Rosalie Wood POV

Weekend jak i środek tygodnia nam na trudnych rozmowach z moją mamą. Ljón starał się wspierać mnie jak tylko mógł. Byłam trochę zawiedziona, że nasz wieczór we dwoje nie wypalił, ale kiedyś to nadrobimy na pewno. Jeśli chodzi o moją mamę zaproponowaliśmy jej, aby z nami zamieszkała. Na pewno pomoże nam to zacieśnić relacje. Staraliśmy się z Ljónem jak najdokładniej streścić matce, historię naszego poznania. Była przerażona, atakiem watahy. Zaproponowała wtedy, że nauczy mnie wszystkich zaklęć jakie tylko potrafi, a które mogą okazać się przydatne. Ljón aprobował ten pomysł.

W tym momencie jesteśmy w Żywcu. Magnus dołączył do nas na przystanku. Wspólnie uznaliśmy, że wtajemniczymy go w to co się u nas dzieje. Powiedzieliśmy mu, że wiemy o jego drugiej naturze. Był zaskoczony. Przyznał jednak, że wie o mnie i był zmartwiony moją niską samooceną. Swoją drogą, już dawno wyzbyłam się przeświadczenia o tym, że jestem nie potrzebna. Mam chłopaka, niedawno odzyskałam matkę, z którą staram się wytworzyć więzi. Mam również przyjaciela, którego traktuje jak brata.

Wróciliśmy do domu. Hugrekki przywitał nas wszystkich. Mama uparła się, że będzie wykonywać obowiązki domowe inaczej zanudzi się na śmierć, kiedy nas nie ma. Takim sposobem, przywitał nas domowy swojski obiad, którego zapach unosił się w powietrzu.

- Mamo. To jest Magnus, mój przyjaciel. Jest wilkołakiem.

- Wilkołakiem?!


Spojrzałam błagalnie na Ljóna. Uśmiechnął się w odpowiedzi i poważnie powiedział.

- Spokojnie. Nie wyczuwam złych zamiarów. Inaczej w życiu bym mu nie pozwolił się zbliżyć do mojej Ro.

Uwielbiam jak tak zdrabnia moje imię. Tylko on może tak do mnie mówić. Jest to w pewien sposób intymne i słodkie.

- Miło panią poznać. Rose to moją przyjaciółka, w życiu bym jej nie skrzywdził.

- Cóż. Chyba pozostaje mi tylko zaakceptować ten fakt. Álfheiður matka Rosalie. Zapraszam do stołu.


Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Obiad był przygotowany. Jedliśmy w ciszy. Kiedy przyszedł czas na kompot na lepsze trawienie, rozwinęła się dyskusja na temat naszego wypadu na narty. Za dwa dni nauczę się jeździć na nartach, bardzo się cieszę. Pokój trzyosobowy jest zarezerwowany. Szczęśliwie, tolerują w nim zwierzęta.

- Rose masz jakiś kombinezon narciarski?

- O nie! Ljón nie mamy kombinezonów. Co teraz?

- Spokojnie. Pomyślałem, że nie będziecie mieć, więc pogrzebałem na strychu i znalazłem. Dla Rose zielono-czerwony, a dla ciebie Ljón pomarańczowy.

- Normalnie genialny jesteś. Co my byśmy bez ciebie zrobili?

- Ja ci nie wystarczam?

Ljón fuczy naburmuszony. Nadął wargę wyglądając jak taki słodki cukiereczek. Łapię go za policzki i tarmoszę. Daję mu buziaka w nos.

- Jesteś moim małym lewkiem i jesteś uroczy, jak jesteś zazdrosny. Poza tym Magnus to gej.

Magnus prostuje się. Jak trzaśnięty piorunem. Prycham głośno na jego zaskoczoną minę.

- Skąd wiesz?!

- Proszę cię. Jakoś specjalnie się z tym nie kryjesz. Czekam tylko, aż w końcu przedstawisz nam tego bruneta z SKS-u.

Magnus kurczy się i rumieni dziko. Ljón zdecydowanie odzyskał dobry humor.

- On nie ma pojęcia, że mi się podoba. Jakby się dowiedział chyba by mnie zabił.

- Spokojnie. Pozwól żeby wszystko potoczyło się własnym tempem. Tak jak u nas. Właściwie to musimy ci podziękować.

Patrzę na Ljóna. Kiwa głową i uśmiecha serdecznie do Magnusa. Ljón kończy.

- To dzięki tobie jesteśmy razem.

- Jak to? Nie bardzo rozumiem.

- Przestraszyłam się twojej aury, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Wydała mi się dziwna, więc profilaktycznie przedstawiłam Ljóna jako mojego chłopaka. żebyś wiedział, że mam obstawę.

Magnus i mama patrzą na nas jak na kosmitów. Mama zaczyna się śmiać. Magnus otwiera usta jak rybka.

- Chcesz mi powiedzieć, że spełniłem swoje marzenie zostania shiperem roku, nawet się nie starając

- Chciałeś zostać shiperem roku?


Pytamy równocześnie z Ljónem. Zaczynamy się śmiać sami z siebie. Wszyscy się śmieją. Nawet Hugrekki podziela nasze szczęście.

Álfheiður Wood POV

Obserwując Rosalie nie mogę się nadziwić, że potrafi tryskać radością mimo tego jak wiele przeszła. Jestem dumna z tego, że wyrosła na taką odważną kobietę. Cieszę się jej szczęściem. Nie żałuję, że wcześniej ją zostawiłam. Gdyby nie to nie byłoby jej tutaj. Wierzę, że mimo trudności jakie dzięki tej decyzji ją spotkały, zdołamy zacieśnić więzi, które powstały przez ten krótki czas jak z nimi mieszkam. Radość wypełnia moje serce, widząc ją szczęśliwą z przyjaciółmi i jej chłopakiem.

Muszę przyznać, że historia początki ich związku, jest wręcz komiczna. Cieszę się jednak, że chwyciła byka za rogi i poprowadziła sytuację tak, żeby dobrze z niej wyjść.

The Woods: Place where everything had started.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz