Remember, when we were kids |Tyzula|

59 6 0
                                    

— Zasługujesz już na odpoczynek, Ty Lee. Byłaś dziś niesamowita!

Przygarbiony szef cyrku zamknął drzwi do wagonu, w którym spała Ty Lee. Był zadowolony z dzisiejszego pokazu zdecydowanie bardziej niż sama osoba, która go wykonała.

Dziewczyna westchnęła ciężko, opadając na miękki materac stający w kącie przyczepy. Ty Lee miała pełną świadomość, że nie dała dziś z siebie stu procent. Występ wyobrażała sobie całkowicie inaczej. Nieznośne myśli jednak od rana zaprzątały jej głowę i nie była w stanie się skupić na pracy.

Teraz na szczęście mogła już odetchnąć - był wieczór, niedługo położy się do snu, wcześniej błagając, by przyśniło jej się coś przyjemnego. Już od kilku dobrych nocy dziewczyna miała okropne koszmary. Prześladowały ją jak niewidzialne cienie zagłady, siejące postrach wśród każdego zmęczonego człowieka, który pragnie odpocząć po ciężkim dniu.

— Nie mogę zostać. Przepraszam.

Ty Lee schowała twarz w małych dłoniach. Dziś mijała rocznica odkąd...

— Nie, zaczekaj, Ty Lee! P-proszę.

Wspomnienia wirowały gęsto nad jej głową, szumiąc niemalże tak jak porywisty wiatr za oknem. Zmęczenie oddawało ją coraz prężniej w krainę snów, jednak Ty Lee nadal się broniła. Wiedziała jak to się skończy.

— Ja... — Puściła jej dłoń. — Nie mogę.

Co dzień żałowała, że odeszła. Żałowała, że niewinny dziecięcy wybryk skłonił ją do ucieczki przed obiecująco zapowiadającym się życiem. Teraz tkwiła tu - w samym środku show, codziennie wzbudzając podziw i uśmiech na twarzach widzów. Szkoda, że sama nie była w stanie już tego czuć. Uwielbiałam występy, oklaski, publiczność, ale co dnia tęskniła. A tęsknota była silniejsza niż jej miłość do cyrku.

— Byłyście kiedyś zakochane? Tak wiecie... naprawdę?

Ty Lee nadal miała przed oczami scenę z tamtego wieczoru. Uśmiechnęła się mimo woli, wręcz słysząc wciąż w uszach głuchy głos Mai.

— Coś ty! W kim niby?

Ty Lee tamtego dnia odpowiedziała w właśnie ten sposób. Teraz czuła dziwny skurcz w żołądku wspominając te słowa.

— Miłość jest dla głupców.

Azula usiadła wtedy na materacu, próbując dostrzec w ciemnościach reakcję Ty Lee i Mai na swoje słowa. Odpowiadała w ten sposób prawie zawsze. Nie spodziewały się tak naprawdę od niej normalnej odpowiedzi, wpisującej się w kanony tak albo nie. Tak więcej żadna nie była zdziwiona.

Niedługo po zadanym pytaniu, Mai wyszła do łazienki zostawiając przyjaciółki przy dziwnym, nieco niezręcznym temacie.

— Całowałaś już kiedyś kogoś?

W pewnym momencie spytała Ty Lee Azuli. Były dziećmi. Widziały niejednokrotnie jak dorosłe pary to robią.

Księżniczka Narodu Ognia wybuchnęła wtedy śmiechem, kiwając głową. Później rzuciła jedną ze swoich przysłowiowych anegdotek o tym jak to zakochanie się nie jest szkodliwe.

Wtedy Ty Lee to śmieszyło. Teraz wiedziała, że Azula miała rację.

Wspominając tę sytuację aż musiała wstać z posłania i przejść się po pokoju.

— A... Chciałbyś zobaczyć jak to jest?

Nieśmiałość Ty Lee zwykle napędzała Azulę, która wtedy emanowała jeszcze większą energią i przejmowała pałeczkę sytuacji, jakakolwiek by ona nie była. Tamtym razem jednak siedziała jak wryta na skraju materaca, jakby ktoś ją zamienił w posąg.

Azula nachyliła się wtedy, a Ty Lee tak po prostu, bez większego zastanowienia, nieśmiało dotknęła swoimi ustami jej ust. Nagle obie odskoczyły, jakby na swoich twarzach odkryły gorący ogień. W ich niewielkich piersiach migotało głośno ogromne serce, bębniące już teraz w ich uszach. Oczy rozwarły się do rozmiarów co najmniej pięciozłotówek. Tętno było wysokie jak jeszcze nigdy. Atmosfera ciężka niczym sztanga zawodowca.

— Co wam się stało? — Mai weszła do pokoju i od razu wyczuła dziwną atmosferę, która tutaj panowała.

Ty Lee głośno westchnęła, ponownie bezwładnie dając opaść ciału na miękkie posłanie.

— Planowałyśmy jak jutro wrobimy Zuko. Może zrzucimy go z balkonu? Albo... — Kłamała Azula. Rumieniec zajmował większość obszaru jej twarzy.

— Tak, będzie śmiesznie! — Próbowała skierować na inne tory rozmowę Ty Lee.

To było tak dawno temu...

Po tym wydarzeniu odeszła, by zapisać się do cyrku. Pragnęła robić coś samotnie, z dala od przeszłości, której nadal tak się wstydziła.

Były wtedy dziećmi, mało rozumnymi maluchami. Po dziś dzień - po latach spędzonych na ciężkich odprężających ćwiczeniach cyrkowych - nie rozumiała dlaczego po zwykłym incydencie dokonanym przez przypadek - jako forma ciekawości - tak bardzo się tym przejmowała. Dlaczego uciekła. Dlaczego nadal się ukrywała. Dlaczego okropnie bała się nawet w myślach czy wspomnieniach spojrzeć jej w oczy.

Czy gdyby faktycznie nie miało to żadnego znaczenia... byłaby tutaj teraz?

Zbiorek skondensowanych historyjek (czyli po prostu One Shoty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz