14

211 8 5
                                    

Bez pukania wtargnęłam do pokoju pani McGonagall. Siedziała przy biurku najwyraźniej sprawdzając prace uczniów.

-Panno Potter?-zapytała zdziwiona.

-Mam już plan na Bal.-powiedziałam pośpiesznie podchodząc.

-Tak szybko? Zadziwiasz mnie Liso.

-Potrzebuję na jutro szukających czterech drużyn. Mogłaby pani to dla mnie zrobić i zwolnić ich na trzeciej lekcji?-spytałam z nadzieją.

-Może łatwiej będzie jak dam ci jakby taką przepustkę. Będziesz mogła brać kogo i kiedy chcesz. Widać że jesteś bardzo zaangażowana.

-To dla mnie zaszczyt że wybrała mnie pani i mam zamiar zrobić to jak najlepiej. 

-Idź spać Liso. Wszystko będzie załatwione na jutro.

-Dziękuję. Dobranoc pani profesor.-Ucieszona wybiegłam z jej gabinetu i skierowałam się do pokoju.

-Nie biegaj po korytarzu! Masz szlaban!-krzyknął za mną Pan Filch.

-Przepraszam! Dobranoc Panu!-odkrzyknęłam.

*

-Niesamowita dziewczyna.-uśmiechnęła się pod nosem pani profesor.

Psorka ma rację. Lisa jest naprawdę niesamowita. Pokonała potwory, opiekuje się córką i huncwotami. Ma teraz na głowie bal i przygotowanie się do meczu. Ma bardzo wiele obowiązków i po prostu nie zgadnijcie... Ze wszystkim sobie poradzi pomimo trudności, da radę. 

*

- Dzień dobry ja po szukających. - powiedziałam z uśmiechem wchodząc na lekcje domu borsuka i kruka. Nauczyciel skinął głową, a za mną wyszła dwójka uczniów. Spotkaliśmy się z Black'iem i moim bratem w opuszczonej sali z której zrobiłam swój gabinet.

- Po co nas tu ściągnęłaś Lisa? - zapytał James.

- Jak wiecie lub nie zostałam wybrana na organizatora tego rocznego balu kwiatów. Chciałabym was prosić o pomoc. - uśmiechnęłam się do nich lekko. Zaczęłam im wszystko powoli tłumaczyć, oni podsuwali swoje uwagi. Gdy skończyliśmy akurat była pora obiadu.

**
Dzisiaj gram swój pierwszy mecz, dostałam się na pozycję pałkarza. Warunki nie były najlepsze. Od samego rana zbiera się na burzę, ale trzeba będzie grać, Kathy ma wyjść jutro. Pani Pomfery chce się upewnić że nic jej nie jest.


- Gotowa na mecz? - zapytał James.

- Zawsze. - uśmiechnęłam się lekko.

- To dobrze. - powiedział Łapa.

- Tylko masz wrócić cała i zdrowa kochanie. - odezwał się Remus.

- Oczywiście. Kto by się w końcu opiekował małą? - zaśmiałam się.

- Nie mamy pojęcia złotko. - rzekła Lily siadając przy stole.

- Mam dla ciebie małą niespodziankę. - powiedział James, a przez wrota przeszli rodzice.

- Jesteś niesamowity. - wstałam i pobiegłam się przytulić do ojca.

- Mam nadzieję na pozytywny mecz.

- Nie może być inaczej tatku. - uśmiechnęłam się.

- Lisa chodź! - zawołał James stojąc z drużyną.

- Leć. - zaśmiała się mama, a ja po szybkim objęciu jej pędziłam w stronę brata z uśmiechem.

- I znów w uśmiechu. - zaśmiał się Syriusz.

- Utkaj sie koleś. - uderzyłam go lekko w ramię.

- No dobra przepraszam nie bij. - ruszyliśmy cała drużyną na boisko. Jak na zawołanie przed nami wyrośli przeciwnicy. Ślizgoni.

- Powodzenia. - uśmiechnęłam się do nich. - Przyda się. - reszta gryfonów się tylko zaśmiała.

- Uważaj Potter. - warknął Regelus.

- Spokojnie bo ci żyłka pęknie. A teraz tak naprawdę panowie. Liczę na czystą grę, córka na mnie czeka więc rozumiecie. - oni skinęli głowami, a ja z moją drużyną ruszyłam do szatni.

..

James już od dłuższego czasu rozglądał się za zniczem, młodszego Black'a nie było za to widać. Postanowiłam trochę pomóc bratu. Było 0: 150 oczywiście dla nas. Skupiłam się i wytężyłam słuch.

-POTTER! - krzyknęłam w jego kierunku, on od razu zwrócił uwagę. - NA 10. CZEKAJ! - posłuchał czekał będąc gotowy na jaką kolwiek reakcję. -Teraz! SZYBKO! - śmignął tuż obok mojej głowy, rzucając szybie dzięki.

- Lisa skup się na grze! - krzyknął Syriusz. W naszą nadciągali ścigający jak i ich szukający. Regelus wleciał prosto we mnie, ja zostałam na miotle on nie bardzo, szybko złapałam go za rękę, przez co straciłam na chwilę równowagę.

- Spokojnie mam cię. - powiedziałam cicho, on złapał sie mnie dwoma rękami co chwilę spoglądając w dół

Proszę państwa co się tam dzieje?! Gryfonka  trzyma Ślizgona.

-Nie wierć się. - warknęłam. Zauważyłam że Syriusz jest niedaleko. Zbierając praktycznie ostatki sił podciągnęłam go lekko. Pogoda szalała zaczęło walić piorunami. - Powiedz im że ich kocham. Zapamiętaj. - rzuciłam go w stronę Syriusza, a no idealnie wylądował na miotle. Później była już tylko ciemność.

Syriusz

Lisa rzuciła Regelusa w moją stronę, a on wylądował za mną. Chwilę później Potter'ówna leciała w dół. U-uderzył ją piorun. Z przerażeniem śledziłem jej bezwładne ciało. Coś śmignęło koło mnie i pędziło w jej stronę. James złapał ją i powoli wylądował, jak najszybciej zleciłem na ziemię i podbiegłem do nich.

- Nie oddycha! - krzyknął zrospaczony Rogacz kładąc ją szybko na trawie.

- JAMES! - krzyknęła pani Potter, szybko podbiegając, po jej policzkach pociekły łzy jak zobaczyła swoją córkę. Obydwoje zaczęli jej pomagać. Ja jedynie stałem i nie wiedziałem co robić.

Remus

W Lisę strzelił piorun. Moje serce w tamtym momencie stanęło. Moja dziewczyna leciała bezwładnie w dół na szczęście James ją złapał. Szybko razem z Peter'em i państwem Potter zbiegliśmy z trybun. Ich mama mało nie zemdlała, ojciec nie był w lepszym stanie. Peter położył mi rękę na ramieniu i zamknął oczy, po policzkach pociekły nam łzy które po chwili zmieszały się z kroplami wody. Nie chciało mi się żyć.

- Bądźmy dobrej myśli. - odezwał się cicho Peter łamiącym się głosem.

Nauczyciele szybko zabrali ją do Skrzydła szpitalnego.

???

-Mamo!-krzyknęła Kathy, którą zabierali od nieprzytomnej Lisy.

-Przeżyje?-zapytał Remus.

-Nie wiem.- odpowiedziała pielęgniarka.

-Moje dziecko.- pani Potter zaczęła szlochać nad własną córką, zresztą tą tak jak wszyscy.

Pani Pomfery wyszła do nich żeby przekazać im okrutne wieści...

Dobra Matka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz