Coś mokrego kapie na moją twarz. Otwieram oczy i widzę Hugrekka, patrzącego na mnie swoimi ślepiami. Uśmiecham się rozczulona, jego słodką minką. Wycieram jego ślinę i razem z towarzyszem wychodzę z pokoju kierując się do salonu.
- Dzień dobry.
- Witaj słońce. Wyspałaś się?
- I to jak. Dawno tak dobrze nie spałam. A ty?
- Kiedy zasnęłaś, pozwoliłem sobie urządzić się w pokoju, obok twojego. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
Rozszerzam oczy. Po czym zaczynam się śmiać. Ljón patrzy na mnie z konsternacją, ale również się uśmiecha. Patrzę w jego czarne jak otchłań tęczówki i mam wrażenie, że wiedzą wszystko.
- Wczoraj tak bardzo chciało mi się spać, że totalnie zapomniałam o tym, że nie masz pokoju. Jestem zdziwiona, ale mnie nie obudziłeś, ostatnio jestem przewrażliwiona na punkcie hałasów. Nieważne, cieszę się, że się urządziłeś.
Sprawdzam standardowe powiadomienie o dzisiejszej pogodzie. Na szczęście nie ma dziś, jakiejś śnieżycy. Mamy sobotę dwudziestego dziewiątego stycznia. Wpadłam na genialny pomysł.
- Ljón wybierzesz się ze mną do sklepu zoologicznego? Przydałoby się kupić jakąś smycz, obrożę i karmę dla Hugrekka. Wybierzemy się tą samą drogą co wczoraj.
- Doskonały pomysł. Wiesz w ogóle co to za rasa?
Patrzę na psa. Potem na Ljóna.
- Jest jeszcze mały, ale wygląda jak Berneński pies pasterski.
- Myślisz, że będzie duży?
- Samce mogą mieć do siedemdziesięciu centymetrów w kłębie i pięćdziesiąt kilogramów.
Patrzę na blat kuchenny i widzę dwa kubki. Podchodzę bliżej i widzę czarną kawę w jednym i białą w drugim.
- Czarna twoja i bez cukru.
Patrzę na Ljóna, który szczerzy się do mnie. Łapię kubek i podchodzę do niego. Chwytam go za lewą dłoń.
- Chyba się w tobie zakochałam.
- Za.. kochałaś. We mnie? Ty?
Zaczynam się śmiać z jego miny. Bezcenny widok. Strach połączony z radością i niedowierzaniem.
- Lubię cię, jesteś cudowny i uroczy. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś pierwszą osobą, która mnie lubi i toleruje.
- Ciebie nie da się nie lubić.
Uśmiecham się jedynie. Dopijam kawę, kubek odstawiam do zlewu. Proszę stróża, aby dał Hugrekkowi jeść i idę do pokoju się ubrać. Zważając na mój dobry humor. Ubieram się w różowe jeansy i bluzę tego samego koloru. Myję zęby, robię delikatny makijaż. Wracam do Ljóna, który swoją drogą ubrał się w czarne rurki i białą koszulkę. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że tyłek ma po prostu boski. Decydujemy się obejrzeć jakiś film. Skaczemy po kanałach, ostatecznie decydując się na jakąś komedię.
Jesteśmy już w Żywcu. Jest pierwsza po południu. Wchodzimy do sklepu zoologicznego, wybieramy smycz i obroże w kolorze czarnym. Kupujemy Jeszcze karmę dla szczeniaków. Kiedy mam chodzić, potykam się i wpadam na Bruneta o piwnych oczach. Łapie mnie w pasie, powodując dreszcz na moim ciele. Patrzę w jego oczy i peszę się pod intensywnością jego spojrzenia. Wracam do pionu.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Uważaj następnym razem. Magnus Myrkur.
- Rosalie Wood. To mój chłopak Ljón Night, a to jest Hugrekki.
- Miło was poznać. Przepraszam śpieszę się. Może się jeszcze spotkamy.
Odszedł w swoim kierunku. Patrzę w stronę Ljóna, który się szczerzy.
- Twój chłopak co? Spoko, kochanie mi pasuje.
- Przestań się nabijać, no. Podejrzany mi się wydaje. Ma jakąś dziwną aurę.
- Nic dziwnego. To wilkołak.
- Wilkołak?!
- Spokojnie, nie pachnie jak ci którzy cię zaatakowali.
- Dobra nie wnikam. Wiem, że byś mnie obronił.
- Zapraszam cię na randkę, słonko. Trzeba jakoś uczcić nasz związek.
- Na randkę?! Mówisz poważnie?
- Poważnie. I mam szczere intencje. Intrygujesz mnie.
- To gdzie idziemy, kochanie?
- Na lody.
Rumienię się dziko, gdyż bardzo sprośne myśli zawitały w mojej głowie. Ljón na mnie patrzy i się chytrze uśmiecha. Podchodzi do mnie, z psem na smyczy. Łapie za podbródek i składa całusa na moim czole.
- No przestań. Widzisz przecież jak na mnie działasz. Wcześniej taka nie byłam.
- Podoba mi się taka wersja ciebie. Czuję się zaszczycony faktem, że jestem twoim pierwszym chłopakiem.
- Też się cieszę. Idziemy?
Odbieram mu smycz. Prawą ręką łapiąc, chłopaka za rękę. Kierujemy się do cukierni, w której pracowałam w wakacje. To, że jest środek zimy, nie robi na nas wrażenia. Lody można jeść zawsze i wszędzie.
- Jaki chcesz smak?
Spoglądam na karteczki wbite w różne masy, za szybą. Mam ochotę trochę poflirtować, co jest do mnie niepodobne, ale nie ważne.
- Myślę, że czekoladowe, jak twoja skóra. Kokosowe, bo idealnie oddają biel twoich zębów oraz karmelowe, jak twój zapach.
Patrzę na niego spod przymrużonych powiek. Wyobrażam sobie, jak zamiast lodów, smakuje właśnie jego. Czuję przyjemne uczucie kumulujące się w podbrzuszu. Uśmiecham się zalotnie. Ljón wstrzymuje powietrze, jakby dokładnie zdawał sobie sprawę z moich myśli i uczuć. To powoduje, że zaczynam się rumienić, ale nie uciekam od jego spojrzenia.
- W porządku. Ja wezmę pomarańczowe jak twoje włosy, pistacjowe, jak twoja skóra i wiśniowe jak twoje usta.
Ljón płaci za nasze lody. Kiedy oddalamy się od ludzi, w bardziej ustronne miejsce, czyli do parku Ljón przyciąga mnie do siebie i szepcze wprost do mojego ucha.
- Możemy, częściej się tak bawić, ale kiedy jesteśmy sami. Twoje myśli doprowadzają mnie do szału. Jeszcze chwila, a dorwałbym się do ciebie, już tam na miejscu.
Zbliżam się do jego ucha i muskając wargami jego płatek.
- Jak będziemy w domu, to może spełnimy nasze fantazje jeszcze dzisiaj. Co ty na to, kochanie?
- Kusisz, ty diablico.
Warknął i skierował się w drogę powrotną, ciągnąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Pies po drodze zatrzymywał się parę razy. Śnieg momentami mocniej przyprószył, ale nic nie było w stanie pogorszyć mojego nastroju. Mam chłopaka, psa i jestem szczęśliwa. Moje życie zaczyna nabierać kolorów, przysłaniając moje wewnętrzne demony.
CZYTASZ
The Woods: Place where everything had started.
FantasyJestem Rosalie Wood wracam z pracy lasem i nie mogę pozbyć się wrażenia, że jestem śledzona. Nie mogę niczego dostrzec, wszystko poza dziwnym niepokojem wydaje się być takie samo. Zapraszam do przeczytania mojego pierwszego opowiadania. Możliwe są...