rozdział 11

607 48 63
                                    

Odwróciliśmy się razem w stronę drzwi przez które wchodziła moja mama. Po chwili również zobaczyłam, że trzymała coś w rękach.

— Skarbie zapomniałaś wziąć... — przerwała, gdy spojrzała w naszą stronę. — Chyba wam przeszkadzam. — Zaśmiała się pod nosem i szybko położyła miskę, o której niby zapomniałam na komodzie, a następnie wyszła zamykając za sobą drzwi.

Od razu po wyjściu mojej rodzicielki z pokoju spojrzeliśmy na siebie z Camilo i nie wiadomo dlaczego zaczęliśmy się śmiać z całej tej sytuacji. Po chwili gdy nasza głupawka minęła oboje stwierdziliśmy, że pójdziemy się przejść na miasto, bo i tak nie mieliśmy nic do roboty.

Gdy wyszliśmy z mojego domu zaczęliśmy się kierować przed siebie, ponieważ tak naprawdę to nie mieliśmy żadnego pomysłu gdzie byśmy mogli pójść. Chodziliśmy przeróżnymi ulicami miasta rozmawiając przy tym na wszystkie tematy jakie były tylko możliwe.

— Mam do ciebie trochę dziwne pytanie. — zaczął Camilo po tym jak usiedliśmy na pobliskiej ławce żebyśmy mogli chwilę odpocząć, a ja tylko się na niego spojrzałam. — No więc, skoro się tak bardzo ze sobą dogadujemy i ostatnio spędzamy ze sobą dużo czasu może byśmy zaczęli się przyjaźnić? — zaproponował chłopak.

Zamurowało mnie w tym momencie. Nigdy w życiu nikt mi nie zaproponował przyjaźni, aż do tego momentu. Było mi bardzo miło, że komuś na mnie zależało. Po krótkiej chwili zauważyłam jak Camilo czeka na moją odpowiedź. Wzięłam głęboki wdech i wydech i odważyłam się odezwać.

— Oczywiście, że możemy zacząć się przyjaźnić. — odpowiedziałam brunetowi i szybko się do niego przytuliłam. Już drugi raz w tym dniu. Chłopak od razu to odwzajemnił i siedzieliśmy przytuleni do siebie przez jakiś czas.

Gdy się od siebie już oderwaliśmy dopiero teraz zauważyłam, że robi się już późno.

— Muszę już wracać, zaraz będzie się ściemniać — westchnęłam z niezadowoleniem, formując usta w podkowę. 

— Możemy zostać u ciebie i coś porobić — wzruszył ramionami przekrzywiając głowę, patrząc na mnie zalotnie — u mnie w domu będę się nudził.

— W takim razie zapraszam do siebie. Znowu. 

Zaśmiałam się i ruszyliśmy z Madrigalem z powrotem w stronę mojego miejsca zamieszkania. Chwila rozrywki mi się przyda, a skoro jesteśmy przyjaciółmi to nie mam się niczego wstydzić. Przyjaciółmi! Wiem, że to trochę tandetne powiedzieć innej osobie, że jesteśmy przyjaciółmi, niczym dzieci w piaskownicy. Przyjaźń to relacja, w której ktoś będzie przy tobie, będzie cię wspierał, doradzał. Przyjaciele często organizują sobie noce pełne śmieszkowania, nocowanki i różne zabawy. Nigdy nie doświadczyłam takich wydarzeń ze względu na brak jakichkolwiek znajomych, jednak mogę to przecież nadrobić z brunetem. 

Co może pójść nie tak?

Chyba nie zauważyłam, że się uśmiecham wlepiając wzrok w ścieżkę ze żwirku, co wyglądało jakbym była upośledzona. Do tego czułam ten przeszywający wzrok osobnika który już czasem mnie irytuje. Oblizałam usta, przechylając głowę w lewą stronę, obdarzając spojrzeniem Camilo, który dalej patrzył się na moją twarz. 

— Nie nudzi ci się już to?

***

— Mamo! — krzyknęłam, gdy zielonooki przepuścił mnie w drzwiach — Jestem! 

Nie uzyskałam odpowiedzi. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z chłopakiem, który tylko ignorował brak rodzicielki. Zaniepokojona poszłam w głąb domu do kuchni, gdzie wszelkie zmartwienia zostały pogrzebane gdy zobaczyłam małą karteczkę z napisem "musiałam wyjść!".

— Mój brat zapewne przechadza się po mieście, więc jesteśmy sami w domu — rzuciłam, kiedy zjawił się obok mnie mój towarzysz — tylko nie wiem co moglibyśmy porobić, mój dom jest nudny. — Masz wejście na dach? 

Tak oto znalazłam się z Camilo na płaskim dachu, z którego można było zaobserwować zachód słońca. Nigdy tutaj dłużej nie przesiadywałam, zawsze zapominając o tym miejscu. 

Stałam i patrzyłam na niebo oblane kolorami żółto-pomarańczowymi, a brunet zdążył już usiąść bliżej końca dachu. Rzuciłam szybką informację, że idę po jakieś koce, by było nam trochę cieplej i milej, bo nie mam zamiaru przez dłuższy czas siedzieć tylko na drewnianej powierzchni. Nie oszukujmy się, że tyłek bolał by niemiłosiernie. Po znalezieniu kocy u siebie w szafie robiąc jeszcze większy nieład wróciłam z powrotem na dach, a bokiem do mnie siedział nastolatek, który obserwował naturę. 

Podeszłam bliżej niego, chcąc rzucić już jakiś uszczypliwy komentarz, ewentualnie zacząć temat, jednak prawie zeszłam na zawał. Wiedziałam, że ostatnio coś za bardzo mi wychodzi w życiu i wszystko się udaje! Nie wiem jak, ale jeden koc wypadł mi z ręki, wplątując się w moje nogi, a moja równowaga w tym momencie legła w gruzach. Ostatnio było za spokojnie, w końcu musiało się coś wydarzyć. Moje zmysły nie zarejestrowały jak jestem blisko Madrigala, który jak tylko zorientował się, że akurat się przewracam i robię nieokreślone akrobację w powietrzu, rozszerzył oczy, a ja tylko runęłam na niego. Stłumiony jęk wyleciał z moich ust, gdy kolanami uderzyłam w drewnianą warstwę dachu, a moja głowa była... KURCZE CO. 

Była. Na. Kroczu. Camilo.



Przepraszam, że rozdział jest krótki. Obiecuję, że następne będą dłuższe <3 


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 17, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Little shy girl | Camilo MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz