną twarz swojego towarzysza. Pojedyncze loki opadały na jego twarzyczkę, jego oczy połyskiwały, a małe, lekko widoczne piegi oraz zgrabny nosek tworzyły mieszankę wybuchową, sprawiając rozszerzenie się moich źrenic. Orientując się, o czym myślę, odwróciłam wzrok. Nawet, jeśli Madrigal nie dostrzegł, jak wlepiam w niego wzrok, musiałam się ogarnąć, zanim będzie za późno. Błądziłam wzrokiem po ścianach, przyglądając się kwiatowym ozdobom, które idealnie wpasowywały się w klimat i wydarzenie.

Z transu wyrwały mnie głośne wrzaski, a następnie wspólne śpiewanie sto lat. Pojedyncze osoby składały dziewczynie życzenia, a ja stałam tylko na boku. Podeszłam z talerzykiem po kawałek tortu, dalej obawiając się, że mogę w jakiś sposób się upokorzyć. Camilo zaproponował mi bym usiadła razem z nim oraz jego rodziną. Lekko zawstydzona przytaknęłam, zasiadając obok jego osoby, dziwiąc się, że chłopak proponuje mi takie rzeczy. Zaczęłam się trząść, gdy pozostali członkowie jego rodziny wpatrywali się we mnie.

— Kto to taki? — zdziwiła się dziewczyna, która miała na nosie zielone okulary. 

— To jest... — zaczął brunet, szturchając mnie ramieniem, zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Poruszył lekko głową, a ja zrozumiałam iluzję.

— Alicia, j-jestem Alicia Rivera. —zaśmiałam się nerwowo, by trochę rozluźnić napiętą sytuację.

— Tak z ciekawości, ile się już znacie? — zabrała głos kobieta w żółtej sukience.

— Tak dokładnie, to znamy się od dzisiaj. — uśmiechnął się niewinnie brunet, spoglądając w moje oczy, przez co odwróciłam wzrok speszona oraz potarłam moje piekące policzki. Wbiłam wzrok w talerzyk z tortem, a okularniczka zauważyła mój dyskomfort.

— Możesz jeść, spokojnie. — zaśmiała się, posyłając mi miły uśmiech, dodający przy tym otuchy. — Nie zjemy cię przecież. 

— Dziękuję — podziękowałam, odwzajemniając uśmiech, zaczynając jeść swój kawałek potrawy.

Po zjedzeniu słodyczy, atmosfera rozluźniła się. Jedni poszli na parkiet, a drudzy pozostali przy stołach, wdając się w żywą konwersację. Natomiast Camilo zadawał mi pytania, by poznać mnie jeszcze bliżej. Skończył nam się temat rozmowy, a brązowooki niespodziewanie wstał oraz zaproponował mi taniec. Moje poliki zapłonęły kolejny raz tego wieczoru. 

Little shy girl | Camilo MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz